Czy możliwe jest uniknięcie przypadkowych debiutantów w reprezentacji?


Niesprawdzeni Buksa i Matynia to mały problem. Są przecież tacy, którzy zniknęli z kadry szybciej, niż się w niej pojawili...

3 grudnia 2018 Czy możliwe jest uniknięcie przypadkowych debiutantów w reprezentacji?
Tomasz Folta / PressFocus

Gdy wszystkie emocje reprezentacyjne opadły, konflikt Brzęczka z Polem zażegnany, a wszyscy zdążyli przeżyć emocje związane z losowaniem eliminacji EURO 2020, nie wyobrażam sobie nie myśleć o ostatnich powołaniach. Konkretnie o Buksy i Matyni, którzy to pojawili się na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Polski, ale nie zagrali choćby minuty. Czy powinni być zniesmaczeni? Chyba jednak nie do końca. Plus dla nich jest taki, że reprezentacja stoi jeszcze przed nimi otworem. W każdej chwili mogą otrzymać zaproszenie na kadrę. Na przestrzeni ostatnich 20 lat byli przecież piłkarze, którzy powołanie otrzymali, a zdołali w niej zagrać... jeden mecz. "Eksperymenty" nie zawsze się sprawdzają, ale selekcjonerzy zobowiązani są szukać nowych rozwiązań.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeden turniej – siedmiu jednorazowych reprezentantów

Dwie dekady temu trenerem reprezentacji był nie kto inny, jak nieżyjący już Janusz Wójcik. Śp. „Wujo” słynął ze swojego specyficznego sposobu bycia, sprawiającego, że miał tylu wrogów, co przyjaciół. Dzięki jego osiągnięciom i… dobrym znajomościom z polityki został selekcjonerem ku niezadowoleniu bezradnego prezesa PZPN – Mariana Dziurowicza. Wójcik w przeciągu roku powołał, jak się okazało, aż dziewięciu graczy, dla których pierwszy występ był tym ostatnim.

Pierwszym z nich był Andrzej Jaskot, który zagrał w wygranym meczu z Ukrainą 15 lipca 1998 roku. Kolejnym jednorazowym reprezentantem Polski jest Bogdan Zając, znany przecież z roli asystenta Adama Nawałki. Były gracz m.in. Wisły Kraków zmienił na boisku w 61. minucie Marka Koźmińskiego i pojawił się na następnym zgrupowaniu, ale kilkanaście lat później już jako asystent selekcjonera.

Siedmiu pozostałych to zawodnicy, których jedyny epizod w kadrze to występ na Turnieju Czterech Narodów w Bangkoku. Byli to wyłącznie piłkarze, którzy zasłużyli na to wyróżnienie dzięki dobrej grze w polskiej lidze. Z Nową Zelandią 19 czerwca 2000 r. zagrali Jacek Chańko, Maciej Terlecki, Mariusz Nosal, Krzysztof Piskuła, Grzegorz Tomala, Ariel Jakubowski i Rafał Szwed. Co ciekawe, w tym meczu zadebiutował też późniejszy etatowy reprezentant Michał Żewłakow. Wójcik miał więc zmysł, ponieważ za jego kadencji swoje pierwsze spotkania w kadrze rozegrali również tacy piłkarze jak Maciej Żurawski, Bartosz Karwan, Jacek Krzynówek czy Tomasz Frankowski.

Kilka niepowodzeń, ale bilans na plus

Tuż po nieudanych eliminacjach Euro 2000, mimo chęci zatrudnienia kogoś z dwójki Kasperczak – Smuda, selekcjonerem pierwszej reprezentacji został Jerzy Engel. Mimo początkowych niepowodzeń piłkarze, na których liczył, wywalczyli awans do MŚ 2002 w Korei i Japonii. Wicemistrz Polski z 1986 roku z Legią Warszawa postawił w kadrze na wielu, którzy później święcili z nim największe sukcesy. Przecież to on „wyciągnął” z Polonii Emmanuela Olisadebe. Ale to nie jedyne słuszne powołanie, bo dzięki niemu zadebiutowali piłkarze, którzy z czasem stali się etatowymi reprezentantami. Mianowicie Kamil Kosowski, Ebi Smolarek czy Mariusz Lewandowski.

Ale jak u każdego zdarzały się też „pożegnalne debiuty” takich „ananasów” jak Arkadiusz Kaliszan (31 minut z Hiszpanią 26 stycznia 2000 r.), Mariusz Pawlak (5 minut z Holandią 04 czerwca 2000 r.), Olgierd Moskalewicz, Grzegorz Pater (obaj po 45 minut z Islandią, pierwszy 15 sierpnia 2000 r., drugi 15 listopada 2001 r.). Oprócz nich 10 lutego 2002 r. z Wyspami Owczymi 45 minut rozegrali Tomasz Ciesielski, Tomasz Moskała i Paweł Drumlak. „Wielki” debiut zaliczył również Andrzej Bledzewski. Wszedł na boisko za Radosława Majdana z Irlandią Północną (13 lutego 2002 r.), po czym usłyszał… końcowy gwizdek. Zmiana miała miejsce w 89. minucie spotkania.

5 minut Bońka. Ciekawe powołania Janasa

Po niedługiej, okraszonej brakiem wyników kadencji trenerskiej obecnego prezesa PZPN kadrę przejął Paweł Janas. Nie udało mu się awansować dna Euro 2004, ale patrząc przez pryzmat przegranego meczu z Łotwą (0:2), do awansu brakło właśnie trzech punktów. Straciliśmy je jeszcze, gdy selekcjonerem był Zbigniew Boniek. Paweł Janas wywalczył jednak występ na mundialu w 2006 roku w Niemczech. Trener roku 2004 i 2005 w eliminacjach do tego turnieju odświeżył reprezentację takimi nazwiskami jak Sebastian Mila, Radosław Sobolewski, Arkadiusz Radomski, Irek Jeleń czy Artur Boruc. Trzej ostatni zagrali we wszystkich trzech meczach turnieju głównego. Oprócz nich Janas dał też szansę zaistnieć w kadrze graczom, którzy stanowili o jej sile tuż po jego kadencji. Mianowicie byli to Kuba Błaszczykowski, Łukasz Fabiański, Marcin Wasilewski, Andrzej Niedzielan oraz Dariusz Dudka.

Tu jednak także pojawiają się jednorazowi debiutanci. Adam Majewski i Tomasz Mazurkiewicz zagrali jedynie w towarzyskim meczu z Macedonią (14 lutego 2003 r.). Debiuty w kadrze w 2004 roku zaliczyli tacy gracze jak Marcin Nowacki (45 minut z Wyspami Owczymi 21 lutego), Mariusz Mowlik, Wahan Geworgian (obaj z USA 11 lipca). 9 lutego 2005 r. z Białorusią debiutował Dariusz Żuraw, czyli wieloletni gracz Hannoveru 04. Aż dziw, że zawodnik regularnie występujący za granicą zaliczył tylko jeden występ w pierwszej kadrze.

Inna, ale podobna sytuacja dotyczy Grzegorza Piechny. Najlepszy strzelec rundy jesiennej I ligi (zanim przekształcono ją na ekstraklasę) zagrał 45 minut w meczu z Estonią (16 listopada) i strzelił bramkę. Co najlepsze, na koniec sezonu 05/06 w rezultacie został królem strzelców I ligi. Nie wystarczyło to jednak, by przekonać do siebie Janasa. Jeden występ w kadrze zaliczył też Grzegorz Bonin (02 maja 2006 r.) w sparingu z Litwą.

Przyszłościowa era holenderskiej myśli

Po nieudanym mundialu w Niemczech ogłoszono informację, że selekcjonerem kadry zostanie Leo Beenhakker. Stał się pierwszym od 1960 r. zagranicznym szkoleniowcem reprezentacji Polski. Powiew świeżości dało się wyczuć od razu. Były szkoleniowiec m.in. Realu Madryt zaczął sukcesywnie powoływać kolejnych nowych graczy. Trzeba przyznać, że wywarł ogromny wpływ na fukcjonowanie kadry, także tej obecnej. Przecież to za jego kadencji debiutowali Kamil Grosicki, Łukasz Piszczek czy Michał Pazdan. Mało tego, po Euro 2008 dał też szansę Robertowi Lewandowskiemu, Krychowiakowi, Peszce i Jodłowcowi. To właśnie ci gracze stworzyli monolit, którym zachwycaliśmy się podczas eliminacji i finałów Euro 2016.

Zapoznając się z realiami funkcjonowania polskiej reprezentacji, nie obyło się też bez niepowodzeń. Trafiło się ich jednak stosunkowo mało. Spośród piłkarzy, których Holender powołał podczas trzyletniej kadencji, tylko nieliczni okazali się być jednorazowymi reprezentantami. W sparingowym meczu ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (6 czerwca 2006 r.) pierwszy i ostatni raz wystąpili Adrian Budka, Robert Kolendowicz i strzelec gola Paweł Magdoń. Oprócz nich jedno spotkanie zaliczyli Piotr Madejski (15 grudnia 2007 r. z Bośnią i Hercegowiną), Sebastian Tyrała, Michał Zieliński (obaj 14 grudnia 2008 r. z Serbią), a także bramkarze – Radosław Cierzniak (7 lutego 2009 r. z Litwą) i Łukasz Załuska (06 czerwca 2009 r.).

Mamy tu do czynienia z selekcjonerem, który ewidentnie bardzo rzadko się mylił. Oczywiście brak awansu na MŚ w RPA to porażka, ale szacunek do takiego trenera jest niezbędny. Mimo tego został potraktowany przez PZPN bardzo niewdzięcznie. Dwa ostatnie mecze w eliminacjach zespół tymczasowo poprowadził Stefan Majewski. A co najgorsze, prezes Lato zwolnił Beenhakkera podczas… wywiadu z telewizją.

Nietrafione idee z licznymi nieporozumieniami

Po braku kwalifikacji na MŚ 2010 w RPA nowy selekcjoner – Franciszek Smuda, otrzymał misję stworzenia reprezentacji na Euro 2012. Problem pojawił się jednak taki, że jako gospodarze turnieju nie przystępowaliśmy do eliminacji. To był jeden z czynników decydujących o końcowej porażce. Trzeba oczywiście selekcjonerowi oddać, że wprowadził też do kadry piłkarzy, którzy się sprawdzili na lata. Nie sposób nie wspomnieć o debiutach Wojtka Szczęsnego, Maćka Rybusa, Artura Jędrzejczyka, Adriana Mierzejewskiego czy Kamila Glika.

Znakiem rozpoznawczym kadencji „Franza” byli zawodnicy naturalizowani, prześmiewczo nazywani „farbowanymi lisami”. Damien Perquis, Eugen Polanski, Sebastian Boenisch to pomysły wyłącznie zagubionego Smudy. Do tego doszedł jeszcze Ludovic Obraniak, który odebrał polski paszport jeszcze za Beenhakkera.

Oprócz tych „eksperymentów” za kadencji obecnego trenera Górnika Łęczna jednokrotny występ zaliczyli Janusz Gancarczyk (18 listopada 2009 r. z Kanadą), Sebastian Małkowski (25 marca 2011 r. z Litwą), a także Michał Gliwa, Maciej Jankowski, Arkadiusz Woźniak i Filip Modelski (wszyscy z Bośnią i Hercegowiną 16 grudnia 2011 r.). Grono piłkarzy (za Smudy), którzy okazali się jednorazowymi reprezentantami, nie jest więc szerokie. Nie zmienia to faktu, że Smuda powoływał wielu zawodników, którzy występowali kilkukrotnie, ale… tylko za jego kadencji.

Kontynuacja trafnej myśli, a więc mało przypadku

Następny selekcjoner, czyli Waldemar Fornalik, w nieco ponadrocznej przygodzie z kadrą zdążył powołać tylko dwóch graczy, którzy zagrali w niej jeden mecz. Mianowicie byli to Bartosz Rymaniak (45 minut z Macedonią 14. lutegi 2012 r.) i Jakub Słowik (90 minut z Rumunią 2 lutego 2013 r.). „Waldek King” miał jednak zmysł co do piłkarzy, bo wprowadził do zespołu chociażby Milika, Teodorczyka, Bereszyńskiego i Zielińskiego. Niestety nie stworzył „team spirit”, który pozwoliłby na występ na mundialu w Brazylii w 2014 roku.

Era Adama Nawałki niewątpliwie będzie kojarzona zarówno z sukcesem na Euro 2016, jak i niepowodzeniem na mundialu w Rosji. Podsumowując, oparł kadrę na tych, którzy grali już za Fornalika, ale wprowadził do niej świeżość i własną wizję. Po pierwsze swojego „pupila” z Górnika Zabrze – Krzysztofa Mączyńskiego, mającego wpływ na dobre wyniki kadry. Oprócz niego debiutowali też Karol Linetty, Bartek Kapustka, Jan Bednarek czy Jacek Góralski, a więc gracze drugoplanowi, którzy jednak odcisnęli swoje piętno na zespole w pewnych momentach kadencji Nawałki.

Nie sposób nie wspomnieć jednak o jednorazowych reprezentantach, jakimi okazali się Rafał Kosznik (15 listopada 2013 r. ze Słowacją), Piotr Ćwielong (19 listopada 2013 r. z Irlandią), Rafał Leszczyński (18 stycznia 2014 r. z Norwegią), Wojciech Golla, Michał Miśkiewicz (obaj 20 stycznia 2014 r. z Mołdawią), Paweł Dawidowicz (17 listopada 2015 r. z Czechami), Damian Dąbrowski (14 listopada 2016 r. ze Słowenią), Bartosz Białkowski (23 marca 2018 r. z Nigerią) i Taras Romanczuk (27 marca 2018 r. z Koreą Płd.). Oczywiście droga do kadry nie jest dla niektórych zamknięta.

Przypadkowe debiuty zdarzają się za każdego trenera

Wniosek nasuwa się więc sam. Nie da się stworzyć monolitu bez kilku przypadków. Umówmy się, gdyby selekcjonerzy nie poszukiwali nowych rozwiązań, to niektórzy piłkarze stanowiący o sile kadry mogliby w niej w ogóle nie wystąpić. Ewidentnie lepiej jest powołać za dużo ludzi niż za mało, nie zauważając potencjału jednostek.

Wielu już zastanawia się nad zasadnością powoływania wspomnianych Buksy i Matyni, bo nie zagrali nawet minuty. Umówmy się jednak, może w tym też tkwi jakaś myśl Jerzego Brzęczka. Dzięki temu zgrupowaniu chłopaki nabrali pewności i na wiosnę niewykluczone, że znajdą się w kadrze ponownie. Tak samo jak kiedyś szansę otrzymał zagubiony obecnie Bartek Kapustka. Dziś osądzamy, że to głupie, ale za kilka lat, może już za kadencji innego trenera, podstawowy skład możemy zaczynać właśnie od nich. A kogo w tym zasługa? Obecnego selekcjonera.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze