Dobra impreza to taka, której nie zapomnisz do końca życia. Leicester City rok temu i teraz


Jak wygląda drużyna, która sezon temu została najbardziej niespodziewanym mistrzem Anglii?

W życiu każdego piłkarza, nieważne czy z okręgówki, czy z zespołu grającego w Lidze Mistrzów, przychodzi taki moment, który pamięta do końca swojego życia. Zazwyczaj jest to jeden mecz, jedna bramka lub jedna założona przeciwnikowi "siatka", jednak są na tym świecie szczęśliwcy, którzy przeżyli nie jedno spotkanie, nie jedną akcję, ale cały sezon, którego nie zapomną już nigdy. Leicester City zdobyło w niesamowity sposób mistrzostwo Anglii. Jak wygląda ich zespół teraz?


Udostępnij na Udostępnij na

Rok temu wszyscy zachwycali się fantastyczną ekipą Claudio Ranieriego. Vardy, Mahrez, wspaniały Kante – to tylko trójka z całej wielkiej drużyny mistrza Anglii. Jednak jak to czasami w piłce bywa, była chwała, a teraz są trudne chwile. Sen się skończył i zaczęła się brutalna angielska rzeczywistość. Zobaczmy, jak z mistrza Anglii stać się drużyną, która walczyła przez długi czas o utrzymanie w lidze.

Początek miał miejsce jeszcze w sezonie 2014/2015…

Sportsbookbloginfo.blogspot.com

Pamiętacie Leicester City z sezonu 2014/2015? Może inaczej, czy ktoś pamiętałby o tej drużynie, gdyby nie fakt, że została ona rok później mistrzem Anglii? Nie. A dlaczego? Bo to historia jak wiele innych w Premier League. Okupowanie ostatniego miejsca w tabeli przez bardzo, bardzo długi czas i nagle przebudzenie i heroiczna walka o utrzymanie. Scenariusz niczym Sunderland w każdym sezonie. Ale jednak o wyczynach „Czarnych Kotów” się nie mówi, bo po co? Teraz z hukiem spadli z elity i wszyscy kibice angielskiej piłki zgodnie uważają, że nastąpiło to, co powinno nastąpić już dawno.

O wyczynie Leicester można powiedzieć, że od pierwszej do 33. kolejki zapomnieli, że zmienili już lokal, w którym się bawią. Zapomnieli, że z koszulki polo w trzy paski przebrali się w garnitur i przenieśli się z wiejskiej potupajki na salony dla elity. Tańczyli źle, deptali swoje partnerki po butach i ogólnie nie potrafili się zachować. Wszyscy zgodnie uznali: ta ekipa w przyszłym roku na naszej imprezie już nie zawita!

Jednak Nigel Pearson nie skreślił swoich podopiecznych, postanowił zawalczyć z ich nieprzystosowaniem do wyższych sfer. Kupił każdemu książkę traktującą o dobrym zachowaniu w piłkarskiej elicie, nakazał lekturę… i to zaczęło działać. Niepasujące do tej pory Leicester City wydawało się być kandydatem do jednego z tych programów telewizyjnych, które to pokazują, jak szybko może zmienić się człowiek. „Lisy” zaczęły tańczyć do rytmu, co więcej – zaczęły nieśmiało przejmować parkiet! Wystarczyło zaledwie sześć spotkań, sześć trwających po 90 minut bankietów, żeby przekonać do siebie elitę. Po ostatnim z nich do klubowej skrzynki pocztowej listonosz wrzucił list. Nadawcą był kolejny sezon Premier League, a jego treść brzmiała: Zapraszamy Was ponownie! Widzimy się w sierpniu, przyjaciele!

Nie każdy dostał swoje zaproszenie

Zeenews.india.com

Władze klubu z Leicester postanowiły, że te przebłyski świetnego wychowania to nie była zasługa szkoleniowca Nigela Pearsona. Z niewiadomych przyczyn został on zwolniony ze swojej funkcji, a klub rozpoczął poszukiwania człowieka, który nauczy zawodników tego, jak powinien zachowywać się facet z wyższych sfer. Ten, który dał im podstawy i zapewnił zaproszenie do kolejnych rozgrywek, swojego egzemplarza nie dostał.

Poszukiwania trwały nieco ponad miesiąc, a wybór padł na Claudio Ranieriego, który jeszcze nie tak dawno potrafił przegrać z Wyspami Owczymi, prowadząc reprezentację Grecji. Wyczyn to niebywały, bo kto z nimi przegrał? No niewiele osób. Włoch to człowiek o słusznym wieku, już nie na jednej imprezie pił alkohol dobrze się bawił. Trzeba pamiętać, że to właśnie on wprowadził na salony Franka Lamparda, późniejszą legendę londyńskiej Chelsea… Ale zawsze czegoś Ranieriemu brakowało – całkowitego przejęcia parkietu. Zawsze był tym drugim najlepszym tancerzem, nie był w stanie wskoczyć na szczyt. Czy to w Serie A, czy to w Ligue 1, czy również wcześniej w Premier League – no po prostu nie dawał rady. Może brakowało mu sił pod koniec imprezy i ci młodsi, bardziej sprawni porywali mu tę najlepszą partnerkę, która nosiła w każdym kraju jeden pseudonim: mistrzostwo. Nie wiem. Jedno jest jasne – osiwiały już Ranieri dostał swoje ostatnie zaproszenie na wielką imprezę. I tylko od niego zależało, czy będzie to jego piłkarski pogrzeb, czy może szansa na zdobycie tej wymarzonej partnerki.

Pomóc mu w tym mieli piłkarze, którzy w Leicester City już byli, ale również ci, których mógł dopisać do swojego zaproszenia. No i dopisał kilka nowych nazwisk, ale to trzy z nich miały wielki wpływ na jego końcowy sukces… To N’Golo Kante, Christian Fuchs i Robert Huth.

Jamie Vardy Leicester City is having a Party

Stało się coś, co stać się po prostu nie mogło. We wcześniejszym roku to „Lisy” musiały dostosować swój poziom do panujących na wielkich salonach zasad. Tutaj jednak nastąpiło odwrócenie ról. To wszyscy obecni na sali musieli dostosować się do przejmującego parkiet Leicester. To oni grali u siebie, to oni zostali gospodarzem tej zabawy. Z niesamowicie wykwintnej i dostojnej imprezy okolicznościowej Premier League przekształciło się w wielką, pełną alkoholu, dziwnych zabaw i intensywnej muzyki domówkę u Ranieriego.

Ten siwiutki trener zrobił coś niebywałego, skompletował drużynę, która nie tylko pasowała do Premier League, ale w całości ją pochłonęła. No właśnie, drużyna to coś, bez czego nie można niczego osiągnąć. On miał wielką ekipę wspomaganą przez trzy niesamowite nazwiska, to oni wybierali muzykę, to oni polewali alkohol i to oni podrywali najlepsze dziewczyny na tej imprezie. Jamie Vardy, N’Golo Kante i Riyad Mahrez, wielka trójka z Leicester.

Musi pogodzić się z tym, że on albo jego rodzina będą codziennie w mediach. Wracając 12 miesięcy wstecz, nikt tak naprawdę nie wiedział, kim jest Jamie Vardy. Peter Schmeichel

Jamie Vardy – to jeden z tych gości, którym najbardziej nie pasowało przystosowanie się do życia w wyższych sferach. Jeszcze niedawno kopał się po czole w piątej czy piętnastej lidze angielskiej (kto by to wiedział?) i pracował u cioci wujka stryjka brata na magazynie, a tu nagle ma wskoczyć w garnitur i tańczyć do intensywnej, ale jednak uporządkowanej muzyki… Nie. To nie dla niego, to gość, który ma nieco za dużo energii (przypadek?), wydaje się być nadpobudliwy i szukać wszędzie zaczepki, biega po tej sali przez 90 minut i nic mu się nie dzieje, strzelał gola za golem i ta impreza należała do niego. Jamie Vardy is having a party!

To Jamie Vardy zdołał pobić rekord Ruuda van Nistelrooya. Jedenaście meczów ligowych z rzędu, w których zdobył bramkę, zapisało się już złotymi zgłoskami w historii ligi. To dla niego na pewno niebywałe osiągnięcie, które zapewni mu już do końca pamięć kibiców Premier League…

N’Golo Kante – to jeden z tych, którzy gaszą pożary na imprezie. Mając w swojej ekipie kogoś takiego jak Vardy, trzeba wiedzieć, że będzie gorąco. Że trzeba będzie bronić, odbierać potencjalnym rywalom szanse na zdobycz. To człowiek, który był w stanie ogarnąć muzykę na imprezie… na czterech komputerach w jednym momencie. Wszyscy byli pod wrażeniem tego, jak gra. A on lekko w cieniu swoich kolegów, delikatnie schowany za ich plecami zajmował się organizacją całej domówki. Jej tempa, stylu, a do tego wszystkiego był jeszcze ochroniarzem, który nieodpowiednie osoby wypraszał z imprezy. Z ciekawostek można wspomnieć, że Kante potrafił oddać swoją taneczną partnerkę przeciwnikowi tylko po to, żeby móc mu ją potem odebrać.

Sbat.com

Riyad Mahrez – przodownik zabawy. Niebywale efektownie tańczący, jego ruchy przyprawiały o zawroty głowy wszystkich gości na imprezie, efektowne obroty, piękne piruety… Wszystko to sprawiało, że nikt nie chciał stanąć naprzeciw niemu w pojedynku tanecznym. Kończyło się to zazwyczaj późniejszymi zawrotami głowy i pokręconymi kostkami. Było przynajmniej, jak się wytłumaczyć żonie… „Ale kochanie, ja wcale dużo nie wypiłem, to Mahrez wkręcił mnie w ziemię i dlatego mam rozbity nos…”

Wszystko to złożyło się na fakt, że już do końca królami imprezy było Leicester. To oni dokonali rzeczy niebywałej, z kopciuszka stali się królem balu, który sami zorganizowali. Największa piłkarska sensacja dekady stała się faktem: Leicester City mistrzem Anglii 2015/2016! W klubowej skrzynce pojawiło się kolejne zaproszenie… Tym razem od Champions League, o treści delikatnie ostrzegającej: Strzeżcie się, u nas swoich warunków nie wprowadzicie! Czy podołacie zadaniu?

Dwóch takich, którzy zapomnieli zmienić klub

N’Golo Kante to inteligentny człowiek, wiedział, że mistrzostwo Leicester to był jednorazowy wybryk. Stwierdził, że pójdzie do miejsca, w którym panuje gracja i zasady dobrego zachowania. Zdawał sobie sprawę, że drugi raz „Lisy” podobnej domówki nie zorganizują, postanowił bawić się dalej, ale już gdzie indziej. W Chelsea – efekt? Mistrzostwo Anglii.

Jednak w klubie została dwójka, która wciąż wierzyła, że uda się kontynuować wspaniałą imprezę. Wszak miała dojść do niej jeszcze jedna imprezowa gra: Liga Mistrzów. Jamie Vardy i Riyad Mahrez zostali w Leicester, aby kontynuować swój piękny sen. Decyzja tego pierwszego wydaje się być zrozumiała, miał on już 29 lat i postanowił, że zostanie klubową legendą. I został, to prawda. Kibice go pokochali za to, że z klubu nie odszedł.

Mahrez za to z klubu odejść wręcz powinien. Nie wiem, jak można było liczyć na to, że ten cud się powtórzy, to było niemożliwe. Algierczyk zapomniał zmienić lokal i został na domówce u Ranieriego, która zmieniła się w nieuporządkowaną wiejską imprezę z jednym miłym akcentem – Ligą Mistrzów.

No właśnie, Leicester City zadebiutowało w najbardziej elitarnych rozgrywkach świata. Jak im poszło? Przyzwoicie, fazę grupową przeszli jak burza, potem zdołali wyeliminować hiszpańską Sevillę i odpadli z Atletico Madryt – 1/4 finału. Przyzwoity wynik debiutanta.

W lidze nie było już w ogóle ciekawie. Leicester stało się ponownie tym niewychowanym zespołem z sezonu 2014/2015. Po prostu nie pasowali, znowu nie potrafili tańczyć, kobiety od nich uciekały. Chcieli wprowadzić swoje zasady, tylko że zabrakło im rozgrywającego – N’Golo Kante. Co więcej, po ponad połowie imprezy został z niej wyproszony… gospodarz. Ranieriemu wycofano zaproszenie do Premier League i z wielkiego wygranego znowu stał się tym, któremu czegoś zabrakło. Tym razem potwierdzenia klasy. Ostatecznie ekipa z Leicester ponownie pod koniec troszkę poprawiła swoje zachowanie i dostała kolejne zaproszenie od Premier League. Tym razem brzmiało ono: Jeśli zamienicie się w Sunderland, to kolejny raz Was już do nas nie zaprosimy, nie potrzebujemy u nas takiej drużyny.

Komentarze
CINEK (gość) - 8 lat temu

Świetny tekst

Najnowsze