Dwanaście sensacji w Pucharze Polski


10 kwietnia 2015 Dwanaście sensacji w Pucharze Polski

Droga, jaką przebyli zawodnicy Błękitnych Stargard Szczeciński, brutalnie przerwaną wczoraj przez Lecha Poznań, nie była pierwszym takim wydarzeniem w historii krajowego pucharu. Raz na jakiś czas piłkarze z niższych poziomów rozgrywkowych lubią zaskoczyć ekstraklasowych rywali i razem z nimi dotrzeć do półfinału PP. Na tym jednak zazwyczaj ich sny o wygraniu rozgrywek się kończą, choć nie zawsze.


Udostępnij na Udostępnij na

O drużynie Krzysztofa Kapuścińskiego i jego podopiecznych ostatnimi czasy było bardzo głośno, a sami zainteresowani doświadczyli na własnej skórze, co to znaczy być gwiazdą. Po wyeliminowaniu Cracovii oraz domowym zwycięstwie nad Lechem w półfinale Pucharu Polski, twarze stargardzian nie schodziły z pierwszych stron gazet, a i oglądając telewizję też można było zobaczyć ich niemal na wszystkich sportowych kanałach. Cały naród zastanawiał się nad tym, jak to możliwe, że półamatorska drużyna, której gracze traktują futbol jako rozrywkę po pracy, mogła upokorzyć dwa ekstraklasowe zespoły. Ostatecznie poznaniacy uniknęli kompromitacji, ale zwycięstwa nad „Pasami” nikt Błękitnym już nie odbierze. Bez problemu można było zauważyć, iż przed wczorajszym meczem większość Polaków kibicowała drugoligowcom, a dlaczego tak się dzieje, nietrudno wytłumaczyć.

Zawsze bowiem ci słabsi wzbudzają u nas większą sympatię niż bogaci i „źli”. Błękitni skradli nasze serca, ponieważ są jednymi z ostatnich prawdziwych romantyków w zepsutym świecie futbolu. Ich wygląd, zachowanie i boiskowa postawa różnią się znacznie od wizerunków zawodników z T-Mobile Ekstraklasy. Stargardzianie pokazali, że nie zawsze drużyna skazywana na pożarcie musi już przed początkiem meczu dać się stłamsić i poddać bez walki. Po kolejnych zwycięstwach drużyny z województwa zachodniopomorskiego dostrzec można było wielką, prawdziwą radość i dumę z solidnie wykonanej pracy. Wszystko to sprawiło, iż życzyliśmy Błękitnymi oraz samym sobie, by to oni zagrali w finale na Stadionie Narodowym z Legią i tam może pokusili się o kolejną sensację. Tak, jak uczyniły to drużyny Czarnych Żagań, Rakowa Częstochowa oraz Lechii Gdańsk, które dawno temu, grając na co dzień w niższych ligach, potrafiły dotrzeć do wielkiego finału Pucharu Polski.

Błękitnym nie udało się powtórzyć tego osiągnięcia, ale i tak awans do półfinału zapewnił im miejsce wśród 12 zespołów potrafiących przed laty zajść równie daleko lub nawet odrobinę dalej. Oprócz wspomnianych wcześniej trzech drużyn, wczorajszym osiągnięciem stargardzian pochwalić się może jeszcze siedem innych (niektóre już nie istnieją). A były to: Calisia Kalisz, Unia Racibórz, Baildon Katowice, PKS Odra Wrocław, GKS Jastrzębie, Chrobry Głogów oraz Pogoń Oleśnica. Każdy z tych zespołów zaliczył wspaniałą przygodę z krajowym pucharem, nie reprezentując najwyższego wówczas poziomu rozgrywkowego. Rakowowi Częstochowa udało się nawet dwukrotnie dotrzeć do półfinału – w sezonie 1966/67 oraz 1971/72.

Najwcześniej sztuki, jaką wczoraj powtórzyli Błękitni, udało się dokonać Calisii. Trzecioligowcy (dzisiaj reprezentowaliby oni II ligę) w 1956 r. ulegli w półfinale PP późniejszemu triumfatorowi rozgrywek, warszawskiej Legii, aż 1:7. Dodać należy, że nie był to dwumecz, lecz jedno spotkanie, więc wynik pojedynku był, przynajmniej dla „Wojskowych”, naprawdę imponujący. Katem kaliszan okazał się legendarny Lucjan Brychczy, który zaaplikował im trzy bramki.

Następna z dwunastu sensacji Pucharu Polski miała miejsce w kolejnym sezonie, a dokonała się za sprawą Unii Racibórz – także trzecioligowca. Wtedy również rewelacja rozgrywek została poniżona, a wynik 2:7 mówi sam za siebie. Górnik Zabrze nie miał problemu z pokonaniem niżej notowanych rywali, choć ci we wcześniejszych rundach potrafili poradzić sobie z Zagłębiem Sosnowiec, Karpatami Krosno oraz Polonią Bytom.

Późniejsze dwie nieekstraklasowe rewelacje, a zatem Czarni Żagań oraz Raków Częstochowa, zostały zatrzymane dopiero w finale. W sezonie 1964/65 oraz 1966/67 trzecioligowe zespoły nie zdołały sprostać Górnikowi Zabrze oraz Wiśle Kraków. Czarni ulegli drużynie ze Śląska 0:4, zaś Raków przegrał z „Białą Gwiazdą” 0:2, lecz dopiero po dogrywce, gdzie decydujące bramki zdobyli Andrzej Sykta oraz Hubert Skupnik. Finał rozgrywany w Kielcach oglądało ok. 6 tys. widzów, ale zadowoleni z  przebiegu spotkania mogli być jedynie fani Wisły. Triumf z 1967 r. był ich drugim w historii. Pierwszy Puchar Polski zdobyli bowiem w roku 1926, kiedy rozgrywki miały swoją premierę.

https://www.youtube.com/watch?v=JOSG6jL6AfE

Na kolejny taki wyczyn, jakim pochwalić mogły się ekipy z Częstochowy i Żagania, musieliśmy czekać aż do sezonu 1982/83. Wtedy to Lechia Gdańsk, grająca na poziomie III ligi, wystąpiła w wielkim finale PP, sprawiając wielką sensację. „Zieloni” pokonali Piasta Gliwice 2:1 i stali się pierwszą drużyną w historii rozgrywek, która wygrała je, nie legitymując się mianem ekstraklasowej (właściwie: pierwszoligowej). Data 23 czerwca 1983 r. przeszła zatem do historii, a świadkiem tego pamiętnego wydarzenia był Stadion XXXV-lecia PRL w Piotrkowie Trybunalskim.

Wcześniej jednak aż pięć razy drużyny z niższych szczebli rozgrywek docierały do 1/2 finału Pucharu Polski. Oprócz trzecioligowych Rakowa Częstochowa (1971/1972), PKS-u Odry Wrocław (1972/1973), GKS-u Jastrzębia (1975/1976) i Chrobrego Głogów (1979/1980) sztuki tej dokonali piłkarze Baildonu Katowice. Sensacja była tym większa, iż wówczas zespół ten grał na poziomie V ligi! Wspaniały sezon 1967/68 piłkarze nieistniejącego już klubu zakończyli co prawda bolesną porażką 1:7 z Lechem Poznań w półfinale PP, ale wcześniej pokonali takie kluby jak Arka Gdynia (2:0), Unia Racibórz (5:2), Wisła Kraków (2:1) oraz Górnik Wałbrzych (2:1).

Ostatnią, nie licząc tegorocznego osiągnięcia Błękitnych ze Stargardu Szczecińskiego, niespodziankę w krajowym pucharze obserwować mogliśmy prawie dwie dekady temu (1996 r.), kiedy to trzecioligowa Pogoń Oleśnica również odpadła z rozgrywek dopiero w półfinale, ulegając Ruchowi Chorzów 0:3. Przypomnijmy tylko, iż „Niebiescy” zdobyli wówczas trofeum, pokonując w decydującym spotkaniu GKS Bełchatów 1:0 po bramce Dariusza Gęsiora. Ciekawostką może być fakt, iż finałowe starcie prowadził arbiter Michał Listkiewicz, późniejszy przez PZPN.

Błękitni nie muszą się zatem wstydzić wczorajszej porażki przy Bułgarskiej w Poznaniu. Historia pokazuje, iż prawie wszystkim rewelacjom ich pokroju w najważniejszych momentach czegoś brakuje, nie są w stanie przeskoczyć pewnego poziomu. Wyjątek potwierdzający regułę stanowi Lechia, która dokonała w 1983 r. rzeczy, wydawało się, niemożliwej, czego nikt wcześniej, ani później, nie potrafił powtórzyć. Może gdyby Łukasz Kosakiewicz nie otrzymał już w 29. minucie czerwonej kartki, jego kolegom udałoby się pokonać poznaniaków… Teraz jednak to już tylko przypuszczenia. Wspaniała przygoda Błękitnych dobiegła końca i na kolejną taką przyjdzie nam pewnie jeszcze przynajmniej kilka lat poczekać.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze