Dokąd zmierza Lech Poznań? Ostatnio chyba zgubił kurs


Lech Poznań po raz kolejny dał sobie wyrwać cenne punkty w końcówce spotkania. Tym razem zrobiła to Cracovia

28 października 2023 Dokąd zmierza Lech Poznań? Ostatnio chyba zgubił kurs
Dariusz Skorupiński

Tak wielkie aspiracje, tak wielkie zapowiedzi, tyle jakości, a jak przychodzi co do czego, Lech Poznań daje ciała. Co gorsze, dzieje się w to sytuacjach, w których „Kolejorz” nie powinien sobie pozwolić na stratę punktów. Gdy ma wszystko pod kontrolą. Z taką grą nie da się walczyć o najwyższe cele. Coraz częściej i bardziej Lech nie dojeżdża. Tym razem Cracovia odrobiła straty i zabrała punkty poznaniakom.


Udostępnij na Udostępnij na

Dwa razy w ciągu tygodnia Lech miał dobry wynik. Prowadził po pierwszej połowie, ale też po prostu wyglądał lepiej na boisku. Miał wszystko w swoich rękach, po czym paprał sprawę. Oddał swój los w ręce rywali. Stracił cztery punkty. Gdyby miał te cztery punkty na koncie, dzisiaj byłby liderem i zupełnie inaczej patrzyłoby się w przyszłość. Dzisiaj to znów jest Lech Poznań na rozdrożu. Pogubiony, a we wtorek czeka go w teorii prosty mecz w Bydgoszczy, ale jak ważny. Tam miarka może się przebrać.

Nie można tak grać, będąc faworytem do tytułu

Ostatni mecz, z którego kibice Lecha mogą być zadowoleni, to spotkanie z Rakowem. Od tego czasu dzieje się coś niedobrego. Już wcześniej były pewne znaki, które wprowadzały lekką niepewność, ale wszystko szło do przodu. Punkty były, gra też w miarę wyglądała, John van den Brom spoglądał na wszystko optymistycznie na konferencjach prasowych. Można było to zrzucić na trudne początki sezonu.

Lech Poznań notuje jednak piąty mecz z rzędu, który pozostawia wiele do życzenia. Nawet te zwycięstwa z Puszczą i ŁKS trzeba brać z przymrużeniem oka. Wszyscy widzą, co robią te drużyny, a gdyby miały one więcej szczęścia przy Bułgarskiej, to zrobiłyby więcej szkody. Kompromitacja w Szczecinie, przegrane remisy z Jagiellonią i Cracovią. Za dużo tego. Za dużo jak na największego kandydata do mistrzostwa, bo na takiego wyrastał „Kolejorz”.

Lech Poznań oddaje swój los w ręce przeciwników

Myśleliśmy, że we wtorkowym spotkaniu z Jagiellonią Lech przeszedł samego siebie. Abstrahując od genialnej drugiej połowy „Jagi”, nie możesz sobie pozwolić na to, żeby u siebie jakikolwiek zespół odrobił trzybramkową stratę. To nie może się zdarzyć. Zwłaszcza po tak dobrej pierwszej połowie, gdy zamykasz rywala. Punktujesz go, masz dobry wynik, więcej jakości, dokładasz bramkę na początku pierwszej połowy i siadasz. Oddajesz piłkę rywalowi i czekasz. Tak nie może grać Lech Poznań. Trochę to wyglądało, jakby „Kolejorz” zlekceważył rywala i powiedział „to teraz wy pokażcie, co potraficie, nam się już nie chce”. No i Jagiellonia pokazała, a cała Bułgarska się zdziwiła.

Gdyby to był tylko jeden mecz, to można by wybaczyć, ale to samo zrobił zespół Johna van den Broma w Krakowie. Rywal o niebo gorszy, co było widać. Cracovia była w pierwszej połowie jeszcze bardziej bezradna niż „Jaga” we wtorek. To tylko pokazuje, że ten Lech potrafi grać w piłkę. Wynik tylko 1:0. Niby niepewny, ale jeśli „Kolejorz” zagrałby swoje, wywiózłby spokojne trzy punkty z grodu Kraka. Wszyscy zapomnieliby o tym, co się stało z Jagiellonią. Wciąż kurs byłby obrany na mistrzostwo Polski. Nastroje poprawione. Jednak po tym meczu pojawi się jeszcze więcej pytań o przyszłość, bo „Duma Wielkopolski” znów odwaliła taki numer.

Nie mamy pojęcia, z czego wynika ta potworna bierność w drugich połowach. To jest zatrważające. W Krakowie brakowało kilku piłkarzy, ale to nie tłumaczy tego, co się działo od 46. minuty. Oddanie piłki Cracovii, praktycznie zero zagrożenia pod bramką Madejskiego. Tylko cztery sytuacje bramkowe przy aż dziesięciu Cracovii. Najłatwiej byłoby to zrzucić na przygotowanie fizyczne, ale czy faktycznie w tym tkwi problem?

Odnosimy wrażenie, że tu rolę bardziej odgrywa mentalność i nastawienie. Jakieś dziwne przekonanie, że jak mamy prowadzenie, to już to dowieziemy do końca, więc straćmy jak najmniej sił. Tak się nie wygra tej ligi, a chyba właśnie to chce zrobić Lech. Na FlashScore jest statystyka dotycząca niebezpiecznych ataków. Cracovia w drugiej połowie miała ich aż 55, to zdecydowanie więcej niż „Kolejorz” podczas dobrej pierwszej połowy. Ten remis „Pasom” się po prostu należał. Zasłużyli na niego.

Lech Poznań traci za dużo bramek

Spotkanie z Cracovią jest siódmym, w którym Lech Poznań nie zachował czystego konta. Patrząc na to, z jakimi grał rywalami, można w to nie uwierzyć. Ta Cracovia też nie miała wiele do zaoferowania w ofensywie. Nawet jeśli bardziej siadła na „Kolejorza” w drugiej połowie. Zero reakcji ze strony zespołu z Poznania na to, co się działo w drugiej połowie. Przypominamy, że jeszcze kilka miesięcy temu była to czołowa defensywa ligi. Dzisiaj jest to zespół popełniający mnóstwo błędów, co mogło się zemścić już w pierwszej połowie, gdy Kacper Śmiglewski upadł w polu karnym. Nie zważając na to, co się stało w tej akcji, nie wyobrażamy sobie, żeby dobrze funkcjonujący zespół pozwolił na dopuszczenie do takiej sytuacji.

Zaczynając od Bartosza Mrozka, na którym kibice ostatnio wieszają psy. Umówmy się, wychowanek Lecha nie robi nic nadprogramowego, czego oczekiwali kibice przed sezonem. Nie popełnia ewidentnych błędów, ale jest niepewny, co kilkukrotnie prawie wykorzystała Cracovia. Niepewne interwencje i wypluwanie piłki przed siebie zamiast do boku. Gdzieś to siedzi w nim. Zmiana na Filipa Bednarka oznaczałaby spalenie go.

To jednak nie Bartosz Mrozek jest największym kłopotem Lecha. Nie dojeżdża cała defensywa. Nie ma też co zganiać na to, że w momencie straty bramki w linii obrony z konieczności występowało dwóch młodzieżowców. Lech nawet jak jest w podstawowym składzie, doprowadza do zbyt wielkiej liczby groźnych sytuacji. Z pierwszej siódemki ma najwięcej oczekiwanych goli straconych. Te 19 straconych bramek to zatem nie przypadek. To efekt nieodpowiedzialnego grania. Co bardzo zastanawiające, Lech ostatnio traci bramki, gdy akurat nie atakuje, tylko jest cofnięty. Jeśli więc John van den Brom ma szukać przyczyny tych straconych punktów, to chyba trzeba spojrzeć na defensywę.

Dokąd zmierza Lech Poznań?

Lech Poznań po tym tygodniu mógł być w zupełnie innym miejscu. Miał to na wyciągnięcie ręki. Nikt mu tego nie zabrał. Po prostu sam oddał. Stracił punkty, których nie powinien. Mógł zmazać praktycznie wszystkie plamy z tego sezonu, których trochę było, i wyjść na prostą. Być w komfortowym położeniu i spokojnie spoglądać w przyszłość. Teraz jednakże trzeba zająć się swoją grą, która leży.

Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Lech Poznań faktycznie okazał się królem polowania?

Kadra jest bardzo uszczuplona przez kontuzje czy infekcje, co było widać na ławce rezerwowych w Krakowie. Każdy kolejny mecz przynosi kolejne problemy kadrowe. Na to nie ma rady, ale przypominamy, że ta kadra jest naprawdę szeroka i dobra. Wypadnięcie trzech czy czterech graczy nie powinno sprawić, że zespół wygląda tak źle w drugich połowach. Zamiast uspokajać sytuację, Lech zakopuje się w tym bagienku. Zawsze gdy wydaje się, że z „Kolejorzem” w końcu jest dobrze i teraz to już na pewno się odbije, przychodzi trudny okres.

Lech Poznań ma niesamowity dar wpadania w kłopoty. Wieczna sinusoida, która nie doprowadzi ich do mistrzostwa, a taki jest przecież cel. Podobnie jak Puchar Polski, który Lech zainauguruje we wtorek z Zawiszą Bydgoszcz. Mecz pułapka, ale nie można się dać w nią złapać. Mimo wszystko John van den Brom i lechici mają wszystko w swoich nogach. Jeśli włączą piąty bieg na trochę dłużej niż tylko momenty, będą rozbijać rywali, ale jak będą sobie pozwalać na odpuszczanie, skończy się tragedią.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze