Głośne i donośne "Leo musi odejść!" dało się słyszeć w całej Polsce tuż po nieudanym występie reprezentacji Polski na EURO 2008. Po towarzyskim meczu z Ukrainą i dwóch pierwszych spotkaniach w eliminacjach MŚ 2010 liczba zwolenników Don Leo zmalała do minimum.
Krytycy poczynań holenderskiego szkoleniowca nie dadzą sobie nic powiedzieć – oni wiedzą, że z Beenhakkerem jako selekcjonerem biało-czerwoni grać będą już tylko gorzej i basta. Warto jednak zastanowić się, czy faktycznie to Leo jest głównym winowajcą ostatnich niepowodzeń polskiej kadry, a jego zwolnienie jest lekiem na całe zło. A może faktycznie holenderski selekcjoner już dawno stracił panowanie nad reprezentacją, brakuje mu na nią pomysłu, zaś jego wypowiedzi dotyczące poszczególnych piłkarzy i powołania świadczą o tym, że wyraźnie się gubi i jest niekonsekwentny w tym, co robi? Zastanówmy się więc, jakie argumenty stoją za tym, by Leo dalej prowadził reprezentację Polski, a co przemawia przeciwko temu, by Holender pozostał na swoim stanowisku.
Leo musi zostać, bo…
– w tej chwili na horyzoncie nie widać godnego następcy. Najlepsi polscy trenerzy: Czesław Michniewicz, Maciej Skorża, Jan Urban pracują w klubach i raczej nie wchodzi w rachubę, by pogodzili obie pracę naraz, zaś dyżurny kandydat na selekcjonera reprezentacji, Henryk Kasperczak, jest już po słowie z Górnikiem Zabrze. Szkoleniowiec zagraniczny? Raczej nie wchodzi w grę, bo ile czasu takiemu trenerowi zajęłoby poznanie nowych podopiecznych, aklimatyzacja, orientacja w realiach polskiego futbolu? Stanowczo zbyt dużo, zwłaszcza że kluczowe w kontekście awansu do MŚ 2010 mecze już w październiku;
– mimo ostatnich niepowodzeń to wciąż wielki trener, który podczas EURO 2008 nie zapomniał, na czym polega futbol. Wciąż zależy mu na dobru reprezentacji i polskiego futbolu, bo przecież, gdyby było inaczej, już po austriacko-szwajcarskim czempionacie rzuciłby tę robotę i tyle byłoby go widać w Polsce. Tymczasem nie tylko tego nie zrobił, ale wciąż szuka dla reprezentacji nowych twarzy (Marcina Kowalczyka, Piotra Polczaka, Roberta Lewandowskiego), stara się naprawić błędy selekcji z EURO 2008 (powołania Bartosza Bosackiego, Pawła Brożka, Seweryna Gancarczyka). Gdyby faktycznie nie zależało mu na wynikach kadry, zamknąłby się na sprawdzonych nazwiskach i zaczął opowiadać dookoła, że lepszych piłkarzy do dyspozycji po prostu nie ma;
– w ekstremalnie trudnych warunkach potrafi pokazać, ile wart jest jego warsztat trenerski. Identyczna sytuacja, którą Leo przeżywa teraz, miała przecież miejsce również dwa lata temu. Krytyka ze strony kibiców, dziennikarzy i działaczy PZPN po porażce z Finlandią i remisie z Serbią była przygniatająca, a jednak Beenhakker, mimo olbrzymiej nagonki na siebie, potrafił znakomicie przygotować zespół do meczu z Portugalią, który to Polacy wygrali w wielkim stylu. Teraz też w październiku gramy ważne spotkanie, tym razem z Czechami. Powtórka z rozrywki? Żaden kibic nie miałby nic przeciwko;
– w ostatnim czasie selekcjonerzy reprezentacji zmieniani byli stanowczo za często. Po nieudanych mundialach pracę stracili Jerzy Engel i Paweł Janas, co sprawiało, że już parę tygodni po tych imprezach w bój posyłane były reprezentacje kompletnie różniące się personaliami od tych, które grały odpowiednio w Korei Płd. i Niemczech. A przecież nie w tym rzecz, aby kadra po każdym wielkim turnieju przechodziła rewolucję – w odstawkę iść powinni tylko ci, którzy zawiedli. Ci, którzy grali dobrze, muszą zostać, wsparci młodymi, głodnymi sukcesów zawodnikami oraz tymi, którzy nie znaleźli się w szerokiej kadrze na wielką imprezę;
Leo musi odejść, bo…
– jest niekonsekwentny w swoich działaniach. Choć Paweł Brożek strzelał gola za golem w ekstraklasie, nie został powołany na EURO 2008. Beenhakker twierdził, że nie prezentuje „international level”. Teraz uważa z kolei, że nadchodzi czas napastnika Wisły Kraków, chociaż przecież Brożek gra w tym sezonie tak samo dobrze jak w zeszłym. Skąd więc tak nagła zmiana poglądów? To samo tyczy się Seweryna Gancarczyka i Marcina Kowalczyka, których również Leo nie widział w kadrze na EURO 2008, twierdząc, że kadry by nie zbawili. Po ME zmienił jednak zdanie o 180 stopni;
– niepotrzebnie kombinuje z ustawieniem. System (1-3-5-2), w jakim ustawił reprezentację w meczach z Ukrainą i Słowenią, był zaskoczeniem przede wszystkim dla… piłkarzy, którzy przyznali, że nie zwykli grać w takim ustawieniu. Niepotrzebne jest również dalsze ustawianie kadry w systemie 1-4-5-1, który wyraźnie ogranicza możliwości naszych napastników. Za to na samą myśl o taktyce 1-4-4-2 Beenhakker burzy się, choć fakty przemawiają za tym, że właśnie w takim ustawieniu nasza kadra gra najlepiej;
– nie potrafi przyznać się do błędów. Klęskę na EURO 2008 tłumaczył tym, że to cud, że Polska w ogóle awansowała na ME. Remis ze Słowenią i wymęczone zwycięstwo z San Marino usprawiedliwiał wczesną porą rozgrywania meczu i nierówną murawą. Z dziennikarzami mającymi inne zdanie od niego potrafi się pokłócić, byleby tylko wyszło na jego. Rzeczą niemożliwą jest prowadzenie z nim merytorycznych dyskusji; Holender natychmiast się obraża;
– nie traktuje równo piłkarzy. Ireneusz Jeleń i Artur Wichniarek przyznali niedawno, że w trakcie zgrupowań Holender nie wymienił z nimi nawet zdania. Beenhakker zupełnie nie docenia dobrej postawy tej dwójki graczy od początku sezonu, nie dostrzega, że mogli w trudnych chwilach pomóc kadrze. Z kolei cały czas powoływał do drużyny narodowej takich piłkarzy, jak Adama Kokoszkę, Michała Pazdana i Jakuba Warzyniaka, którzy w lidze niczym szczególnym się nie wyróżniali.
Jaka więc przyszłość czeka Leo Beenhakkera? Na razie dajmy mu spokój i czas na przygotowanie kadry do październikowych meczów z Czechami i Słowacją, które wiele wyjaśnią w kwestii szans awansu biało-czerwonych do MŚ 2010 w RPA. A gdyby (odpukać w niemalowane!) coś poszło nie tak, wówczas dopiero można powtórzyć pytanie „Czy Leo musi odejść?”. Na razie dajmy Holendrowi święty spokój, bo bez niego trudno o korzystne rezultaty z Czechami i Słowacją.
Tylko jedną rzecz muszę dodać do tego artykułu tyle
się mówi że Leo Benhaker to wielki trener ale
zapomina się że tylko w piłce klubowej bo w
reprezentacyjnej nic specjalnego nie osiągną nigdy.
Nie piszcie, że urban to dobry trener- proszę! Legię
sprowadził na psy. Jedynie Kasperczak się nadaje.
Teraz to juz i tak po ptokach. On mial odejsc po
Euro.