Ekstraklasa coraz ciekawsza


Faworyci zawodzą, w tabeli robi się coraz ciaśniej

26 sierpnia 2018 Ekstraklasa coraz ciekawsza
Dariusz Skorupiński

Sobota przyniosła nam dwa zwycięstwa drużyn pretendujących o miejsca na ligowym podium: Wisły Kraków i Lechii Gdańsk. W tej sytuacji pod ścianą znaleźli się faworyci. Lech, Legia i Jagiellonia rozegrały trzy całkowicie odmienne mecze, jednak żaden klub nie poradził sobie z presją.


Udostępnij na Udostępnij na

Cenne zwycięstwo beniaminka

W Białymstoku zobaczyliśmy ciekawy, wyrównany mecz. Beniaminek z Legnicy nie przestraszył się wicemistrza Polski i wyszedł na murawę, chcąc walczyć o zwycięstwo jak równy z równym. Oba zespoły prezentowały podobny styl gry, oparty na uważnym ataku pozycyjnym i niskim ustawieniu w obronie.

Po pierwszej połowie, zakończonej bezbramkowym remisem, nieco lepsze wrażenie sprawiała Jagiellonia. Widać było, że „Jaga” ma lepszych zawodników i łatwiej jest jej dostać się pod pole karne rywala. W 23. minucie mocniej zabiło serce kibiców gospodarzy, kiedy strzał Pospisila trafił w słupek. Trzy minuty później z kolei gorąco było pod bramką Jagiellonii, jednak błąd defensorów naprawił Kelemen, wychodząc przed pole karne i przecinając groźną, prostopadłą piłkę. Miedź szukała swoich szans po strzałach z dystansu i stałych fragmentach gry, z trudem rozbijając ataki rywali.

Druga połowa przyniosła nam więcej akcji ofensywnych niż pierwsza, choć nadal gra była bardzo wyrównana. W 68. minucie Jagiellonia zagrała swoją firmową akcję: jeden z piłkarzy środka pola posłał piłkę na skrzydło do Novikovasa, ten obsłużył podaniem Bezjaka, który bez problemu wykończył akcję. Miedź imponowała ofensywnym nastawieniem, przez co w ciągu kolejnych dziesięciu minut dwa gole zdobył Forsell, na co gospodarze odpowiedzieli jednym trafieniem Romanczuka. Drużyna z Legnicy dalej chciała grać o pełną pulę, co przyniosło skutek. Na trzy minuty przed końcem podstawowego czasu gry dobrze spisujący się w tym spotkaniu Augustyniak przyjął piłkę od jednego z kolegów i strzelił zwycięską bramkę.

Mimo porażki Jagiellonia może z optymizmem patrzeć w przyszłość, bo pokazała dobry futbol i wypadła dużo lepiej niż Lech i Legia. Warto odnotować też debiut Justasa Lasickasa, który może stanowić zapowiedź pojawienia się nowej młodej gwiazdy na białostockim firmamencie.

Legia na deskach w derbach Mazowsza

Ekstraklasowe derby Mazowsza były trzecim spotkaniem Ricardo Sa Pinto w roli trenera Legii i można było się spodziewać, że zobaczymy pierwsze efekty jego ponadtygodniowej pracy z drużyną. Tymczasem jednak byliśmy świadkami gry wcale nie lepszej niż za kadencji Deana Klafuricia. Dobrze prezentowali się od pierwszych minut płocczanie, grając szybką, ofensywną piłkę i już w 10. minucie obejmując prowadzenie. Potem bronili wyniku, wpuszczając legionistów na własną połowę i obnażając ich słabości. Przypominało to trochę mecz ze Spartakiem w Trnavie: Legia grała wolno, przewidywalnie, bez pomysłu na rozegranie. Wisła panowała nad spotkaniem, czytała grę Legii niczym otwartą księgę i na przerwę schodziła z dwubramkowym prowadzeniem po przepięknym uderzeniu Dominika Furmana z rzutu wolnego.

Po przerwie gra Legii uległa nieznacznej poprawie, ale co z tego, kiedy już w 3. minucie drugiej połowy Ricardinho odebrał miejscowym nadzieję na korzystny rezultat, podwyższając wynik na 3:0. Podopieczni Dariusza Dźwigały byli skuteczni i do bólu konsekwentni, wobec czego Legia była bezradna. Dowodem tego były liczne faule popełniane przez piłkarzy stołecznego klubu. Po jednym z nich drugą żółtą kartkę obejrzał Astiz, z kolei w innej sytuacji arbiter podyktował „jedenastkę” dla gości, którą na gola zamienił Varela. Marnym pocieszeniem dla warszawiaków był pierwszy gol Carlitosa z rzutu wolnego w barwach Legii. 1:4 po fatalnej grze to wynik, którego trzeba się wstydzić. Jeżeli za tydzień legioniści zaprezentują się podobnie jak dziś, trudno będzie wywieźć korzystny rezultat nawet z boiska przedostatniej w tabeli Cracovii.

Lider zdetronizowany

Przed spotkaniem głównym tematem rozważań przedmeczowych był nie przebieg meczu, lecz ustawienie, jakie zastosuje trener Ivan Djurdjević. Wobec kontuzji Thomasa Rogne i pięciu straconych goli przez Lecha w meczu z Wisłą niektórzy sądzili, że drużyna z Poznania przejdzie na ustawienie z czwórką obrońców. Mimo to na mecz z Zagłębiem lechici wyszli w ustawieniu 3-4-3 z Orłowskim w miejsce Rogne i Wasielewskim na wahadle.

Lech od początku zdominował gospodarzy, za to pierwszą groźną okazję wykreowało Zagłębie. W 15. minucie świetnie zachował się najpierw Jagiełło, wykonując precyzyjne, penetrujące przestrzeń między obrońcami podanie, a potem Janoszka, mijając Putnockiego i umieszczając piłkę w siatce. Od tego momentu podopieczni Mariusza Lewandowskiego bronili wyniku, a Lech próbował stwarzać sobie sytuacje bramkowe, co przychodziło mu z wielkim trudem. Przy rozegraniu brakowało ruchu, a współpraca na bokach nie wyglądała tak dobrze jak wcześniej. Pierwsza groźna sytuacja nastąpiła w 33. minucie, kiedy po bardzo dobrym, otwierającym podaniu Cywki oddał strzał Pedro Tiba. Po raz kolejny były piłkarz Wisły dał o sobie znać zaraz po przerwie, zdobywając gola dającego wyrównanie. Niedługo dane było się cieszyć gościom z remisu, ponieważ już cztery minuty później po rzucie rożnym gola zdobył Tuszyński. Ponownie w tym spotkaniu lubinianie oddali inicjatywę, ale tym razem nie byli w stanie tak skutecznie kasować ataków rywali jak na początku. Gra Lecha z kolei zyskiwała z czasem na płynności, ale świetnie spisywał się dziś duet stoperów: Dąbrowski – Guldan, nie pozwalając dochodzić napastnikom z Poznania do pozycji strzeleckich. To głównie im „Miedziowi” zawdzięczają zwycięstwo nad Lechem. Z kolei przed 7. kolejką przed serbskim szkoleniowcem „Kolejorza” stoi wiele pytań, na które ten będzie musiał znaleźć odpowiedź, nim będzie za późno.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze