Mija właśnie piąty sezon, w którym Eric Bailly reprezentuje barwy Manchesteru United. I trudno uznać ten czas za niezwykle udany. Za Iworyjczykiem od samego początku ciągnie się masa problemów i kontuzji. Transfer, który na pierwszy rzut oka wydawał się dobry i rozsądny, w rzeczywistości okazał się, głównie właśnie przez problemy ze zdrowiem, lekko nietrafiony. Obecny sezon jednak zapowiada się dla 26-latka bardzo dobrze. Obrońca wrócił do podstawowego składu „Czerwonych Diabłów” i przy odrobinie szczęścia raczej go nie opuści.
Eric Bailly na transfer do Manchesteru United zapracował sobie dzięki dobrej grze w Villarreal. Po roku gry w hiszpańskim klubie zespół z Old Trafford wydał na Iworyjczyka dużą sumę, bo aż 38 milionów euro. Pierwszy sezon w nowych barwach 26-latek mógł zaliczyć do udanych. Zagrał w Premier League 25 meczów i nic nie zapowiadało, aby w kolejnych rozgrywkach sytuacja miała ulec zmianie.
Człowiek szklanka
Niestety pierwszy sezon na Old Trafford w karierze 26-latka był jak na razie jedynym udanym. Kolejne kampanie to pasmo porażek, upadków i kontuzji. Eric Bailly robił krok do przodu tylko po to, aby zaraz zrobić dwa kroki do tyłu. I ta czynność nieustannie się powtarzała.
Przez pięć sezonów w Manchesterze United Eric Bailly mógł zagrać w Premier League (licząc z obecnymi rozgrywkami) 169 razy. Na boisku widzieliśmy go zaś jedynie 60 razy. W głównej mierze absencja spowodowana była nie boiskową formą, a kontuzjami, przez które Iworyjczyk opuścił aż 71 meczów. Lista kontuzji nie jest być może najdłuższa, ale czas leczenia każdego z urazów zazwyczaj przekraczał 100 dni.
Piłkarz więcej czasu spędzał u lekarzy i na rehabilitacji niż na boisku. 356 dni, czyli prawie rok. Tyle spędził Iworyjczyk, lecząc swoje urazy. Kiedy nawet wrócił do grania w piłkę, trwało to bardzo krótko. 26-latek nie był w stanie zagrać więcej niż trzech meczów z rzędu, ponieważ do tego czasu odnawiały się dawne kontuzje lub pojawiały nowe.
Wiele urazów spowodowanych jest stylem gry obrońcy. Piłkarz znany jest z tego, że wstawi głowę tam, gdzie ktoś inny bałby się wstawić nogę. I choć tak przebojowa i odważna gra może wydawać się efektowna i czasami skuteczna, to jest też bardzo niebezpieczna. Iworyjczyk sam wspominał, że taki styl gry jest jednym z problemów i musi się to zmienić.
I w tym sezonie poniekąd się trochę zmieniło. Być może Eric Bailly to dalej człowiek szklanka, jednak obecnie trudno tę szklankę potłuc. Niedawno Iworyjczyk podczas meczu doznał wstrząsu mózgu, jednak nie przeszkodziło mu to w tym, aby być do dyspozycji na kolejne mecze. Kibice uwierzyli, że wrócił stary, dobry Eric Bailly.
Game changer
W poprzednim sezonie Eric Bailly zagrał jedynie w czterech meczach Premier League. Teraz Iworyjczyk ma na swoim koncie już sześć meczów i zapowiada się, że na tym się nie skończy. Kibice już zapomnieli, jak dobrym piłkarzem jest 26-latek, kiedy jest w dobrej formie i przede wszystkim nie narzeka na żadne kontuzje i urazy.
Po katastrofalnym meczu z Tottenhamem, przegranym przez Manchester United 1:6, Eric Bailly długo nie podnosił się z ławki rezerwowych i trybun. Iworyjczyk wrócił do składu dopiero po blisko trzech miesiącach, 23 grudnia na mecz pucharowy z Evertonem, i od tego czasu nie zamierza wracać na ławkę rezerwowych.
Co więcej, choć może się to wydawać trochę abstrakcyjne, Eric Bailly zagrał więcej niż cztery mecze z rzędu po raz pierwszy od 2017 roku! Powodem jest nie tylko brak kontuzji, ale przede wszystkim dobra forma 26-latka i ogromny wpływ na grę Manchesteru United. Wystarczy spojrzeć na statystyki.
Statystyki nie kłamią. Procent wygranych meczów przez Manchester United, kiedy na boisku jest Eric Bailly, jest o wiele wyższy niż wtedy, kiedy Iworyjczyka nie ma na murawie. I trudno się tutaj jakkolwiek dziwić. Iworyjczyk jest ostatnio w świetnej formie, a przez kibiców został nawet kilkukrotnie wybrany zawodnikiem meczu.
Lepszy z meczu na mecz
Kibice Manchesteru United zapytani o najlepszy duet środkowych obrońców w klubie do niedawna powiedzieliby bez wahania, że jest to Victor Lindelof i Harry Maguire. Teraz na pewno by się to zmieniło. Eric Bailly prawdopodobnie wygryzł Szweda ze składu i razem z Anglikiem tworzy duet nie do przejścia.
26-latek z meczu na mecz wygląda coraz lepiej. W meczu z Aston Villą Iworyjczyk wybronił drużynie Ole Gunnara Solskjaera trzy punkty, kiedy to w ostatniej minucie spotkania zablokował strzał idący w praktycznie pustą bramkę. W ostatnim ligowym meczu z Burnley Eric Bailly zanotował kolejne kapitalne spotkanie. Obrońca udowadnia, że nie tylko świetnie broni, ale potrafi również całkiem nieźle rozgrywać piłkę.
Eric Bailly’s game by numbers vs. Burnley:
82% pass accuracy
8 ball recoveries
4 clearances
3 blocks
2 interceptions
1 clean sheetProving his fitness and quality. 👌 pic.twitter.com/HKuCY7PqYP
— Statman Dave (@StatmanDave) January 12, 2021
W ostatnich sześciu meczach, w których Eric Bailly był na boisku, „Czerwone Diabły” straciły zaledwie dwie bramki! Tak dobra gra w obronie to w głównej mierze zasługa Iworyjczyka. Przed 26-latkiem jednak ostateczny test, czyli mecz z Liverpoolem. Manchester United podchodzi do tego spotkania jako lider mający trzy punkty przewagi nad „The Reds”.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w pierwszym składzie wyjdzie duet Harry Maguire i właśnie Eric Bailly. Powstrzymać Mohameda Salaha czy Sadio Mane z pewnością nie będzie najłatwiejszym zadaniem. 26-latek udowadnia jednak, że dla niego nie ma już rzeczy niemożliwych. Iworyjczyk przechodził wiele wzlotów i upadków, często dawał jeden krok do przodu i dwa do tyłu. Teraz jednak postawił olbrzymi krok do przodu i nie zamierza już się cofać. Kibice Manchesteru United bardzo liczą na Erica Bailly’ego, ponieważ wreszcie zaczyna on być takim obrońcą, jakim miał być już kilka lat temu.