Ekstraklasa. Zwiększać czy nie? – oto jest pytanie


Polski kibic został już przyzwyczajony do zmian, ale kolejne są wciąż nie mniej emocjonujące od poprzednich

26 stycznia 2020 Ekstraklasa. Zwiększać czy nie? – oto jest pytanie

Futbol nad Wisłą nie ma się najlepiej, o czym co roku pokazują mecze na europejskiej arenie. Tam dla polskich zespołów nie ma już łatwych przeciwników. Mimo rozwoju na przestrzeni ostatnich lat wydaje się, że polski futbol klubowy stoi w miejscu. Co jest tego przyczyną? Gdzie szukać rozwiązania, drogi do tego, by było lepiej?


Udostępnij na Udostępnij na

W pewnym sensie została poprawiona kwestia finansowa. Kluby są bogatsze niż kilkanaście, a tym bardziej kilkadziesiąt lat temu. Za kolejne transfery można zaksięgować kolejne wpłaty, i to wielomilionowe, by zarobione pieniądze przeznaczyć na odpowiednie gałęzie rozwoju drużyn.

Dawno w wielu przypadkach został zaspokojony problem z infrastrukturą. Stadiony, jakie posiadają polskie zespoły, dawno przegoniły wiele obiektów europejskich, z hiszpańskimi i włoskimi na czele. Akademie co rusz wyławiają ze swoich źródeł kolejne talenty, a te albo grają na polskich boiskach, albo też wybierają kierunek zagraniczny.

W dodatku samą ekstraklasą, ale i I ligą zainteresowały się telewizje, a więc i z praw do transmisji także kluby zaliczają ogromne dochody. I dzięki awansowi do Ligi Mistrzów sprzed kilku laty Legia Warszawa miała nie tylko siebie wynieść na wyższy poziom, ale i pociągnąć całą ligę. Czas pokazał, że piękny sen przerwał koszmar, który okazuje się rzeczywistością.

Od momentu sukcesu stołecznych żaden inny polski klub, zresztą także i Legia, nie awansował chociażby do Ligi Europy. Gołym okiem widać, że drużyny słabną, a rozwiązania szuka się w… zwiększeniu ligi do 18 klubów.

Targana reformami

Znaczna większość zajmująca się piłką nożną w Polsce jest zdania, że dzięki wprowadzeniu dodatkowych dwóch zespołów rozgrywki wkroczą na ścieżkę normalności. Być może samo zwiększenie ligi nie poprawi ot tak poziomu ekstraklasy, jednak będzie przyczyną samą w sobie dążenia we właściwym kierunku.

Trudno się zresztą nie zgodzić w wielu aspektach ze zwolennikami tej teorii. Owszem, taki kraj jak Polska powinien mieć ligę odpowiednich rozmiarów do krajów podobnej wielkości. Niemcy, w których wciąż wielu jest wpatrzonych, także grają w podobnym systemie bez kombinacji z dzieleniem grup.

Te zresztą, zanim zostały wprowadzone, spotkały się z falą niezadowolenia i krytyki. Oliwy do ognia dolał fakt, że społeczność piłkarska dowiedziała się o redukcji punktów po podziale tabeli. Wówczas szybko zrezygnowano z tego, jak się okazało bezsensownego, pomysłu, lecz mimo to ESA 37 pozostała.

Wraz z nią pozostały także dyskusje na temat kolejnej reformy ligi, która zamiast czymś wyjątkowym stała się czymś normalnym. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad ekstraklasa targana była przeróżnymi reformami. Podział tabeli nie jest zresztą czymś nowym, bo tego próbowano już na początku wieku.

Zmniejszanie, zwiększanie ligi także było już próbowane, a skutków pozytywnych takiego działania jak nie było widać, tak wciąż brak i dziś. Kolejna rewolucja ma to zmienić? Liczba 9, licząc od roku 1998, równa się lizbie zmian, które na pewno nie poprawiły obrazu polskiej kopanej. A władzom wciąż zmian mało?

Dwa wakaty

Wrócmy do tematu zwiększenia ligi o dodatkowe dwie drużyny. Może i jest w tym jakiś pozytywny kierunek. Za tym przemawia wiele argumentów, chociażby sam fakt, że liga upodobniłaby się na przykład do niemieckiej Bundesligi. Bez wątpienia zwiększyłaby się szansa dla wielu innych zespołów, które marzą o grze w ekstraklasie, bo w końcu więcej zespołów mogłoby w niej zaistnieć.

Idąc tym tropem, można stwierdzić, że kluby te z pewnością wiele by na tym skorzystały, w szczególności finansowo. Zyskałyby także i same miasta, które mogłyby się poszczycić swoim zespołem na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Renoma każdego z klubów także by zyskała.

Nawet stratę trzech meczów mniej dałoby się przeboleć, a i trenerzy może przestaliby narzekać na napięty terminarz. Szczególnie ci, którzy przygotowywaliby swoich piłkarzy do starć z europejskimi przeciwnikami w ramach kwalifikacji do europejskich pucharów. Automatycznie więc przerwa letnia mogłaby się wydłużyć choćby o tydzień.

To być może taki też ukłon w stronę tych, którzy starają się odbudować po grzechach swoich poprzednich właścicieli. Często z takimi komentarzami mogą spotkać się chociażby w Widzewie, który jako jeden z kilku zasłużonych dla polskiej piłki klubów stara się wrócić na salony. Można więc spotkać się z komentarzami, że to ukłon ze strony Zbigniewa Bońka w stronę klubu, dzięki któremu wypłynął na szerokie wody, i teraz sam próbuje w jakiś sposób stara się być jego kołem ratunkowym.

Jednak oprócz łodzian byłby to także ukłon dla innych: Polonii Warszawa, Polonii Bytom, Motoru Lublin czy raczkującego Zawiszy Bydgoszcz, także byłego klubu prezesa PZPN.

Kontrargument

Lepiej dla oka wyglądałaby ekstraklasa, gdyby w lidze występowało 18 drużyn, bo w końcu jak to może być: 12-zespołowa liga w kraju liczącym sobie 38 milionów ludzi? Pojawiają się zewsząd głosy, że nie ma co się upodabniać do Szkocji czy Austrii, gdzie w takim systemie się gra, ponieważ są to mniejsze kraje.

Tylko że zamiast patrzeć się na opakowanie, należałoby może zająć się tym, co rzeczywiście mogłoby ligę podnieść. Po pierwsze, przy 12 zespołach ekstraklasa nie straciłaby zbyt wiele na liczbie spotkań. Idąc tym, co się sprawdza w Szkocji i Austrii, także i w Polsce kluby zaliczyłyby po 33 mecze, z tym że tam panuje schemat dzielenia tabeli na pół.

Po drugie, ważną i być może najważniejszą sprawą byłyby dochody z tytułu praw do transmisji. Wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie, kiedy więcej się zarobi. Wtedy, kiedy tę samą kwotę trzeba dzielić na 18 czy jednak na 12 klubów? Odpowiedź jest dziecinnie prosta.

Zainteresowanie ligą także mogłoby wzrosnąć, chociażby dlatego, że częściej grane byłyby mecze tzw. hitowe. Te przyciągnęłyby z pewnością większą rzeszę kibiców aniżeli starcia klubów, które niekoniecznie cieszą się wielką renomą, a i balansują pomiędzy ekstraklasą a I ligą. Trudno liczyć na dużą publikę ze strony czołowych ekip z I ligi, które prą do ekstraklasy.

Problem z licencjami także zostałby szybko rozwiązany, ponieważ mniej klubów oznacza, że i mniej jest drużyn, którym nie wiedzie się najlepiej. Zostaliby najlepsi, czyli ci, którzy posiadają odpowiedni obiekt, mają pieniądze i spełniają wszelkie warunki licencyjne. Takie zresztą raczej nie bronią się przed spadkiem, bo z tym problem mają właśnie beniaminki, czyli kluby, które miałyby zwiększyć niby rywalizację.

Jak pokazują ostatnie sezony, także i tu można wyprowadzić kontrę. Zespoły, które dopiero co awansowały na najwyższy szczebel, zazwyczaj z niego szybko spadają, nie pozostawiając po sobie nawet zbyt dobrego wrażenia

Zostawić, jak jest

Być może najlepszym pomysłem byłoby zresztą niegrzebanie w tym, jak jest. Rozgrywki polskiej ligi może nie są najsilniejsze, ale czy reforma zwiększająca bądź też zmniejszająca je o kilka drużyn poprawiłaby jakość? Nagle Legia, Lech, Jagiellonia czy ktokolwiek inny miałby robić dobre wyniki na europejskim podwórku?

Komu tak naprawdę przeszkadza liczba drużyn? Skoro problemem jest podział ligi, to niech zostanie on po prostu zlikwidowany. Rozgrywki będą kończyć się na 30. kolejce i będzie zdecydowanie więcej czasu na regenerację. Tak gra chociażby rosyjska Premier Liga i nikt nie ma z tym żadnego problemu.

Po co zatem szukać tak wyczekiwanego ratunku ze strony drużyn z zaplecza ekstraklasy? Przykładowo Warta Poznań, Stal Mielec czy Podbeskidzie Bielsko-Biała, będące głównymi kandydatami do awansu, poprawiłyby jakość polskiego futbolu, skoro ta sztuka nie udaje się od lat poprzednim beniaminkom?

Wystarczy tylko spojrzeć chociażby na ekipy, które w poprzednim roku wywalczyły sobie awans. ŁKS Łódź oraz Raków Częstochowa to zespoły, którym trudno w tym sezonie będzie się utrzymać w lidze. Szczególnie z tym problemem żyć muszą łodzianie, którzy zimują na ostatnim miejscu. Co zatem mogłyby wnieść ekipy z miejsc spoza pierwszej dwójki I ligi?

I na koniec można zadać pytanie, po co grzebać w liczbie drużyn, skoro problem tkwi gdzieś indziej. To nie przez niewielką liczbę klubów najlepsi piłkarze stąd uciekają, to nie przez brak 18 zespołów polskie zespoły nie potrafią od kilku lat awansować do europejskich pucharów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze