Pięć żółtych kartek, dwie czerwone, cztery bramki - tak w skrócie można opisać mecz walki w Gdańsku. Miejscowa Lechia okazała się lepsza w pojedynku "dziesiątek" i pewnie wygrała 3:1 z Piastem Gliwice.
Mecz bez faworyta? Tak pokrótce można określić spotkanie Lechii z Piastem. Gdańszczanie na wiosnę grają w kratkę – wysoko zwyciężają z Podbeskidziem, aby kolejkę później równie wysoko, ale przegrać z Koroną Kielce. Drużyna Latala też nie przypomina tej sprzed świątecznej przerwy. Chciałoby się powiedzieć nowa runda, nowe problemy. Gliwiczanie nie potrafią wygrać meczu. Ostatnio tylko remisują, kolejno z Górnikiem Łęczna i Pogonią Szczecin. Do Gdańska przyjechali po zwycięstwo, ale tak to już bywa – jak się bardzo chce to nic nie wychodzi.
https://twitter.com/bajakubiec/status/703632053217181696
W Gdańsku Lechia przeważała nie tylko na trybunach. Biało-zieloni wyglądali lepiej na boisku. Byli bardziej agresywni, szybcy, a przede wszystkim mieli sposób na Piasta. Efekty? Pod bramką Jakuba Szmatuły zrobiło się groźnie już w… 2. minucie meczu. Do piłki dopadł Michał Mak, którego podanie niemal wykorzystał Flavio Paixao. Niecałe 20 minut później to pomocnik był blisko strzelenia gola na pustą bramkę, jednak zabrakło wykończenia, a piłka poleciała wysoko ponad bramką. Zespół Radoslava Latala był jakby uśpiony. Zawodnicy nie potrafili wydostać się z własnej połowy, a lechiści wcale nie zamierzali zwolnić.
Aktywny dzisiaj Mak bardzo dobrze współpracował z drugim z braci Paixao, Marco. I właśnie za sprawą tej pary padła pierwsza bramka: skrzydłowy Lechii Gdańsk podawał do Portugalczyka, ten trafił prosto w Szmatułę, a blisko stojący Grzegorz Kuświk zwieńczył dzieło. Była to trzecia bramka w trzecim meczu byłego zawodnika Ruchu Chorzów. Powiedzieć, że Gliwiczanie grali słabo, to jakby nic nie powiedzieć. Pierwszy zagrażający bramce Łukasza Budziłka strzał oddali w … 36. minucie spotkania. I gdy wydawałoby się, że ta akcja obudzi zespół Latala, stało się wręcz odwrotnie. Źle rozegrany rzut rożny, strata piłki, zabójcza kontra i piekielnie szybki Mak. Z tego równania wynik mógł być jeden – kolejna bramka dla Lechii.
Gdy wydawało się, że mecz już jest przesądzony i Lechia spokojnie zdobędzie trzy punkty, rozpoczęła się druga połowa. Wydarzenia na boisku odwróciły się o 180 stopni – to Piast naciskał, a gdańszczanie się bronili. Coś jest w drużynie Biało-Zielonych, że lubią zapewnić kibicom dodatkowe emocje. Po głupim faulu drugą żółtą kartkę dostał Milos Krasic. Co ciekawe był to już trzeci mecz z rzędu z czerwienią w tle. Od tego momentu drużyna Latala grała odważniej. Atak pozycyjny zaowocował w 59. minucie spotkania. Rzut wolny blisko szesnastki Budziłka wykonywał Kamil Vacek, piłkę strącił Mateusz Mak i ta niefortunnie poturlała się pod nogami bramkarza Lechii.
https://twitter.com/19Daro64/status/703645828989190144
Reszta spotkania to nadal przewaga Piasta, ale bez lepszej sytuacji bramkowej. Lechia, choć grała w dziesiątkę, dobrze ustawiała się w obronie i można powiedzieć, że to gdańszczanie częściej zagrażali bramce Szmatuły. Gliwiczanom nie pomogło nawet wejście Martina Nespora i Gerarda Badia – nie mogli znaleźć sposobu na lechistów. Gdyby tego było mało, to na 10. minut przed końcem spotkania siły się wyrównały – drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę dostał Martin Bukata. Od tego momentu Biało-Zieloni powrócili na dobre tory czego konsekwencją była trzecia bramka Pawła Stolarskiego.
Rzeźnia na boisku okazała się szczęśliwsza dla Lechii, która po zwycięstwie z Piastem zajmuje 9. miejsce w ligowej tabeli. Zespół Radoslava Latala nie może odnaleźć się na wiosnę i, choć nadal jest liderem, ma tylko 1 punkt przewagi nad drugą Legią Warszawa. Niemoc gliwiczan wciąż trwa.