Euforia, smutek i poczucie pewnego rodzaju spełnienia. Jak wyglądał sezon 2024/2025?


Sezon dobiegł końca, czas na podsumowania

29 maja 2025 Euforia, smutek i poczucie pewnego rodzaju spełnienia. Jak wyglądał sezon 2024/2025?
Weronika Pospiech

Ekstraklasa w sezonie 2024/2025 trzymała kibiców w napięciu do ostatniego gwizdka. Dopiero 34. kolejka przyniosła ostateczne rozstrzygnięcia w walce o mistrzostwo Polski, a emocji nie brakowało również w dole tabeli. Beniaminkowie pokazali się z bardzo dobrej strony, nie tylko utrzymując się w lidze, ale też zajmując wysokie lokaty. Największym zaskoczeniem okazał się jednak spadek Śląska Wrocław — drużyny, która jeszcze niedawno walczyła o czołowe pozycje.


Udostępnij na Udostępnij na

Mistrzowski Lech Poznań

Po trzech latach przerwy ,,Kolejorz” wraca na mistrzowski tron. Mając w pamięci ilość perturbacji i problemów, kibice z pewnością są zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Można powiedzieć, że Lech to jeden z najbardziej stabilnych projektów występujących obecnie w ekstraklasie. Jednakże, wątpliwości o to, czy Lech w ogóle będzie wplątany w walkę o mistrzostwo można było mieć od samego początku sezonu. Wystarczy sobie przypomnieć, jak wyglądała sytuacja z transferami przed sezonem i jaki to miał być sezon dla ekipy z Poznania. Wiele wskazywało na to, że będzie to jedna z tych kampanii, o których wszyscy w klubie będą chcieli zapomnieć.

Wszystko zmieniło się wraz z rozpoczęciem pracy przez Nielsa Friederiksena, który nakreślił konkretny plan gry, w jakim ma grać Lech. Gra opierała się na intensywności i dominacji przeciwnika, zachowując przy tym styl, którym można było się niekiedy zaskoczyć. Warto z tego miejsca wspomnieć o średniej, jaką wykręcał „Kolejorz” pod względem posiadania piłki. Gracze z Poznania notowali średnio 59% czasu przy piłce na mecz, co robi wrażenie. Nie zawsze jednak bywało kolorowo. Podczas pierwszego „kryzysu” Lecha pod koniec rundy jesiennej. Wówczas piłkarze z stadionu przy ulicy Bułgarskiej nie pokazali kompletnie nic. Można było mieć zastrzeżenia co do gry w ofensywie, jak i w defensywie. Pewne jest jednak, że Lech nie był wówczas sobą i wielu kibiców zaczęło się zastanawiać, o co tu tak naprawdę chodzi?

W rundzie wiosennej nie było dużo lepiej. Po świetnym starcie i „zezłomowaniu” Widzewa Łódź, Lech znów na jakiś czas obniżył noty. Porażki z Rakowem, czy Lechią były bardzo bolesne głównie za sprawą tego, że poznaniacy musieli ustąpić miejsca na fotelu lidera i znów z brakiem spokoju patrzeć co zrobi ekipa Marka Papszuna.

***

Chwilę po słabych meczach na wiosnę znów przyszły momenty dobre i takie, a których można było się po prostu cieszyć grą Lecha. Jeśli chodzi o finisz sezonu w wykonaniu Lecha, to była to czysta przyjemność z oglądania ich poczynań na boisku. Końcówka rozgrywek należała do nich i nie pozostawili Rakowowi szans na odmienienie losów mistrzostwa. Mimo, że w końcowym rozrachunku klub spod Jasnej Góry stracił tylko punkt, to można powiedzieć, że Lechowi to mistrzostwo się należało, głównie ze względu na całą tą gonitwę i całokształt sezonu, który z początku nie zwiastował niż dobrego.

Architekci Mistrzostwa

Afonso Sousa – gdy przychodził do Lecha miał łatkę talenty, który jeśli tylko wystrzeli może zostać sprzedany za duże pieniądze. Jednakże, na początku nie wyglądało to najlepiej. Łapały go kontuzje, wahania formy i brak stabilizacji. Żaden z wcześniejszych trenerów nie umiał w pełni wykrzesać pełni możliwości z zawodnika, po którym wielu miało duże oczekiwania. Zmiana w sposobie gry i szybki wystrzał formy zaszła w momencie, gdy stanowisko trenera objął Niels Frederiksen, który od początku miał za cel stworzenie przestrzeni do reżyserowania gry przez Portugalczyka. Udało się mu swój plan wdrożyć w pełni, bo w tym sezonie pomocnik może poszczycić się 18 G/A w 31 spotkaniach ekstraklasy.

Footy stats

Bartosz Mrozek

Ekstraklasa słynęła z tego, że potrafiła wypromować wielu świetnych bramkarzy. Nie inaczej jest w tym przypadku, gdzie Bartosz Mrozek znacząco przyczynił się do wygrania mistrzostwa przez Lech Poznań. W sezonie 24/25 bramkarz zanotował 14 czystych kont. Jego procent interwencji wyniósł w tym sezonie 78% a więc jedna z czołowych pozycji w lidze pod tym względem. Swoimi dobrymi występami zapracował na powołanie do reprezentacji Polski i co raz częściej wymienia się go w gronie jednych z najlepszych młodych polskich bramkarzy. Występy takie jak z Legią, czy Koroną Kielce dobitnie pokazały, że ekstraklasa wkrótce może być dla niego za mała.

Ali Golizadeh

Po wielu nieudanych meczach, tygodniach, miesiącach, po wielu tygodniach spędzonych w sali szpitalnej w końcu odpalił. Jedni się na niego frustrowali, drudzy chcieli wypchnąć z klubu, a jeszcze inni zapomnieli o jego istnieniu. Było blisko dopięcia transferu już w zimę, jednak finalnie zawodnik postanowił udowadnić swoją przydatność w Poznaniu. W rundzie wiosennej można było odnieść wrażenie, że w Lechu doszło do powstania niczym Feniks z popiołów. Ali w tej rundzie zaznaczył obecność w wielu ważnych meczach. Choćby z Legią pokazał to, co umie najlepiej, czyli grę na małej przestrzeni i strzał po długim słupku zdobywając prawdopodobnie jedną z najważniejszych bramek w swojej karierze. W tym sezonie zdobył 8 goli i 5 asyst, czym dołożył ogromną cegiełkę w wywalczeniu mistrzostwa.

Mikael Ishak

To, że Szwed jest główną postacią Lecha od kilku lat wiemy nie od dziś. Wszelkie nagrody, wyróżnienia i nominacje zawdzięcza sobie i klubowi z Poznania, z którym sięgnął po drugie mistrzostwo Polski. W tym sezonie dla „Kolejorza” zdobył 21 goli w rozgrywkach ekstraklasy, czym pobił swój dorobek z sezonu 21/22. Wówczas zanotował wtedy 18 trafień i nie znacznie wyprzedził go Ivi Lopez. Dla napastnika był to już 5 sezon, w którym zdobywa przynajmniej 10. golu w lidze. Jego osoba w szatni mistrzów Polski to nie tylko duży zastrzyk stabilności sportowej, ale i ogromne doświadczenie, które w takim sezonie było kluczowe. Pomimo wielu złych momentów ciągle stawał za drużyną i do końca był jej fundamentem.

Wśród tych wszystkich filarów i ogromnych piłkarskich osobowości nie należy zapominać, o tym kto tak naprawdę nakreślił plan działania drużyny. Trener Frederiksen odwalił kawał solidnej roboty i nie sposób nie docenić jego osiągnięcia, które jak sam wspomina dało mu więcej satysfakcji niż mistrzostwo Danii. Jeśli Niels Frederiksen pozostanie na stanowisku trenera Lecha, to można śmiało założyć, że będzie to jeden z mocniejszych kandydatów do gry w europejskich pucharach. Natomiast sama ekstraklasa skorzysta na tym sukcesie poznańskiego Lecha.

Marek Papszun z udanym powrotem

Po sezonie, w którym Raków Częstochowa wypisał się z walki o mistrzostwo na bardzo wczesnym etapie i finalnie zajął 7. miejsce w tabeli ekstraklasy wiadome było, że w klubie potrzeba zmian. Z funkcją pierwszego trenera pożegnał się Dawid Szwarga, który w Rakowie delikatnie mówiąc nie poradził sobie najlepiej. W jego miejsce przyszedł znany i ceniony Marek Papszun. Było to o tyle dziwne i zaskakujące, że w kontekście kolejnej pracy szkoleniowca mówiło się bardziej w kierunku zagranicznym, niż ponownym zakotwiczeniu w Polsce. Wydaje się, że ekstraklasa była dla Papszuna w pewnym sensie komfortowa. Ponownie wchodził do środowiska, które bardzo dobrze zna i kocha. Nie bez kozery stał się później legendą i znakiem rozpoznawczym „Medalików”.

Jego plany na nadchodzi sezon zostały bardzo szybko zweryfikowane. Po niezbyt udanym początku sezonu i utracie kilku ważnych punktów przyszedł czas na przełomie września i października, w którym Raków grał, jak za pamiętnego mistrzostwa Polski. W pewnym momencie sezonu można było mieć wrażenie, że ekstraklasa będzie gorąca do samego końca. Tak też było. Raków sukcesywnie wygrywał, co przekładało się na wysokie zdobycze punktowe. To, co na pewno może cieszyć po powrocie Papszuna do pracy, to to, iż ustabilizował defensywę, która w poprzedniej kampanii była rozchwiana. W niedawno zakończonych rozgrywkach „Medaliki” straciły zaledwie 23 bramki. Duża jednak w tym zasługa młodego Kacpra Trelowskiego, który wielokrotnie dźwigał na swoich barkach odpowiedzialność utrzymania wyniku. W całym sezonie młody bramkarz zanotował 17 czystych kont czym pokazał, że ekstraklasa skorzysta na jego dobrych występach.

***

To, co jednak nie zmieniło się, to fakt iż Raków wciąż nie powala stylem. Świadczy o tym fakt, jak w niektórych meczach Raków nie potrafił kreować i wręcz dusi się w własnym graniu. Warte podkreślenia i pochwały jest to, jak drużyna potrafi przepychać mecze, gdy nie idzie po ich myśli bądź muszą dowieźć wynik do końca. Tutaj wychodzi świetne panowanie nad meczem trenera, ale i zawodników, którzy w takim graniu odnaleźli się świetnie.

Wyprzedaż w klubie spod Jasnej Góry

Po zdobyciu kolejnego wicemistrzostwa przez Raków, klub planuje pożegnać się z zawodnikami, którzy nie pasują już do koncepcji taktycznej Marka Papszuna. Na daną chwilę pewne jest, że z klubem pożegna się dość duża grupa piłkarzy. Mowa tutaj o Dusanie Kuciaku, Mateju Rodinie, Milanie Rundiciu i Benie Ledermanie. Kończą się też wypożyczenia Jonathana Brauta Brunesa z Leuven, którego odejście byłoby sporą stratą i Jesusa Diaza ze Stali Rzeszów.

Jeśli chodzi o kuzyna Erlinga Haalanda to wiele mówiło się o możliwym wykupie zawodnika ze strony wicemistrzów Polski. Jednakże, zupełnie inne światło na tą sprawę rzuca zachowanie napastnika w mediach społecznościowych. Chodzi o to, że Brunes wrócił do swojego dawnego zdjęcia profilowego, na którym ma na sobie koszulkę belgijskiego klubu. Warte odnowania jest też, że zawodnik nie obserwuje już Rakowa na swoich social mediach. Nie można powiedzieć, że Norweg na sto procent odejdzie z klubu, jednak ta sytuacja daje dużo do myślenia.

Oprócz wspomnianych wyżej zawodników z klubem pożegna się Peter Barath, który delikatnie mówiąc nie sprawdził się w klubie z Śląska.  W 37. spotkaniach jakie rozegrał w klubie, aż trzydziestokrotnie wchodził z ławki rezerwowych. Nie zaliczył też gola, ani asysty. Można prześmiewczo powiedzieć, że ekstraklasa go zweryfikowała.

Śląsk nie uratował sezonu

W tym sezonie Śląsk Wrocław borykał się nie tylko z problemami organizacyjnymi, ale i sportowymi. Piłkarze w rundzie wiosennej grali kompletnie bez polotu, pewności siebie, pomysłu na grę. Ich grę w tamtym okresie można nazwać czymś w stylu braku ładu i składu. Zawodnicy grali jakby byli kompletnie osamotnieni, a ich poczynań nie nadzorował żaden trener. Ciężko było wskazać przyczynę tak dla słabej gry wicemistrzów Polski. Wyglądało na to, że fundamentalną przyczyną tak słabego sezonu było odejście Exposito, który pełnił rolę najlepszego piłkarza w drużynie. Jak słaby był to sezon pokazuje statystyka Śląska, który w rundzie jesiennej wygrał zaledwie jeden mecz.

Po tak tragicznej rundzie i wysokich oczekiwaniach kibiców, co do sezonu 24/25 postanowiono na spore roszady na stanowisku trenera, jak i w strukturach klubu. Z klubem pożegnał się Jacek Magiera i dyrektor sportowy klubu David Balda. Z klubem pożegnali się również współpracownicy Magiery, którzy nie pasowali do pomysłu nowego trenera – Ante Simundzy.

Nowy trener od samego początku starał się zaszczepić w zawodnikach iskrę wygrywania i jakiejkolwiek pewności siebie. Wydawało się to nieosiągalne, jednak jak pokazała reszta sezonu nie było wcale najgorzej. Pierwszym celem dla nowego trenera było ściągnięcie jakościowego napastnika, który będzie gwarantem goli. Do klubu postanowiono ściągnąć Assada Al Hamlawiego, czyli drugiego najlepszego strzelca drugiej ligi szwedzkiej. Obok wspomnianego napastnika do zespołu trafił hiszpański pomocnik, Jose Pozo. Były zawodnik akademii Realu Madryt został sprowadzony za niewielką cenę, a pokazał się z niesamowitej strony. Bardzo dobrze prezentował się na tle słabego Śląska i to głównie dzięki niemu gra wyglądała dużo lepiej.

Śląskowi zabrakło niewiele

W drugiej części sezonu drużyna z województwa dolnośląskiego grała znacznie lepiej co można zobaczyć po ilości stwarzanych sytuacji, ale i większej ilości strzelanych bramek. Śląsk potrafił urywać punkty lepszym od siebie, a czasem wręcz demolował drużyny położone wyżej w tabeli. Wygrane z Lechem, czy Cracovią pokazały, że zespół jest w stanie walczyć z najlepszymi. Duża w tym zasługa Ale Hamlawiego, który w rundzie wiosennej dorzucił siedem goli i dał choć trochę radości kibicom w tym bardzo trudnym sezonie. W porównaniu z jesienią drużyna wygrała 5 meczy i znacząco polepszyła swój styl gry.  Zawodnicy zdobyli w tej rundzie 24 bramki co stanowi 63% wszystkich goli w sezonie.

Mimo, iż końcowo do utrzymania zabrakło sześciu punktów to działacze Śląska postanowili nie zwalniać trenera Simundzy i obdarowali go zaufaniem, by wyprowadził ich z Betclic 1. ligi. Pomimo, że w tym sezonie ekstraklasa okazała się być nieosiągalna, to napewno kibice zapamiętają czas w ekstraklasie na bardzo długą i z pewnością liczą na szybki powrót do elity.

Kolejny średni sezon Legii, ale czy napewno?

Ekipa stołecznej Legii w tym sezonie miała chęć na wywalczenie pierwszego mistrzostwa od pięciu lat. Swoich ambitnych celów nie ukrywali też działacze klubu z Warszawy, którzy wierzyli, że Legia jest w stanie powalczyć o najwyższe cele. Od samego początku sezonu gra Legii wyglądała dobrze, jednak z biegiem czasu zaczynały się pewne problemy. Drużyna w pierwszych połowach wyglądała na ekipę kolektywną i mającą plan na spotkanie. Natomiast w drugiej części spotkania bywało z tym słabo. Nie potrafili dowieźć dobrego dla nich wyniku przez co tracili cenne punkty w kontekście zajęcia wysokiego miejsca w lidze. Ogólnie rzecz biorąc, to taki stan rzeczy miał miejsce przez cały sezon. Potwierdzenie tego można znaleźć choćby w ostatnim meczu sezonu gdzie Legia zremisowała 2:2 z Stalą Mielec. Mecz całościowo układał się pod Legię, stwarzała ona sobie sytuacje, miała optyczną przewagę jednak to mielczanie byli skuteczniejsi i koniec końców ekstraklasa kończy się dla nich małym happy endem.

A jak wyglądała ich sytuacja w lidze konferencji Europy? Gdy Legia wywalczyła awans do fazy ligowej tych rozgrywek wielu spodziewało się, że Legia Warszawa może sprawić niespodziankę. Niektórzy liczyli nawet, iż „Wojskowi” mają szansę na bezpośredni awans. W finalnym rozrachunku wiemy, że Legia sprawiła prawdziwą sensację. Potrafiła wygrać z Realem Betis, po pięknej i odważnej grze, gdzie często Verdi-Blancos mieli problemy. Umieli uporać się z londyńską Chelsea, a nawet po ciężkim boju i remontadzie wygrali z Molde.

Jak widać, wyniki „legionistów” były zacne. W Polsce i Europie można było się zachwycać grą ekipy Goncalo Feio, która kompletnie nie przypominała tej z rozgrywek ligowych. Wiadomo, że zdarzały się słabe mecze, ale były to pojedyncze spotkania, które nie mogą przyćmić wielkiego osiągnięcia Legii Warszawa. Szkoda tylko, że ekstraklasa uciekła….

***

Po niedawno zakończonym sezonie wiemy, że z klubem pożegna się trener Goncalo Feio. Osoba, która w Legii wprowadziła zupełnie inny sposób grania polegający na jak najszybszym zabieraniu szans drużynie przeciwnej na rozegranie piłki. Stołeczna ekipa potrafiła biegać, pressować, a także tworzyć sytuację. Brakowało jednak odpowiedniego wykończenia, a niekiedy szczęścia, jak choćby w meczu z Stalą. Wynik jaki wykręcił Portugalczyk w lidze jest na pewno poniżej oczekiwań i do tego można by mieć trochę zastrzeżeń. Jednak jeśli chodzi o ligę konferencji i puchar Polski, tutaj Feio spisał się bez zarzutów. Mało kto powinien mieć zarzuty do samego trenera, jeśli już mają się jakieś pojawić to bardziej w kierunku działaczy, którzy nie zagwarantowali mu jakościowych wzmocnień na niektóre pozycje.

Bieniaminkowie spełnili swój cel

Ostatni raz gdy wszyscy trzej beniaminkowie utrzymali się w elicie polskiej ligi miał miejsce w sezonie 2016/2017. Wówczas Arka Gdynia i Wisła Płock zdołały uniknąć spadku kosztem Górnika Łęczna i Ruchu Chorzów. W kolejnych latach zawsze przynajmniej jedna drużyna zamykała swój rozdział jakim była ekstraklasa. Nawet w sezonie gdzie ekstraklasa została powiększona spadło dopiero co świętujące awans – Podbeskidzie Bielsko-Biała, a miejsce wyżej zajęła Stal Mielec.

W tym sezonie wszyscy beniaminkowie uciekli spod topora i pozostaną w lidze na kolejny sezon. Wobec dwóch z trzech zespołów można było nie mieć żadnych zastrzeżeń co do ich postawy. GKS Katowice, jak i Motor Lublin pokazały, że mimo bycia beniaminkiem i pozornie słabszej kadry można być dużym problemem dla wielu innych klubów. Zarówno Gieksa oraz Motor potrafili wygrywać z takimi rywalami jak Lech Poznań, Pogoń Szczecin, Raków Częstochowa.

Była to głównie zasługa zespołu trenerów, którzy w swoich zespołach odegrali ważną rolę nie tylko w procesie wejścia do ekstraklasy, ale i samego bytu w tej lidze. Ich gra opierała się na braku bojaźliwości, mocnych charakterach w szatni, ale i cechach przywódczych zawodników, którzy potrafili dźwigać na barkach młodszych kolegów. Bardzo dobrze w barwach klubu z Katowic wyglądał Oskar Repka, który swoją grą, pozycjonowaniem, liczbami zasłużył na powołanie do reprezentacji Polski. Z kolei w Motorze mieliśmy w tym sezonie do czynienia z częstym wykorzystywaniem skrzydłowych. Filigranowi, szybcy i z bardzo dobrą kiwką potrafili napędzać, ale i kreować akcje drużyny, której napastnik – Samuel Mraz skrzętnie wykorzystywał. Warto dodać, że miejsce, które zajęli „motorowcy” było ich najwyższym w historii.

Lecha Gdańsk z problemami

Gdy ekstraklasa zawitała ponownie do Gdańska, mało kto się spodziewał, że to właśnie Lechia będzie najgorszym z beniaminków. Problemy organizacyjne, finansowe i przede wszystkim sportowe doprowadziły do wielu zgrzytów. Przed nową rundą do Gdańska zawitał John Carver, który drastycznie zmienił nastawienie piłkarzy Lechii. Można to zjawisko nazwać efektem „nowej miotły”. Klub z Pomorza wygrał choćby z Lechem, Cracovią, czy Jagiellonią co dodatkowo wyniosło pewność siebie u zawodników. Żeby sobie uzmysłowić, jak duża zaszła zmiana, wystarczy spojrzeć na wyniki z wiosny. Lechia, która jesienią była bezradna i siedziała po uszy w strefie spadkowej, po przyjściu Carvera zaczęła regularnie punktować. Zwycięstwa z czołówką pozwoliły jej utrzymać się w ekstraklasie, choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej mało kto dawał jej na to szanse. Sezon zakończyła nad strefą spadkową, a styl, w jakim to zrobiła, sprawił, że wielu kibiców znów patrzy w przyszłość z umiarkowanym optymizmem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze