Łukasz Surma w sobotę świętował 400. mecz w polskiej ekstraklasie. Sporo, choć zdaniem samego zawodnika jeszcze nie osiągnął swojego celu. Czyżby kapitan Lechii Gdańsk planował atak na rekord Marka Chojnackiego?
Surma kojarzy się z profesjonalizmem. To kapitan z prawdziwego zdarzenia, który w każdy swój mecz wkłada maksimum zaangażowania. Prawdziwy wzór do naśladowania. Klasyczny defensywny pomocnik, który poświęca się dla drużyny. Często niewidoczny, ale zawsze pracowity, waleczny, dyrygujący partnerami, podpowiadający, jak mają się ustawić i w którym momencie zaatakować. Piłkarsko też niczego mu nie brakuje, można nawet powiedzieć, że zasłużył na większą karierę. Może, ale na pewno Łukasz Surma i tak osiągnął dużo i nie można zapomnieć, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w futbolu.
Wszystko zaczęło się w Krakowie. Tam młody Łukasz stawiał pierwsze piłkarskie kroki i w sezonie 1996/1997 dano mu szansę w pierwszym zespole. Zadebiutował jako 19-latek w meczu wygranym 1:0 z GKS-em Bełchatów. Sezon zakończył z dorobkiem 28 spotkań, w których strzelił jedną bramkę. Stało się to w spotkaniu z Zagłębiem Lubin wygranym przez „Białą Gwiazdę” 2:0. Do drużyny wprowadził go były selekcjoner reprezentacji Polski, Henryk Apostel. Krótko trenował też pod okiem Kazimierza Kmiecika, by pod koniec sezonu stać się podopiecznym Wojciecha Łazarka. Wtedy zaczęły się problemy. W pierwszej rundzie 20-letni Surma był jeszcze podstawowym zawodnikiem, lecz wiosną 1998 roku na Reymonta pojawiła się Tele-Fonika. Masowy napływ reprezentantów Polski do zespołu z ulicy Reymonta spowodował, że dla Surmy nie było miejsca. Piłkarz miał za złe Łazarkowi, że ten nie dał mu szansy. Kłopoty zaczęły się nieco wcześniej, dokładnie 20 września 1997 roku. Tak Łukasz opisywał ten incydent w wywiadzie dla tygodnika „Piłka Nożna”.
− Schodząc z boiska po zmianie w końcówce tego spotkania, a przecież sam wcześniej wszedłem jako rezerwowy, zdjąłem i rzuciłem koszulkę. Zareagowałem impulsywnie pod wpływem nerwów. Nie wytrzymywałem już tego wszystkiego… Dostałem bardzo wysoką karę pieniężną i przez miesiąc grałem w rezerwach. Potem wróciłem jednak do pierwszego zespołu.
Zdaniem Surmy problem leżał właśnie pomiędzy nim a Łazarkiem, nie miał nic wspólnego z jego formą czy zachowaniem. Łukasz nigdy nie potrafił się dogadać z tym trenerem, jego pozycja nie zmieniła się też po zwolnieniu Łazarka i nominacji na fotel szkoleniowca Jerzego Kowalika. – Uważałem, że trener Łazarek niesprawiedliwie mnie traktował. Rundę wiosenną sezonu 1996/1997 miałem bardzo udaną. Solidnie też przygotowałem się do nowego sezonu. Tymczasem trener nagle przestał mnie widzieć w składzie, a jeśli już, to wystawiał mnie na pozycji bocznego pomocnika… Po zimowych transferach byłem pewny, że nie będę grał. Nie poddawałem się, powiedziałem sobie, że będę walczył do końca, i zimą pracowałem jak nigdy. Ale w podświadomości tkwiło przekonanie, że skoro przychodzą nowi, to oni będą grać.
Surma odszedł z Wisły po zakończeniu sezonu, wybrał Ruch Chorzów, który miał wtedy Śrutwę, Bizackiego, Baszczyńskiego czy Gorawskiego. Trenerem chorzowian był wówczas Orest Lenczyk, a jego asystentem Waldemar Fornalik. Pierwszy sezon był średnio udany, choć nasz bohater wystąpił we wszystkich spotkaniach i zyskał uznanie ligowych ekspertów. Kolejny sezon był jak utopia. Przeciętny Ruch wystrzelił z formą i znalazł się na trzecim miejscu w tabeli. Wyprzedził nawet naszpikowaną gwiazdami na skalę ekstraklasy Legię Warszawa, która od tego czasu zaczęła poważnie interesować się defensywnym pomocnikiem. Surma znów wystąpił we wszystkich meczach i strzelił dwa gole. Rok później miał okazję grać w europejskich pucharach. W wygranym 6:0 pojedynku z Żalgirisem Wilno strzelił jedną bramkę, zagrał też z Interem Mediolan, choć w tym starciu chorzowianie nie mieli nic do powiedzenia. W sezonie 2000/2001 bohater niniejszego tekstu opuścił dwa mecze, a jego klub zajął szóste miejsce w tabeli. W następnym sezonie wciąż był pierwszoplanową postacią w Ruchu, rozegrał 25 spotkań, strzelił jednego gola, ale jego zespół zajął tylko siódme miejsce. To trochę za mało jak na jego ambicje, zaczął więc poważnie myśleć o zmianie ekipy.
Sezon 2002/2003 był dla Łukasza przełomowy. W Ruchu zagrał w pięciu pierwszych spotkaniach, po czym stał się bohaterem głośnego transferu do Legii Warszawa. – Sprawdziło się przysłowie „do trzech razy sztuka”. Wcześniej działacze nie potrafili się dogadać. Miałem ważny kontrakt z Ruchem i nie było sprzyjających okoliczności do transferu. W końcu jednak się udało. Jestem bardzo zadowolony, bo zawsze chciałem grać w Legii – mówił wychowanek Wisły Kraków w rozmowie z Michałem Kołodziejczykiem dla „PN”.
Jubileuszowe mecze Łukasza Surmy (w barwach Wisły, Ruchu, Legii i Lechii):
nr 1 – 27.07.1996: Wisła Kraków – GKS Bełchatów 1:0
50 – 16.05.1998: Wisła Kraków – Polonia Warszawa 3:0
100 – 01.04.2000: Stomil Olsztyn – Ruch Chorzów 0:0
150 – 04.11.2001: Ruch Chorzów – Amica Wronki 2:2
200 – 18.10.2003: Wisła Płock – Legia Warszawa 2:0
250 – 07.03.2006: Legia Warszawa – GKS Bełchatów 1:0
300 – 08.05.2009: Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok 3:1 (1 gol)
350 – 12.03.2011: Jagiellonia Białystok – Lechia Gdańsk 1:2
400 – 24.11.2011: GKS Bełchatów – Lechia Gdańsk 1:1
Właśnie Kraków i Warszawa były wówczas dwoma wrogimi obozami, ale Łukasz został bardzo dobrze przyjęty w stolicy Polski. Początek miał jednak kiepski, bo w jego ligowym debiucie Legia straciła punkty w meczu z KSZO Ostrowiec, a następnie z Odrą Wodzisław. Pierwszy raz krakowianin koszulkę z „L” na piersi założył 11 września, wchodząc na boisku w przerwie meczu w miejsce Jacka Magiery. Potem był jeszcze wygrany z Utrechtem pojedynek w europejskich pucharach, w którym legioniści pokazali, że mogą nieźle namieszać w tych rozgrywkach. Udział w Pucharze UEFA zakończył się jednak na dwumeczu z Schalke, w którym warszawianie przegrali 2:3 i zremisowali 0:0. Surma oczywiście grał w tych spotkaniach, był ważną postacią zespołu. Trener Okuka niemal od razu zaufał nowemu nabytkowi i się nie zawiódł.
Nie można pominąć tego, że tuż po przejściu do Legii Surma stał się reprezentantem Polski. Zadebiutował za kadencji Zbigniewa Bońka w meczu z Łotwą przegranym 0:1. Jego kariera w drużynie narodowej skończyła się niewiele ponad rok później. Ostatni występ zaliczył 14 grudnia 2003 roku. Bilans Surmy zamknął się na pięciu spotkaniach. Trochę mało jak na jego możliwości i dokonania ligowe.
Rok później pod opieką trenera Dariusza Kubickiego Legia była wicemistrzem Polski i grała w finale pucharu kraju. Mimo że był to całkiem niezły wynik, w Warszawie traktowano go jako porażkę, bo w końcu Legia albo jest mistrzem, albo jest przegrana. Surma był więc przegrany, bo zarówno w tym sezonie, jak i w kolejnym Legia nie osiągnęła zupełnie nic. Odmieniło się dopiero w rozgrywkach 2005/2006, w których już jako kapitan Łukasz poprowadził zespół do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Mimo iż początek był bardzo słaby, a w europejskich pucharach Legia skompromitowała się w dwumeczu z FC Zurich, to na koniec warszawianie byli zwycięzcami. Kapitan bramek nie strzelał, zagrał w 26 meczach i zarażał kolegów z drużyny swoim nieustępliwym charakterem.
Po wygraniu ligi pojawiła się nowa misja – Liga Mistrzów. To mogło nawet się udać, bo Legia oprócz wartościowego kapitana miała też takich piłkarzy, jak: Vuković, Choto, Kiełbowicz czy wchodzący do składu z wielką pompą Dawid Janczyk. Temat został zamknięty po meczach z Szachtarem Donieck, który okazał się zbyt bogaty jak na warunki polskich klubów. Na domiar złego Legia przegrała ligę, ustępując Zagłębiu Lubin i GKS-owi Bełchatów, co rok wcześniej było nie do pomyślenia. Legia potrzebowała rewolucji, która nadeszła bardzo szybko. Dotknęła ona również kapitana drużyny, który zdecydował się na zagraniczny wyjazd i obrał kierunek na Izrael. Rok wcześniej mógł przenieść się do Bragi, ale wolał zostać, by spróbować swoich sił w Lidze Mistrzów. Nie udało się, ale jak mówi sam zawodnik, nie ma czego żałować: – Żałowałbym, gdybym wyjechał, a Legia pod moją nieobecność awansowałaby do Ligi Mistrzów. Przeprowadzając się do Legii, założyłem sobie dwa cele, wygranie ekstraklasy i awans do Champions League. Zrealizowałem tylko jeden, a na drugi mam jeszcze szanse. Mój kontrakt z klubem z ulicy Łazienkowskiej wygasa dopiero w 2009 roku…. Legia zachowała się dziwnie. Chciała się pozbyć Surmy i Włodarczyka, ale nie rozwiązała z nimi umów, lecz wystawiła na listę transferową i odsunęła od treningów z pierwszą drużyną. Tak nie się traktuje kapitana mistrzów Polski.
Najwięcej meczów w ekstraklasie:
1. Marek Chojnacki (ŁKS Łódź – 452)
2. Dariusz Gęsior (Ruch Chorzów, Widzew Łódź, Pogoń Szczecin, Amica Wronki, Wisła Plock Dyskobolia Grodzisk Wlkp. – 427)
3. Janusz Jojko (Ruch Chorzów, GKS Katowice, KSZO Ostrowiec – 417)
4. Łukasz Surma (Wisła Kraków, Ruch Chorzów, Legia Warszawa, Lechia Gdańsk – 400)
5. Zygfryd Szołtysik (Górnik Zabrze – 395)
Zagraniczna przygoda Łukasza nie trwała zbyt długo. W Maccabi Hajfa rozegrał tylko jeden mecz, po czym przeszedł do Ihud Bnei Sakhnin. Tam spędził cały sezon, całkiem udany, po czym postanowił spróbować swoich sił w Admirze Wacker Modlng. W lidze austriackiej zagrał tylko sześć razy i wiosną 2009 roku wrócił do kraju. Jego wybór padł na Lechię Gdańsk. Gdyby nie wyjeżdżał, być może dziś byłby już rekordzistą ligi polskiej pod względem liczby występów. Jednak sam zainteresowany nie żałuje wyjazdu za granicę. − Wcale tego nie żałuję. Gdybym miał okazję, to wyjechałbym wcześniej. Każdego namawiam do podjęcia wyzwania. I nie chodzi wcale o pieniądze, lecz o możliwość poznania czegoś nowego, co rozwija człowieka. Na pewno wróciłem do Polski jako lepszy piłkarz – mówi zawodnik w wywiadzie dla portalu Ekstraklasa.net.
Po powrocie do kraju z miejsca stał się jednym z najjaśniejszych punktów Lechii. Oczywiście dzierży opaskę kapitana. Pasuje ona do niego jak gwiazdy do księżyca, które po prostu są do tej roli stworzone. Lechia radzi sobie dobrze, w sezonie 2010/2011 prezentowała chyba nawet najładniejszą piłkę w polskiej ekstraklasie. Dziś siła gdańszczan opiera się głównie na Abdou Razacku Traore, lecz całym tym boiskowym zamieszaniem dyryguje generał Surma. W sobotę kapitan Lechii Gdańsk obchodził wspaniały jubileusz, rozegrał mecz numer 400 w polskiej ekstraklasie. Dla Surmy to jeszcze żadne osiągnięcie. Kapitan Lechii twierdzi, że ma swój cel, ale na razie nie chce o nim mówić. Czyżby miał to być atak na pozycję Marka Chojnackiego? Były piłkarz ŁKS-u Łódź rozegrał w lidze polskiej 452 starcia, więc Łukaszowi brakuje jeszcze 52. To jakieś dwa lata przy dobrym zdrowiu. Surma ma 35 lat, więc może trochę może pograć. Rekord jest więc poważnie zagrożony.
Łukasz Surma – przebieg kariery:
1996/1997 Wisła Kraków 28-1
1997/1998 Wisła Kraków 22-0
1998/1999 Ruch Chorzów 30-0
1999/2000 Ruch Chorzów 29-2
2000/2001 Ruch Chorzów 28-3
2001/2002 Ruch Chorzów 25-1
2002/2003 Ruch Chorzów 5-0
Legia Warszawa 24-3
2003/2004 Legia Warszawa 24-4
2004/2005 Legia Warszawa 21-1
2005/2006 Legia Warszawa 26-0
2006/2007 Legia Warszawa 28-0
2007/2008 Maccabi Hajfa 1-0
Ihud Bnei Sakhnin 30-0
2008/2009 Admira Wacker Modling 6-0
Lechia Gdańsk 13-3
2009/2010 Lechia Gdańsk 29-0
2010/2011 Lechia Gdańsk 30-1
Artykuł ukazał się również na blogu Oddech Futbolu.
nie da rady chojnacki jest nie do pobicia