Wtorkowe spotkanie reprezentacji Polski z Liechtensteinem zakończyło się wynikiem 2:0 dla podopiecznych Waldemara Fornalika. W tym meczu oprócz wyniku i sprawdzianu przed ważnym starciem eliminacyjnym z Mołdawią istotny był również 60. występ Jerzego Dudka, który wyszedł w podstawowym składzie Polski.
Jak zawsze z prawą ręką na sercu Jerzy Dudek śpiewał hymn przed pierwszym gwizdkiem meczu towarzyskiego z Liechtensteinem. Tym razem do oczu cisnęły się łzy, ponieważ to już meta kariery reprezentacyjnej w wykonaniu tego wielkiego polskiego bramkarza. Jak podkreśla, teraz z wielkich stadionów przenosi się na orliki i rozpocznie bardziej rekreacyjny wymiar piłki nożnej.
– Walczyłem ze sobą, by nie uronić ani jednej łzy. Chyba się udało. Jak się słyszy hymn, to są to wielkie emocje. Piłka jest jak narkotyk, gram dwa razy w tygodniu na Orliku, ale w reprezentacji to był już mój ostatni występ. Byłem w tym meczu skoncentrowany i można powiedzieć, że miałem 100 procent skuteczności. Dostałem dwa razy piłkę i dwa razy celnie wykopałem. Dres reprezentacji zostawiam sobie na pamiątkę, będę w nim chodził następne trzy dni. Dziękuję wszystkim – powiedział po meczu były bramkarz Realu Madryt.
Jubileuszowym 60. występem zawitał do grona piłkarzy Klubu Wybitnego Reprezentanta. Jerzy Dudek ma nadzieje, że uda mu się jeszcze zorganizować mecz pożegnalny z Realem Madryt lub Liverpoolem, czyli z drużynami, którym poświęcił sporo lat w swojej piłkarskiej karierze. Jak podkreśla, po takim meczu chciałby definitywnie zakończyć oficjalne występy.