Lechia Gdańsk podejmowała dziś na własnym stadionie lidera Ekstraklasy, warszawską Polonię. Niestety dla kibiców mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a podobać mogła się tylko pierwsza część spotkania.
Godzina 20:00. Stadion wypełniony niemal po same brzegi. Wspaniała oprawa na stadionie przy ul. Traugutta. Tysiące gardeł rozśpiewanych i gorąco, naprawdę gorąco dopingujących. To wszystko znamy, gdy u siebie grają Gdańszczanie. Pojedynek pomiędzy Lechią Gdańsk a Polonią Warszawa zapowiadał się ekscytująco.
I połowa czyli udana gra z obu stron.
Gwizdek w ręce wziął sędzia Mariusz Żak i rozpoczęli. Od pierwszych minut odważnie, do przodu poszli piłkarze Lechii niesieni ogromnym dopingiem swoich kibiców.
Następnie do rozgrywania piłki zabrała się Polonia i to ona przejęła grę na następne kilkanaście minut. Świetnie w kolejnym meczu prezentował się Filip Ivanovski, który był niemal wszędzie. Obojętnie, w którym sektorze boiska była piłka, on starał się być pod grą. Dobrą partię rozgrywał chwalony również za ostatnie występy Daniel Mąka.
Pod koniec pierwszej części gry znów ruszyła do przodu Lechia, lecz nic z tego nie wynikło. Swoje okazje zmarnowali kolejno Karol Piątek i Marcin Kaczmarek. Wynik 0:0 utrzymał się do przerwy. Jedyną żółtą kartką w tej części gry został „poczęstowany” piłkarz Lechii, Ben Starosta.
II połowa już bez większej historii.
Druga część spotkania od początku toczyła się w wolnym tempie. Z piłkarzy obu drużyn jakby zupełnie zeszło powietrze. W dodatku zawodnicy zaczęli grać bardzo nieczysto, nie oszczędzając swoich nóg. Dość powiedzieć, że żółte kartki otrzymali kolejno Daniel Mąka i Rafał Kosznik.
Najlepszą okazję by wyjść na prowadzenie mieli piłkarze Polonii, którzy nie wykorzystali sytuacji z 73 minuty. Karol Piątek musiał wybijać piłkę z linii bramkowej. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie.
Mecz stał na wysokim poziomie do… końca pierwszej połowy. Niestety, później spotkanie już nie było interesujące. Ciekawe, czy wpływ na taką a nie inną dyspozycję piłkarzy po przerwie miała wiadomość, że na trybunie zasiada selekcjoner reprezentacji Leo Beenhakera? Przecież to powinno motywować. Powinno…
Z wyniku nie mogą być zadowoleni ani jedni, ani drudzy. Obaj trenerzy przed meczem liczyli na wygraną swojej drużyny.