W XXI wieku w historii belgijskiej najwyższej klasy rozgrywkowej piłkarze brukselskiej aglomeracji zawsze zajmowali miejsce na podium. Czy będący obecnie na szóstej lokacie podopieczni Freda Ruttena zdołają poprawić jeszcze swoją sytuację, by utrzymać ten trend?
Dla kibiców Anderlechtu kilka ostatnich tygodni było bardzo bogatych w emocje, lecz niestety niekoniecznie pozytywne. Po niezbyt dobrym wejściu w rozgrywki ligowe kibice oczekiwali, że zawodnicy ich ukochanej drużyny korzystnie zaprezentują się na arenie międzynarodowej, podbijając Ligę Europy. Jednak zdobycie zaledwie trzech punktów w sześciu meczach oraz zajęcie ostatniej lokaty w grupie sprawiło, że nadzieje te muszą oni odłożyć co najmniej do przyszłego sezonu.
Gorące krzesło
Ostatnimi czasy utrzymanie się na stanowisku trenera 34-krotnych mistrzów Belgii to nie lada wyzwanie. Od momentu zwolnienia w maju 2012 roku ówczesnego szkoleniowca w osobie Ariela Jacobsa, który piastował to stanowisko ponad 4,5 roku, żadnemu z dotychczasowych trenerów włodarze Anderlechtu nie zaufali na równie długi okres. Mimo że klub odnosił sukcesy, chociażby za kadencji Johna van den Broma, kiedy to został dwa razy z rzędu mistrzem kraju, to nie przekonało to osób decyzyjnych do pozostawienia go na tym stanowisku na dłużej. Właśnie w tym braku stabilizacji wielu sympatyków upatruje kiepską dyspozycje swoich pupili.
Od początku stycznia bieżącego roku nowym szkoleniowcem mianowany został Fred Rutten. Były piłkarz związany przez całą swoją karierę z zespołem Twente Enschede zastąpił na tym stanowisku Heina Vanhaezebroucka. W międzyczasie drużynę przez około miesiąc w roli pierwszego szkoleniowca prowadził asystent, Karim Belhocine, jednak był on tylko opcją zastępczą do czasu objęcia posady przez 57-letniego Holendra. Jego dotychczasowy bilans to jedna wygrana, dwie porażki oraz remis. Czy są to złe dobrego początki?
Brak harmonii
Pewnym paradoksem obecnej sytuacji w ekipie „Fiołków” jest obecność w czołówce najlepszych strzelców dwóch piłkarzy tej drużyny. Dimata i Santini zdobyli kolejno trzynaście oraz dwanaście bramek. Niestety gra ofensywna opiera się głównie na nich, gdyż odpowiadają za ponad 60% goli całej drużyny. Dla porównania w szeregach obecnych liderów oraz wiceliderów tabeli za zdobywanie bramek odpowiedzialna jest większa liczba zawodników. Jeśli natomiast chodzi o defensywę, niestety nie należy ona do najszczelniejszych w lidze. W 25 dotychczas rozegranych spotkaniach zespół doprowadził do straty 31 bramek. Jest to najgorszy wynik spośród drużyn znajdujących się obecnie na miejscach gwarantujących grę w grupie mistrzowskiej.
W sezonie 2016/2017, a więc ostatnim, w którym piłkarzom Anderlechtu udało się wywalczyć tytuł mistrzów kraju, proporcje te były zgoła inne. W sezonie zasadniczym udało im się zdobyć bagatela 67 bramek, tracąc przy tym zaledwie 30! Wydaje się więc, że jednym z głównych zadań, jakie stoi obecnie przed nowym szkoleniowcem dwukrotnych półfinalistów Ligi Mistrzów, będzie właśnie zachowanie odpowiednich proporcji pomiędzy linią obrony a atakiem.
Melodia przyszłości
Strata, jaką do zespołu KRC Genk, a więc obecnych liderów, posiada drużyna Anderlechtu, pozwala domniemywać, że do końca obecnej kampanii głównym zadaniem Freda Ruttena będzie utrzymanie się we wspomnianej wcześniej grupie mistrzowskiej. Sporym sukcesem będzie zakończenie sezonu chociażby na pozycji czwartej, co gwarantowałoby „Fiołkom” grę w eliminacjach LE.
Przyznajcie Państwo, że zjazd, jaki swoim kibicom w ostatnich miesiącach zapewnili piłkarze ze Stade Constant Vanden Stock, jest bardzo dotkliwy. Postawa, jaką prezentują na przestrzeni ostatnich miesięcy, nie przystoi tak utytułowanej drużynie. O tym, czy i na jak długo starczy cierpliwości włodarzom belgijskiej drużyny do nowego szkoleniowca, przekonamy się w najbliższych czasie.