Kluby w rękach kibiców, to się dobrze nie kończy!? A wręcz przeciwnie


Kibice mają władzę w wielu europejskich klubach

Wiele osób wieszczy, że przejęcie Wisły przez SKWK jest początkiem końca krakowskiego klubu. O kibicach można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że posiadają pieniądze na koncie i doświadczenie w zarządzaniu klubem. A to jest niezbędne do przetrwania „Białej Gwiazdy”. Jedyną nadzieją pozostają więc losy innych drużyn, w których władzę pełnią kibice i którym takie rządy wyszły na dobre.


Udostępnij na Udostępnij na

W ostatnich tygodniach przy ul. Reymonta działo się sporo. Bogusław Cupiał oddał klub w ręce Jakuba Meresińskiego, ale nowy właściciel nie okazał się zbawcą Wisły, a zwykłym krętaczem. Na ratunek rzuciło się Towarzystwo Sportowe Wisła wspólnie ze stowarzyszeniem kibicowskim. Teraz to oni odpowiadają za losy klubu. Ale to dopiero początek problemów „Białej Gwiazdy”. Jeśli nowi włodarze nie znajdą sponsorów ani kupca (mówi się o zainteresowaniu Wiesława Włodarskiego, właściciela firmy Foodcare), będą musieli ubrać prezesowskie garnitury i zabrać się do roboty. W takich okolicznościach Wisła Kraków stanie się pierwszym klubem w Polsce na tak wysokim poziomie zarządzanym przez kibiców. A w Europie powoli staje się to normalnością.

Against Modern Football

„Biała Gwiazda” była w sytuacji, w której kibice musieli przejąć klub, by ten nie zbankrutował. Ale w przesyconym przez pieniądz futbolu coraz częściej zdarza się, że fani dobrowolnie zakładają własną drużynę funkcjonującą na zdrowych zasadach. Najlepszy przykład? Stworzone w 2005 roku FC United of Manchester. Ich historia wielokrotnie przewijała się w mediach. 2,5 tysiąca kibiców Manchesteru United stwierdziło, że drużyna pod rządami Malcolma Glazera straciła duszę. Zaczynali od zera na zasadach obecnie znanych jako croudfouding. Każdy, kto przekazał dowolną kwotę, z miejsca stawał się akcjonariuszem posiadającym jeden głos. Dzięki temu klub nigdy nie trafi w ręce osoby prywatnej, której zależeć będzie jedynie na zarabianiu pieniędzy. Obecnie drużyna występuje w VI lidze angielskiej, ale rok temu ze składek kibiców powstał nowy stadion. Na pierwszy mecz przyjechała Benfica, na trybunach zasiadło 4,2 tys. osób. W tamtej chwili spora część z nich autentycznie uwierzyła, że słowa jednej z przyśpiewek, które brzmią „I don’t have to sell my soul”, są prawdziwe.

Podobną drogę, tylko kilka lat wcześniej, przeszli kibice AFC Wimbledon, którzy założyli klub w 2002 roku. Wszystko dlatego, że byli niezadowoleni z przeniesienia siedziby poprzedniej drużyny z Londynu do niewielkiego miasta Milton Keynes. Od tamtego roku zaczęła się mozolna wspinaczka po szczeblach amatorskiego futbolu w Anglii. Obecnie znajdują w League One, grając w ciągu 14 lat na sześciu różnych poziomach rozgrywkowych.

Sztandar z napisem „against modern football” niosą również kibice Austrii Salzburg. Kilkanaście lat temu odwrócili się od nowo-tworu sponsorowanego przez Red Bulla i powoli odbudowują zasłużoną dla austriackiego futbolu drużynę. W poprzednim sezonie klub występował na zapleczu ekstraklasy, ale wyzwanie przerosło kibiców sportowo (spadek z ligi) i organizacyjnie (-6 punktów z powodu problemów finansowych). Będą musieli zadowolić się półamatorskimi rozgrywkami na trzecim poziomie rozgrywkowym.

Croudfounding rodem z Asturii

Na osobny rozdział zasługuje Real Oviedo, który mógłby posłużyć jako wzór dla kibiców Wisły. Na pierwszy rzut oka, klub jak klub. Dekadę lat 90. spędził w Primera Division, reszta istnienia to bytowanie gdzieś pomiędzy 2. a 3. ligą. W 2012 roku popadł w ogromne problemy finansowe połączone z konfliktem na linii prezes – władze miasta. Upadek ekipy był bliski. Wtedy wpadnięto na pomysł, by sprzedawać cegiełki z akcjami klubu za kwoty oscylujące w okolicach 10,75 euro. Informacja szybko poszła w eter, swoje dorzucili wychowankowie Oviedo – Santi Cazorla, Michu i Juan Mata. W dwa tygodnie udało zebrać się 2 mln euro tak niezbędne dla istnienia klubu. Na stadionie jest specjalna mapa z zaznaczonymi miejscami, z których pochodzą akcjonariusze. Wiele osób zaangażowało się w akcję na tyle, że przyjechało do miasta, by obejrzeć mecz drużyny, którą wsparli. Każdy został przyjęty z otwartymi rękoma. Poprzedni sezon Oviedo skończyło w górnej połówce Segunda Division. Aha, można by zapomnieć. Akcja reanimacji klubu zainteresował jednego z najbogatszych ludzi świata, Petera Slima, którego spółka Grupo Carso została większościowym właścicielem klubu. Kto wie, czy taką drogą nie powinna podążyć Wisła?

 

Rządy kibiców w Niemczech

Model 50+1 znany z niemieckich realiów wiele osób uważa za najzdrowszy i najrozsądniejszych. Chodzi w nim o to, że 51% udziałów w klubie muszą mieć jego członkowie. Dzięki temu nigdy nie zdarzy się sytuacja pokroju tej z Meresińskim, w której drużyna (dla Niemców dobro ogółu) trafia w niepowołane ręce. Uniknąć można też tego, że klub staje się maszynką do zarabiania pieniędzy. Generalnie same plusy. W Europie taki model uznaje się za wzór, ale nie wszyscy w Niemczech cieszą się z takiego rozwiązania. Prezes Hannoveru 96 mówił głośno o tym, że zainteresowanie sponsorów byłoby większe, gdyby można było zaoferować im „większy kawałek placka”. To prawda, taki model wiąże ręce wielu klubom, można się dziś zastanawiać, gdzie byłby Bayern i Borussia z pieniędzmi rosyjskich oligarchów czy katarskich szejków.

Jak zawsze od reguły są pewne wyjątki. Dlatego też Bayer Leverkusen i Vfl Wolfsburg w 100% należą do koncernów przemysłowych, których siedziba jest w tych miastach. Uznano, zresztą słusznie, że oba kluby są przyzakładowe i bez wsparcia finansowego firm nigdy by nie istniały. Jeszcze inaczej wygląda to w kwestii nowo-tworów, czyli Hoffenheim i RB Lipsk, które bez pieniędzy prywatnych inwestorów nigdy w Bundeslidze by się nie znalazły. W tym pierwszym klubie 96% akcji ma miliarder Dietmar Hopp, a RB sytuacja jest jeszcze gorsza, bo 99% należy do koncernu Red Bull. Jest sporą niesprawiedliwością, że wyżej wspominany Hannover przez wiele lat starał się, by grać w Bundeslidze, a RB i Hoffenheim przeszły tą wyboistą drogę w zasadzie bezboleśnie.

50+1 jawi się jako całkiem dobra opcja dla Wisły. Tylko nierealna… Polska nie Niemcy, a Wisła nie Borussia. Po pierwsze, nikt zainteresowany kupnem „Białej Gwiazdy” nie zgodziłby się na to, by dzielić się ewentualnymi zyskami z SKWK. Po drugie, klub przez najbliższe lata nie będzie tak łakomym kąskiem, by 49% jego udziałów wydało się w jakimkolwiek stopniu atrakcyjne. A i w Polsce zwyczajnie nie ma zwyczaju dzieleniem się udziałami w klubach sportowych.

 

Czy w Polsce się da?

W Polsce można znaleźć przykłady klubów zarządzanych przez kibiców. W 2011 roku gest godny nagrody „Against Modern Football” zrobili kibice Górnika Łęczna. Po tym jak zmieniono nazwę ich drużyny na Bogdanka Łęczna, ci odwrócili się od śmiesznie brzmiącego nowo-tworu i założyli własny klub Górnik 1979 Łęczna. Jedni więc grali w I lidze, a drudzy w klasie B. Pokręcone, prawda? O inicjatywie kibiców niby było głośno, media z zaciekawieniem spoglądały w ich kierunku, ale brakowały jednego – wyników. Przez 4 lata istnienia „nowy” Górnik przebił się jedynie do klasy okręgowej. Potem kibice i zarząd Bogdanki dogadali się w kwestii pewnych spraw i twór, stworzony przez fanów szybko przestał istnieć.

Od 5 lata ma się za to całkiem dobrze K.K.S Wiara Lecha, klub założony przez kibiców Lecha Poznań. Wszystko zaczęło się niewinnie, od meczów charytatywnych, czy turniejów „szóstek”. Przełomem był występ w Pucharze Polski. – To wszystko zbiegło się z problemami na trybunach ekstraklasowych, więc postanowiliśmy, że tutaj będziemy się bawić w swoim stylu, po kibolsku. Konkretna zabawa, konkretny doping, no i oczywiście ogromne przeżycie, również dla zawodników, którzy przecież też wciąż są fanatykami – tłumaczył jeden z założycieli klubu. Od tamtego czasu minęło już pół dekady, a Wierze Lecha udało się awansować dwukrotnie. Całkiem niezły bilans.

W Polsce drużyny zarządzone przez kibiców też nowością nie są. W ich rękach były w końcu takie ekipy jak: KSZO, Łódzki KS, czy Stilon Gorzów. Należy jednak pamiętać, że była to trochę inna sytuacja niż obecna Wisły Kraków. Tam fani reaktywowali zasłużone drużyny. W końcu czyja mogłaby być to inicjatywa jak nie ich. Podnosić się jak z feniks z popiołu jest dużo prościej niż uratować klub chylący się do upadku.

***

Jak widać kluby w rękach kibiców, to nie zawsze kłopoty i rządy „stadionowych imbecyli i bandytów”. I to może być pewne pocieszenie dla fanów „Białej Gwiazdy”. Będzie biednie, uboga, ale wszyscy będą ciągnąć wózek w jedną stronę. Głównym problemem Wisły jest to, że kibice przejęli ją, kiedy klub wciąż jeszcze się bardzo mocno chybocze i nie wiadomo, czy w najbliższych tygodniach nie runie. Takiej sytuacji w futbolu jeszcze nie było. Jeśli SKWK uratuje Wisłę i klub utrzyma się w ekstraklasie, znajdzie sponsorów i spłaci długi, będzie to ewenement na skalę światową. Dlatego warto spoglądać do Krakowa, bo takie projekty w takiej klasie rozgrywkowej to rzadkość.

Komentarze
Co za świat... (gość) - 8 lat temu

Co za bzdurny artykuł... Przecież przedstawiacie właściwie tylko pół amatorskie drużyny na które w skali danego państwa nie potrzeba dużo pieniędzy ani doświadczenia. Wyjątkiem są kluby Bundesligi ale jak celnie zauważył szanowny redaktor system ten jest nie do wprowadzenia w Polsce. Jak widać, rządy kibiców albo ukróci nowy właściciel (co uratuje klub) albo bankructwo. Pomijam już fakt że z taką formą to Wisła sama się stoczy. Szkoda, ale wiele wskazuję na to (niestety) że Biała Gwiazda dołączy do KSZO, ŁKSu, Widzewa i Polonii.

Odpowiedz
Jakub Mieżejewski (gość) - 8 lat temu

Niekoniecznie. Wisłę i resztę polskich klubów różni to, że tamci zaczynali od dna. Ciężko więc, żeby w 3-4 lata wyjść z niższych lig. Wisła ma jakąś wartość marketingową, można kogoś sprzedać, miasto się dorzuci w ostateczności (nie po to budowali im stadion za 400 mln, żeby na niego przyjeżdżał Górnik Wieliczka) i psim swędem klub się utrzyma. Tytuł mylący, to prawda, ale chodziło mi o to, że inicjatywy kibicowskie jaką rację bytu mają. Moim zdaniem, na ten moment Wisła w rękach kibiców, to i tak lepiej niż w brudnych łapach Meresińskiego, czy Cupiała. W końcu będzie wóz, albo przewóz, a kibice umieją się zmotywować w dramatycznych momentach.

Zresztą na samym końcu piszę: "Takiej sytuacji w futbolu jeszcze nie było. Jeśli SKWK uratuje Wisłę i klub utrzyma się w ekstraklasie, znajdzie sponsorów i spłaci długi, będzie to ewenement na skalę światową". To chyba jasno pokazuje, co im wróżę ;)

Odpowiedz
Co za świat... (gość) - 8 lat temu

Tak oczywiście, ale przedtem stara pan się przekonać że to się uda. Już w tytule zawiera pan tezę, a nastepnie podaje argumenty. Całość więc wydaję się być nie spójna.
Wracając do Wisły trudno nie odnieść wrażenia że to się musi nie udać. Marketingowa wartość niby jest... Ale co z tego? Sponsora głównego (koszulki, banery) mają, długi podobnież spore, miasto niby się dorzuci ale wątpliwe by dużo Kraków nigdy jakos bardzo się nie angażował w piłkę (bezpośrednio) bowiem jak wiadomo działają tam 2 kluby (mówię oczywiście o tych o których warto wspominać). Z pewnością miasto nie wykupi klubu, zresztą każdy widzi jak to sie kończy (czyt. Korona, Śląsk).
Podsumowując życzę Wiśle jak najlepiej bo pojedynki Legia-Wisla, Legia-Gornik Z. , Legia-Widzew elektryzują mnie bardziej niż (bez ujmy) spotkania z Górnikiem Ł., czy też z Termalica (choć oczywiście szanuję tutaj "Słoniki"). Ah, a redaktorowi życzę by przestał tworzyć nagłówki jak SE, bo same artykuły są naprawdę niezłe.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze