Za nami 28 spotkań mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Jak na razie jedyną drużyną, która za każdym razem po końcowym gwizdku mogła unieść ręce w geście zwycięstwa, jest reprezentacja Niemiec. Czy tę passę uda się reprezentantom naszego zachodniego sąsiada przedłużyć w półfinale z Włochami?
Niemiecki szturm
Już po końcowych rozstrzygnięciach w grupie B było niemal powszechnie wiadome, że Niemcy są zdecydowanym faworytem starcia z Grekami, którzy jakkolwiek by patrzeć, sprawili już małą niespodziankę, wyrzucając za burtę Polskę i Rosję. Przewidywania potwierdziły się już od pierwszego gwizdka, kiedy to reprezentacja Niemiec rozpoczęła szturm na – mogłoby się wydawać zaczarowaną – bramkę Sifakisa. Masowo marnowane akcje m.in. przez Reusa i Schuerrlego, którzy dostali szansę gry od pierwszej minuty, sporadycznie przeplatały się akcjami Greków. Podopieczni Santosa raz niemal przechytrzyli obronę rywali, jednakże wychodzącego na czystą pozycję Salpingidisa powstrzymał Neuer. Czar tkwiący w bramce Hellady prysł w 40. minucie, kiedy to sprawy w swoje ręce wziął Phillip Lahm. Obrońca Bayernu strzałem z dystansu zdobył w polsko-ukraińskim czempionacie swojego pierwszego gola, który do złudzenia przypominał trafienie w meczu otwarcia MŚ 2006 z Kostaryką. Utracona bramka nie podłamała Greków, którzy dziesięć minut po wznowieniu gry doprowadzili do wyrównania, kiedy to po dośrodkowaniu Salpingidisa do bramki trafił Samaras. Podopieczni Joachima Lowa szybko jednak pozbawili złudzeń piłkarzy Fernando Santosa, kiedy to piłkę do ich bramki uderzeniem z prostego podbicia skierował Khedira. Kwadrans później było już po meczu – po główce Klosego i piekielnie mocnym uderzeniu Reusa do niemal pustej bramki nasi zachodni sąsiedzi mieli już trzy bramki przewagi. Zanim Grecy ostatecznie pożegnali się z turniejem, wywalczyli sobie rzut karny, który na bramkę zamienił Salpingidis. W tym spotkaniu przewaga drużyny Joachima Loewa nie podlegała najmniejszej dyskusji, stąd trudno nie zgodzić się z tym, że Niemcy są jednym z kandydatów do triumfu w ostatnim meczu turnieju w Kijowie.
Angielska klątwa rzutów karnych trwa
Przed hitowym spotkaniem ćwierćfinałów, a więc meczem Anglia – Włochy, wiele mówiło się o tym, że synowie Albionu nie mają szczęścia do „jedenastek”. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę bardzo skuteczną grę obronną obydwu zespołów, remis w regulaminowym czasie przewidywano chyba najczęściej. Jak się okazało, historia znów zatoczyła koło i znów o losie synów Albionu zadecydowała seria rzutów karnych, która była istną huśtawką nastrojów dla graczy obydwu zespołów. Jako pierwszy spudłował Montolivo, po którym trafił Wayne Rooney, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Od tego momentu sytuacja odwróciła się o 180 stopni – najpierw strzałem a’la Panenka Harta upokorzył Pirlo, a potem potężny strzał Younga trafił w poprzeczkę. W kolejnej serii widzowie w Kijowie zobaczyli pokaz kunsztu Buffona, który świetnie wybronił strzał Cole’a, dając tym samym swojej drużynie piłkę meczową, nie zmarnował jej rezerwowy Diamanti, który dał świetną zmianę Włochom. „Squadra Azzurra” z przebiegu spotkania zasłużyła na wygraną – w trakcie meczu piłka dwukrotnie trafiała w słupek bramki po strzałach De Rossiego i Diamantiego. Anglicy także mieli swoje okazje, blisko byli między innymi pod koniec pierwszej połowy dogrywki, kiedy to ich ofensywny zryw bliski sfinalizowania przewrotką był Carroll, jednak ostatecznie uderzył ponad poprzeczką. Warto wspomnieć, że był to pierwszy mecz na tych mistrzostwach, w którym w ciągu 90 minut nie padła ani jedna bramka. Ten fakt kibicom z pewnością zrekompensowały emocje i dramaturgia, dzięki czemu to starcie przejdzie do historii jako jeden z najlepszych meczów tych mistrzostw.
Koncert Alonso
Obok meczu Anglia – Włochy niezwykle ciekawie zapowiadało się starcie pomiędzy Hiszpanią i Francją. Pierwsza połowa jednak rozczarowała, jeśli chodzi o Francuzów, którzy mieli problemy z wymienieniem kilku dokładnych podań. „La Furia Roja” konsekwentnie forsowała trójkolorowy mur, ostatecznie przełamując go jeszcze przed zejściem do szatni, kiedy to po dośrodkowaniu z lewej strony Jordiego Alby strzałem głową akcję sfinalizował Xabi Alonso. Dla piłkarza Realu Madryt było to jubileuszowe, setne spotkanie w reprezentacji Hiszpanii. Stracona bramka wstrząsnęła podopiecznymi Blanca, którzy w drugiej połowie wzięli się do odrabiania strat. Najbliżej pokonania Casillasa był Debuchy, którego kapitalny strzał z rzutu wolnego golkiper „Królewskich” sparował na rzut rożny. „Święty Iker”, który w meczu z Francją zagrał w trykocie Hiszpanii po raz 134., trzeci raz z rzędu nie dał się pokonać, a na tych mistrzostwach wyciągał piłkę z siatki tylko po strzale Antonio Di Natale. Przewaga jednobramkowa mogła być zniwelowana w każdej chwili, dlatego Casillas musiał być czujny niemal do samego końca. Prawie, bo w 90. minucie po faulu na Pedro podyktowany został rzut karny, który na bramkę zamienił bohater tego spotkania – Xabi Alonso. W półfinale poprzeczka zostanie zawieszona wyżej, ponieważ rywalem Hiszpanii będą żądni rewanżu Portugalczycy, którzy niemal dwa lata temu ulegli późniejszym mistrzom świata 0:1 po bramce nieobecnego w Polsce i na Ukrainie Davida Villi.
Ronaldo po raz trzeci
Po doskonałym występie z meczu z Holandią Cristiano Ronaldo znów jest na ustach portugalskich fanów. Bohater najdroższego transferu w dziejach futbolu tym razem znalazł sposób na Petra Cecha, będącego w meczu ćwierćfinałowym filarem czeskiej twierdzy, która raz po raz była atakowana przez podopiecznych Paulo Bento. Podobnie jak w przypadku meczu z „Oranje”, także w ćwierćfinale dorobek bramkowy piłkarza „Królewskich” mógłby być większy, jednak w pierwszej połowie najpierw nie wykorzystał sytuacji sam na sam z golkiperem naszych południowych sąsiadów, a później, po doskonałym przyjęciu piłki, trafił w słupek. Gdyby udało mu się wykorzystać choć jedną sytuację więcej, to wówczas byłby samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców Euro 2012. W tej chwili pozycję tę dzieli z Dzagojewem i Mandzukiciem, którzy już wrócili do domu, oraz Mario Gomezem, który będzie dla niego najpoważniejszym rywalem w tej klasyfikacji. O gola w półfinale będzie jednak mu niezwykle trudno – czeka go bowiem rywalizacja z między innymi Sergio Ramosem czy Xabim Alonso, którzy znają Portugalczyka z treningów w klubie. Jeżeli jego drużynie udałoby się pokonać Hiszpanów, wówczas po raz drugi w historii stanęłaby ona przed szansą wygrania mistrzostw Europy.