Maraton z hiszpańską Primera Division trwa w najlepsze, a o takiej rozrywce w środku tygodnia nie śmielibyśmy w ogóle marzyć. Derby Sewilli pomiędzy Sevillą a Realem Betis to wizytówka hiszpańskiej ligi, mecz, na którym teoretycznie nie sposób się nudzić. A przecież na środę zaplanowano również mecze Realu Madryt z Villarrealem czy Barcelony z Atletico Madryt.
Jesteśmy już po przystawce, jeśli chodzi o 6. kolejkę hiszpańskiej Primera Division. Przystawce nie byle jakiej, gdyż też takiej, która lekko się kucharzowi nie udała. Piłkarze Sevilli i Betisu przyzwyczaili nas do tego, że podczas derbów nie sposób się nudzić. Nie można powiedzieć, że na Ramon Sanchez Pizjuan wiało nudą, ale nie było to takie widowisko, na jakie ostrzyliśmy sobie zęby, zwłaszcza że eksperci w końcu nie stawiali na straconej pozycji przyjezdnych z Benito Villamarin. Niestety, zarówno jedni, jak i drudzy chyba zapomnieli, że mecz trwa aż 90 minut, a jest to niezwykle dużo czasu.
Nie dać sobie wleźć na głowę
Powyższe zdanie za bardzo do serca wzięli sobie wszyscy obecni na murawie stadionu, zaczynając od piłkarzy i na arbitrze głównym (ale także liniowych) kończąc. O ile piłkarzom dziwić się nie można, o tyle zachowania arbitra budziły dzisiaj niemałe wątpliwości. Javier Estrada Fernandez w początkowej fazie pojedynku był za bardzo oryginalny, zapominając przy tym o konsekwencji. Hiszpan niby chciał pokazać, że panuje nad sytuacją (trzy żółte kartki w pierwszym kwadransie), ale nie stosował takich samych zasad wobec wszystkich zawodników. Arbiter bardzo szybko zorientował się, że puszczanie spornych sytuacji może skończyć się sporymi kłopotami, dlatego po około 20 minutach całkowicie zmienił styl sędziowania, przechodząc na taktykę bardziej zachowawczą.
Sam obraz sędziowania po derbach Andaluzji mówi nam to, co od bardzo dawna doskonale już wiemy. Nie ma chyba obecnie na Półwyspie Iberyjskim arbitra, którego z czystym sumieniem fani wszystkich zespołów mogliby nazwać dobrym. Dzisiaj Javier Estrada Fernandez w wielu sytuacjach nie tylko nie radził sobie z oceną boiskowych wydarzeń, ale przede wszystkim ograbił przyjezdnych z jednego punktu, nie uznając gola na 1:1 w drugiej połowie tuż po bramce Mercado w 51. minucie.
Estrada Fernandez pokazał w derbach Sewilli dziewięć żółtych kartek i nie uznał prawidłowego gola dla Betisu
Na Ramon Sanchez Pizjuan brakowało we wtorkowy wieczór przede wszystkim żaru. My jako fani chyba za bardzo nakręciliśmy się na ten pojedynek i każde kolejne zagranie traktowaliśmy z nader należytym uczuciem. Żywiołowe, teatralne ruchy Sampaoliego przy linii bocznej i często niezwykle głośny doping czy ostre wejścia sprawiły, że mieliśmy złudzenie, iż oglądamy naprawdę ciekawe zawody. Fakty są jednak takie, że ani jedni, ani drudzy nie potrafili w tych derbach stworzyć sobie stuprocentowych okazji. Więcej, w wielu sytuacjach całkiem niepotrzebnie spieszyli się, jakby arbiter mógł w każdej chwili gwizdnąć po raz ostatni. Niedokładność i zbytnia porywczość skradły nam trochę to widowisko. Szkoda tym większa, że Betis miał realne szanse na wywiezienie z terytorium wroga nawet trzech punktów. Pod warunkiem, że ten mecz od początku układał się inaczej.