Odkąd legioniści zrównali się punktami z obecnym liderem z Gdańska, wielu ekspertów zastanawia się, czy podopieczni Piotra Stokowca wytrzymają ogromną presję do końca sezonu. Ciśnienie jest ogromne, bo jeszcze do niedawna wydawało się, że Lechia bez problemu dowiezie do końca rundy zasadniczej co najmniej trzypunktowe prowadzenie w tabeli. Tymczasem na górze, jeśli chodzi o punkty, jest remis…
Jeszcze niecały miesiąc temu wydawało się, że Lechia nie powinna utrudnić sobie sytuacji w tabeli. Doskonale pamiętamy porażkę Legii w Krakowie, po której zwolniony został Sa Pinto. O tamtym meczu mówiło się, że to swoisty test dla zespołu z Warszawy. W mediach obecna była narracja, że jeśli marzy o kolejnej obronie tytułu mistrza Polski, to musi ten test zdać celująco. Dwa dni wcześniej Lechia swój zaliczyła co najmniej dobrze, pokonując u siebie mocnego Piasta Gliwice.
Jak to się skończyło, wszyscy wiedzą. Legia przegrała w fatalnym stylu 0:4 i traciła do lidera pięć punktów. Potem stało się coś, co trudno wytłumaczyć. Najpierw Lechia straciła punkty, szczęśliwie remisując w derbach Pomorza, a potem nieoczekiwanie uległa Cracovii 2:4 w ostatniej kolejce rundy zasadniczej. Porażka w Krakowie przy Kałuży udowodniła, że Legia nadal liczy się w walce o mistrzostwo, a podopieczni Piotra Stokowca mogą nie wytrzymywać presji, która na nich spoczywa…
Kryzys musiał nadejść
Prawdą jest, że nie bez powodu podopieczni Michała Probierza nazywani są rewelacją rozgrywek. Porażki z Cracovią posmakowali w tym roku m.in. obecni wicemistrzowie i mistrzowie Polski. Nic więc dziwnego, że starcie z „Pasami” miało być jednym z najcięższych w tym roku. Co więcej, w zeszłotygodniowym starciu nie mogła wystąpić ostoja gdańskiej defensywy – Błażej Augustyn. Jak się okazało, zastępujący go Steven Vitoria nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań.
https://twitter.com/BZabecki/status/1117116877589839873
Warto również wspomnieć o tym, że Lechia wciąż jako jedyna ekipa w ekstraklasie liczy się na dwóch frontach. Nie dość, że rywalizuje o mistrzostwo kraju, to również ma szansę na triumf w Pucharze Polski. Trzy dni przed feralnym spotkaniem z Cracovią gdańszczanie rywalizowali w półfinale z niepokonanym do tej pory w Pucharze Tysiąca Drużyn Rakowem. Częstochowianie w tej edycji turnieju wyeliminowali m.in. Legię Warszawa i Lecha Poznań. Natomiast gdańszczanie przełamali tę klątwę i awansowali do finału.
Być może to właśnie brak Augustyna i zmęczenie po ciężkim półfinale w Częstochowie były przyczynami porażki z Cracovią…
Klęska w Krakowie powinna dać do myślenia zarówno szkoleniowcowi, jak i samym piłkarzom Lechii, że na tym etapie sezonu najmniejszy błąd może być fatalny w skutkach. – Paradoksalnie, jeśli porażka miała nam się zdarzyć, to być może jest najlepszy moment na to, byśmy dostali trochę lodu. Musimy chłodno podejść do pozostałej części sezonu. Nie ma co chodzić z głową w chmurach. Za nami trudny okres. Przegraliśmy, ale jesteśmy w stanie tu wrócić i wygrać – tłumaczył po porażce w Krakowie Piotr Stokowiec.
Powtórka z rozrywki
Zazwyczaj na tym etapie sezonu budzi się obecny mistrz Polski. Tak było m.in. w zeszłym sezonie i tak jest dzisiaj. Można żartować, że legioniści opanowali grę na finiszu rozgrywek do perfekcji. Mimo że na kilka kolejek przed zakończeniem rozgrywek nie są na czele tabeli, to na samym końcu potrafią wskoczyć na pierwsze miejsce i tym samym hegemonia w ekstraklasie trwa w najlepsze.
W tym sezonie mogło się wydawać, że pragmatyczny styl gry podopiecznych Piotra Stokowca to remedium na zdobycie tytułu. Jednakże trzeba sobie jasno powiedzieć, że styl gry gdańszczan jest niezwykle wyczerpujący. Opiera się on bowiem na solidnym przygotowaniu fizycznym, które w każdym spotkaniu musi pozostać na najwyższym poziomie. A organizmy naszych ligowców mogą nie być przygotowane na taką rywalizacje przez wszystkie 37 kolejek.
Lechia przyzwyczaiła nas do tego, że pragnie jak najszybciej sama zdobyć bramkę i potem tylko się bronić. Ewentualnie czyhać na błąd rywala, ale bez większego ciśnienia na podwyższenie prowadzenia. Tak było w przytoczonym już sprawdzianie z końcówki marca z Piastem Gliwice. Niestety z Cracovią było inaczej. Krakowianie, choć pierwsi stracili bramkę i choć wydawało się, że Lechia ma to, czego chciała, czyli zdobyła pierwsza gola i teraz będzie się broniła, to podopieczni Michała Probierza potrafili rozmontować mur defensywny gdańszczan.
Hej niezdecydowani! O godz. 15.30 gramy super ważny mecz z @PiastGliwiceSA! Wszyscy na Lechię! 🔥 pic.twitter.com/LmKhezbR9g
— Lechia Gdańsk (@LechiaGdanskSA) April 20, 2019
A to nie lada sztuka. Gdańszczanie bowiem w tym sezonie słyną z tego, że tracą najmniej bramek ze wszystkich drużyn. Od początku rozgrywek Duszan Kuciak kapitulował raptem 25 razy. Druga drużyna – Legia – straciła o sześć goli więcej. Tutaj warto nadmienić, że styl gry obecnego mistrza Polski przez większą część sezonu (do zwolnienia Sa Pinto) był bardzo podobny.
Czy więc podopieczni Piotra Stokowca wytrzymają ciśnienie i przetrwają nadchodzące siedem kolejek?
Już dzisiaj przekonamy się o tym, czy Lechia otrząsnęła się po sromotnej klęsce w Krakowie, czy może ta poraża podziałała na obecnego lidera mobilizująco. Mecz z Piastem powinien też dać odpowiedź na powyższe pytanie. W końcu gliwiczanie są jedną z rewelacji rundy wiosennej. Z pewnością podopieczni Waldemara Fornalika będą chcieli zemścić się za porażkę w starciu z końcówki marca. W tamtym spotkaniu byli drużyną lepszą, ale w przeciwieństwie do Lechii razili nieskutecznością…