Enke przegrał z życiem


Każdy człowiek zmaga się w swoim życiu z mniejszymi lub większymi problemami. Jedni sobie z nimi radzą, inni niestety nie. Nie poradził sobie Robert Enke. Bramkarz, którego życie, najprościej ujmując, przebiegało ze zmiennym szczęściem, a skończyło się tragicznie. Tak nie powinno być.


Udostępnij na Udostępnij na

Niewielu z nas interesowało się tą postacią, aż do czasu jej śmierci. A szkoda, ponieważ życiorys Roberta Enke był nietuzinkowy i każdy z nas mógłby wynieść z niego coś wartościowego. Najprościej opisać świętej pamięci bramkarza można jednym zdaniem: rodzinny człowiek z wielkim sercem.

Nieistotne (?) tło futbolowe

Zaledwie po jednym dobrym sezonie w Bundeslidze, kiedy to w latach 1998-99 rozegrał w barwach Borussi Monchengladbach 32 spotkania, zdecydował się na wyjazd za granicę. Obrał cel na Portugalię, konkretnie na Lizbonę, gdzie miał stanąć między słupkami tamtejszego Sportingu. Była to dobra decyzja, bowiem w tamtejszej Superlidze rozegrał 77 spotkań i były to jego najlepsze lata spędzone poza rodzinnym krajem. Potem wprawdzie wypatrzyli go skauci Barcelony, a Louis van Gaal postanowił ściągnąć go na Camp Nou, ale zarówno dla Barcy, jak i samego piłkarza był to zły okres. Enke rozegrał w stolicy Katalonii zaledwie jedno spotkanie, a następnie został dwukrotnie wypożyczony: do tureckiego Fenerbahce i hiszpańskiego Tenerife.

Nad Bosforem wytrzymał zaledwie tydzień. Nie można mu się dziwić, w swoim debiucie został obrzucony przez kibiców racami i butelkami. Odszedł stamtąd, mówiąc, że nie może sobie poradzić z tamtejszymi emocjami i brutalnością. Ogólnie o całej swojej zagranicznej eskapadzie mawiał:  Trzy i pół roku za granicą były dobre, reszta już nie bardzo. Ale niczego nie żałuję. To także właśnie w tym momencie rozpoczęła się jego depresja, leczona aż do dnia jego śmierci przez Valentina Marksera.

W końcu jednak postanowił powrócić na stare śmieci. Przygarnął go Hannover 96 i był to kolejny punkt zwrotny w jego karierze, tym razem na plus. Szybko stał się tam jednym z najważniejszych i najbardziej doświadczonych zawodników, dzięki czemu nagrodzony został opaską kapitańską. Im dalej w las, tym lepiej. Stał się jednym z najlepszych bramkarzy w Bundeslidze, a nagrodę dla tego najlepszego otrzymał po sezonie 2008/2009. Wrócił na dobre do reprezentacji Niemiec Joachima Loewa. Mało tego, to właśnie on miał być bramkarzem numer jeden na zbliżające się mistrzostwa świata w RPA. Jednak tego już nie doświadczy, ponieważ 10 listopada Robert Enke popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg pędzący z prędkością 160 km/h.

Tragedia rodzinna

Jego kariera klubowa to jednak tylko jedna strona medalu i do tego ta pozytywna. Dużo gorzej 32-latkowi wiodło się w życiu prywatnym. W 2004 roku owocem jego związku z żoną Teresą była córeczka Lara. Od początku zmagała się z wrodzoną wadą serca. Ponad rok swojego życia spędziła w szpitalu, w tym pół na oddziale intensywnej terapii. Nie udało się jej uratować, zmarła na stole operacyjnym 17 września 2006 roku. – Obserwowanie własnej córki, jak walczy każdego dnia o życie, zmienia twój światopogląd. Od tego momentu nauczyłem się dbać o swoje priorytety – powiedział jej ojciec.

Enke nigdy nie ukrywał, że walczył z depresją, co nie może dziwić po tak tragicznym wydarzeniu. Wszyscy jednak uważali, że reprezentant Niemiec wyjdzie z tej walki zwycięsko. Kariera piłkarska wkraczała ponownie na dobry tor, a do tego w maju 2009 roku rodzinie Enke udało się zaadoptować dwumiesięczną córeczkę o imieniu Leila. – Jesteśmy tak szczęśliwi i wdzięczni za tą małą osóbkę, która z miejsca stała się częścią naszego życia – mówił wówczas. Patrząc na to wszystko, ciężko zrozumieć jego decyzję o popełnieniu samobójstwa. W liście pożegnalnym przepraszał za ukrywaną depresję. Być może nigdy tak naprawdę nie podniósł się po śmierci swojej pierwszej córki. Być może to jednak kariera futbolowa w mniejszym bądź większym stopniu odcisnęła tutaj swoje piętno. Nie ulega wątpliwości, że zarówno dla jego rodziny, jak i całego świata piłkarskiego jest to wielka strata. Trudno analizować sytuację Roberta Enke na gorąco. Na pewno to wydarzenie po raz kolejny powinno zmusić wszystkich do refleksji. I to bynajmniej nie nad futbolem, ale nad naszą egzystencją na tym świecie.

Co dalej? O klasie, osobowości i dobrym charakterze Enke najlepiej świadczy to, co dzieje się właśnie teraz, parę dni po jego śmierci. FC Barcelona uczciła ją minutą ciszy, w najbliższej kolejce piłkarze CD Tenerife zagrają z czarnymi opaskami na ramionach, reprezentacja Niemiec odwołała najbliższe spotkanie z Chile, a Hannover 96 zastrzegł bluzę z numerem jeden. Głos w sprawie samobójstwa zabrało przy tym wiele uznanych nazwisk:

To był człowiek z ambicją, by osiągać sukcesy w życiu prywatnym i zawodowym. Dlatego jestem zszokowany wiadomością o tej tragicznej śmierci Jose Mourinho.

Czuję nieskończoną stratę i smutek. Gdy słyszysz taką wiadomość jak ta, wszystkie inne problemy wydają się malutkie Franz Beckenbauer.

Nie mogę uwierzyć, że on nie żyje. To niewiarygodna strata człowieka ze świetną osobowością, rzadko spotykaną w tych czasach. Pamiętam, kiedy w klubie pojawił się jako młody człowiek. Już wtedy jednak miał ogromny zapał do gry i nauki naszego języka, co udało mu się bardzo szybko. Był mężczyzną przez duże MNuno Gomes.

To nie może i nie powinna być prawda. Robert był wspaniałym człowiekiem. Nie wiem, jak mam o tym powiedzieć własnej żonie, która przyjaźniła się z żoną Roberta. Współczuję jego rodzinieKevin Kuranyi.

Najlepszy podsumowaniem całej tej tragicznej sytuacji jest wypowiedź zwykłego forumowicza, ale przede wszystkim człowieka. Człowieka z krwi i kości, takiego samego, jak Enke. Człowieka, którego w każdej chwili również może spotkać życiowa tragedia: „Myśli wszystkich fanów futbolu powinny być teraz z rodziną Enke w tych trudnych dla niej czasach”. Moje na pewno są.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze