Piłkarz, którego sylwetkę dziś chcemy Wam przypomnieć, to postać niezwykła. W historii naszego futbolu było wielu fantastycznych piłkarzy, ale mało kto potrafił tak elektryzować tłumy jak ten zawodnik. Od zera do bohatera – w ten sposób wyglądała jego kariera. Najpierw wyśmiewany i obrażany, a później uwielbiany przez wszystkich kibiców w Polsce. Strzelił 11 goli dla reprezentacji Polski, miał wielki wkład w awans do mistrzostw świata w Korei i Japonii, podczas których strzelił jedną z bramek w meczu z USA.
Emmanuel Olisadebe, bo o nim mowa, urodził się w Nigerii. Kiedy dokładnie? To zagadka raczej nie do rozwikłania. Wprawdzie we wszelkich metrykach jako data urodzenia widnieje 22 grudnia 1978 roku, ale niewykluczone, że „Emsi” jest o kilka lat starszy. Fałszowanie metryk to dość znany proceder wśród sprowadzanych z Afryki piłkarzy. Pewne jest natomiast, że swoją piłkarską przygodę Olisadebe rozpoczynał w nigeryjskim Jasper United. W tym klubie dał się poznać jako wyśmienity strzelec. Mimo młodego wieku zdołał zdobyć 20 bramek w 40 spotkaniach, czym przykuł uwagę Ryszarda Szustera zajmującego się wyławianiem talentów.
Początki bywają trudne
Nigeryjski napastnik do Polski przyleciał jesienią 1997 roku. Pierwszą jego reakcją po wyjściu z samolotu było zdziwienie, że w takim zimnie można grać w piłkę nożną. Początkowo „Oli” miał grać w Ruchu Chorzów lub Wiśle Kraków. Z różnych względów żaden z tych klubów nie zdecydował się na podpisanie z nim umowy. Gdy zbliżał się koniec daty ważności wizy zawodnika, zgłosiła się po niego Polonia Warszawa. Wprawdzie już w pierwszym tygodniu treningów z drużyną Olisadebe doznał kontuzji, ale mimo to od razu przypadł do gustu trenerowi Engelowi. Ówczesny szkoleniowiec „Czarnych Koszul” postanowił dać szansę ciemnoskóremu napastnikowi, co później okazało się strzałem w dziesiątkę.
Pierwszy sezon w Polsce nie był dla Olisadebe udany. Zdobył zaledwie jedną bramkę i wydawało się, że wkrótce opuści klub. Jerzy Engel cały czas wierzył jednak w młodego Nigeryjczyka. Ten odwdzięczył mu się w sezonie 1999/2000. Stał się wtedy czołową postacią w Polonii. Zdobywając 12 bramek, miał olbrzymi udział w zdobyciu przez stołeczną drużynę mistrzostwa Polski oraz Pucharu Ligi. Mimo dobrej formy Olisadebe nie przekonał do siebie części kibiców, którzy dość często dawali mu odczuć, że jest w tym kraju obcy. Czarę goryczy przelało spotkanie w Lubinie, gdzie Polonia mierzyła się z Zagłębiem. W trakcie spotkania w stronę ciemnoskórego piłkarza leciały banany, co z pewnością negatywnie wpływało na jego opinię o Polakach.
Nie da się ukryć, że „Oli” był w Polsce samotny. Z daleka od rodziny, bez przyjaciół każdy człowiek czułby się nieswojo. Tym bardziej młody piłkarz o odmiennym kolorze skóry niż mieszkańcy kraju, w jakim przebywa. Nigeryjczykowi ciężko było pokonać barierę językową oraz kulturową. Do tej pory trudno porozmawiać z nim po polsku. Zresztą Emmanuel nigdy nie należał do szczególnie rozmownych ludzi. Zawsze był skrytym w sobie człowiekiem. Potwierdza to były selekcjoner reprezentacji, Jerzy Engel. – Fajny chłopak, znalazł się w grupie reprezentantów, został przez nią ciepło przyjęty. Ale to dosyć cichy człowiek, w szatni się prawie w ogóle nie odzywał, tak jakby go nie było.
Również Maciej Szczęsny, który z Olisadebe grał w Polonii Warszawa, podkreśla, że „Emsi” nie należał do ludzi, z którymi łatwo nawiązać kontakt. Zdaniem znakomitego niegdyś bramkarza, ciemnoskóry napastnik potrafił jedną celną ripostą rozbawić lub uciszyć towarzystwo. – Czy znam jakieś historie z „Olim”? Nie opowiem jej dosłownie, raczej nie nadaje się do cytowania (śmiech). Pewnego razu podczas obiadu nasz klubowy kierowca dosiadł się do „Emsiego” i zaczął po polsku komentować jego kolor skóry i w ogóle jeździł równo po wszystkich czarnoskórych piłkarzach. Na sali było wtedy bardzo cicho, każdy siedział z grobową miną, dusząc w sobie ogromny śmiech. Kierowca myślał, że „Emsi” kompletnie nic nie rozumie, ale ten po jego monologu grzecznie spytał, czy chce, aby głowa kierowcy nadal była na tym samym miejscu (śmiech). „Emsi” był bardzo sympatycznym kolegą. Tak naprawdę był jednym z niewielu prawdziwych piłkarzy w ówczesnej Polonii. To w dużej mierze jego gra zapewniła nam sukcesy. Był szybki, sprawny, świetnie przygotowany fizycznie. Potrafił się też wdzięcznie bawić, choć na co dzień był raczej cichym, stonowanym chłopakiem. Mimo to miał świetne poczucie humoru. Umiał dwoma słowami kąśliwie odeprzeć jakieś ataki. Mistrz sarkazmu.
Tak naprawdę chyba nikt z kolegów, z którymi występował na boisku, nie poznał dobrze Emmanuela. Być może właśnie owa skromność i brak otwartości na świat sprawiły, że jego kariera nie rozwinęła się tak, jak powinna. Olisadebe rzadko się uśmiechał. Niegdyś, gdy występował jeszcze w Nigerii, koledzy z drużyny Jasper United nadali mu pseudonim „smutny strzelec”, ponieważ nawet zdobywane bramki nie sprawiały mu wielkiej radości.
Przygoda z kadrą
Powrócmy jednak do spraw czysto sportowych, dobra forma „Emsiego” nie przeszła bez echa. Zawodnik nominowany był do wielu nagród na krajowym podwórku. Wszystko to sprawiło, że coraz głośniej zaczęło mówić się o jego grze w reprezentacji Polski. Jako pierwszy na ten pomysł wpadł ponoć ówczesny wiceprezes PZPN, Zbigniew Boniek. Podczas jednego ze spotkań ligowych Polonii Boniek toczył rozmowę z innymi działaczami odnośnie do spotkania. Po chwili temat zszedł na reprezentację. Wszyscy zgodnie przyznali, że brak w niej prawdziwego snajpera. Wiceprezes rzucił wtedy nazwisko Olisadebe, co odebrane zostało jako dowcip.
W lipcu 2000 roku nastąpił jednak przełom. Olisadebe otrzymał polskie obywatelstwo z rąk prezydenta Kwaśniewskiego. Trzeba przyznać, że ówczesna głowa państwa bardzo pomogła w przyspieszeniu całej procedury. Wiadomo, że prezydent był wielkim fanem futbolu i po rozmowach z Jerzym Engelem postanowił pomóc selekcjonerowi w osiągnięciu sukcesu. Sporą rolę odegrał również fakt, iż Olisadebe ożenił się z Polką, Beatą. Dzięki temu pewne stało się, że „Emsi” na zawsze będzie miał związek z naszym krajem. Wiele osób może powątpiewać, czy aby małżeństwo Emmanuela i Beaty nie było fikcyjne. Ciekawskich możemy jednak uspokoić, ich związek ma się dobrze.
Krótko po otrzymaniu obywatelstwa Emmanuel został powołany do kadry narodowej. Niewątpliwie był to przełom, nigdy wcześniej bowiem nie zdarzyło się, by w dorosłej reprezentacji Polski zagrał ciemnoskóry piłkarz. W kraju toczyła się dyskusja odnośnie do powołania dla Olisadebe. Jak zawsze w takich sytuacjach nie zabrakło osób sceptycznie nastawionych do tego pomysłu. „Emsi” szybko jednak zamknął usta krytykom. W swoim debiucie przeciwko Rumunom w Bukareszcie zdobył bramkę dającą nam remis. Wprawdzie było to tylko spotkanie towarzyskie, ale dla kadry Engela chyba właśnie w tym miejscu zaczęła się wielka przygoda, która zakończyła się dopiero na mundialu w Korei i Japonii.
Olisadebe od razu wskoczył do pierwszej jedenastki reprezentacji Polski. Był jedną z kluczowych postaci w eliminacjach do mistrzostw świata. W trakcie walki o mundial był naszym najskuteczniejszym zawodnikiem. Bramki, które zdobywał, sprawiały, że w błyskawicznym tempie stał się jedną z najbardziej medialnych i lubianych osób w Polsce. Kibicom na zawsze w pamięci zostanie chociażby spotkanie w Oslo, kiedy to po dwóch bramkach Olisadebe i golu Bartosza Karwana ograliśmy faworyzowaną Norwegię 3:2.
Awans na mundial wywalczony po 16 latach absencji w tym turnieju wywołał ogólnonarodową euforię. „Oli” był uwielbiany przez wszystkich kibiców w kraju. Ponoć lepiej od jego koszulek sprzedawały się w tamtym okresie tylko trykoty z nazwiskiem Jerzego Dudka. Fantastyczny rok 2001 został zamknięty świetną dla zawodnika informacją. Otóż Olisadebe został doceniony również na arenie międzynarodowej, stając się 29. piłkarzem świata.
W 2002 roku na utalentowanego napastnika czekało chyba największe wyzwanie w piłkarskiej karierze. „Oli” znalazł się w kadrze na mistrzostwa świata w Korei i Japonii, na które jechaliśmy z wielkimi nadziejami. Po dwóch nieudanych spotkaniach jasne stało się, że na tym mundialu nic nie zwojujemy. Reprezentację Jerzego Engela czekało ostatnie starcie, z USA. Selekcjoner w tym spotkaniu wymienił lwią część graczy. Pozostawił jednak w składzie Emmanuela, nadal wierząc w jego umiejętności. Jerzy Engel wspomina w swojej książce, że w szatni przed meczem z Amerykanami podszedł do niego Emmanuel i poprosił, by rzuty rożne bić na krótki słupek. Trener zazwyczaj ufał przeczuciom piłkarzy, więc poprosił do siebie Jacka Krzynówka odpowiedzialnego za wykonywanie rzutów rożnych i przekazał mu, żeby dośrodkowania ze stałych fragmentów gry szły na krótki słupek. Przeczucie nie myliło Olisadebe. Już przy jednym z pierwszych rzutów rożnych nadarzyła się okazja do zdobycia bramki, której ciemnoskóry napastnik nie zmarnował.
Jak twierdzi Jerzy Engel, „Oli” był kluczowym zawodnikiem w jego drużynie, z czym nie wypada się nie zgodzić. Były selekcjoner najbardziej cenił u tego napastnika szybkość, która pozwalała mu wyprzedzać wielu znakomitych obrońców. Wprawdzie często wydawało się, że na treningach nie daje z siebie wszystkiego, ale trener i zawodnicy potrafili mu to wybaczyć. – To był naprawdę znakomity piłkarz. Dawał reprezentacji sporo możliwości w ataku. Bardzo ceniłem u niego niesamowitą wrodzoną szybkość. To również świetny technicznie piłkarz. Można było oprzeć na nim wiele wariantów taktycznych. Nie pracował na całej długości boiska, ale wszyscy mu to wybaczaliśmy. Przecież był stworzony do strzelania goli i właśnie z tego go rozliczaliśmy.
Panathinaikos
Fantastyczne występy „Emsiego” w kadrze oraz Polonii sprawiły, że o napastnika zaczęły pytać znane europejskie kluby. Ostatecznie Olisadebe odszedł do greckiego Panathinaikosu. Grając w Atenach, nasz najlepszy w tamtych czasach napastnik coraz częściej łapał kontuzje, które przeszkadzały mu w zbudowaniu solidnej formy. Szczególnie udany był dla „Oliego” sezon 2003/2004, kiedy to z drużyną klubową zdobył dublet w Grecji oraz dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Im dłużej przebywał jednak w Panathinaikosie, tym częściej odnawiała mu się kontuzja kolana. Ostatecznie w 2006 roku opuścił Grecję, by spróbować sił w Anglii. Mimo urazów Olisadebe w barwach „Koniczynek” rozegrał 75 meczów, w których 25 razy pokonywał bramkarzy rywali.
Upadek mistrza
Po przejściu do Portsmouth napastnik nie potrafił się odnaleźć. Tym razem wymagano od niego znacznie więcej, niż w tamtym okresie był w stanie z siebie dać. Brak występów negatywnie wpływał na jego samopoczucie, a to z kolei coraz bardziej miało swoje odzwierciedlenie w formie sportowej. Przygoda z Anglią trwała niecałe pół roku, ponieważ niezadowoleni Anglicy postanowili wypożyczyć Olisadebe do Skody Xanthi. Tam jednak również nie błyszczał. Coraz bardziej do opinii publicznej docierało, że to już chyba koniec znakomitego niegdyś piłkarza. Olisadebe w sezonie 2007/2008 grał na Cyprze, gdzie w 17 spotkaniach zdobył sześć bramek. Zawodnik zatracił jednak wiarę w siebie i swoje umiejętności, przez co ciężko było mu powrócić do optymalnej dyspozycji.
Zły na siebie i na swój los Olisadebe planował nawet zakończyć karierę, ale ostatecznie postanowił spróbować swoich sił w Chinach. W latach 2008-2010 „Emsi” był zawodnikiem Henan Jianye. W Azji były już reprezentant Polski był jedną z gwiazd ligi. W jednym sezonie był nawet wicekrólem strzelców. W 2010 roku po zmianach w klubie zdecydowano, że Olisadebe nie jest już potrzebny i rozwiązano kontrakt za porozumieniem stron. Od tamtego czasu piłkarz pozostaje bez klubu.
Ostatnio bardzo głośno mówiło się o tym, że „Oli” wróci do Polski. Zawodnik przybył nawet na testy do Lechii Gdańsk. Mimo iż wiele osób postawiło już na nim kreskę, to jednak kilkunastu wiernych kibiców oraz dziennikarzy pojawiło się na lotnisku, by powitać piłkarza. Swoją obecnością przyćmił nawet Borysa Szyca, który leciał tym samym samolotem.
Po kilku dniach testów Olisadebe zrezygnował z możliwości gry w Gdańsku. Ponoć menadżer załatwił mu inny, bardziej znany klub. Ile w tym prawdy? Trudno powiedzieć. Pewne jest jednak, że stary, dobry „Emsi” już chyba nigdy nie wróci. Cóż, szkoda. Za te wszystkie lata wspaniałej gry serdecznie jednak dziękujemy.
Nad tekstem pracowali Jakub Białek oraz Bartosz Grzelak.
ładnie opracowany artykul, dobra robota, również
przyłączam się do podziękowań a temu kierowcy to
po prostu bym zaj*bał
Bardzo szkoda tego piłkarza, może gdyby nie
kontuzje to wyrósłby z niego taki Eto'o :)
smutne bardzo smutne
Mimo wszystko chcialbym zeby gral w Polskiej
Ekstraklasie
Oli faktycznie dał nam w przeszłości dużo
radości;)
szkoda bo moim zdaniem jest on jednym z najlepszych
którzy grali w Polskiej reprezentacji