Cztery finały przed nami. Dla kogo spadek?


Wchodzimy w decydującą fazę sezonu w ekstraklasie, a do rozdania wciąż jest jedno miejsce spadkowe. Jest kilku kandydatów, ale kto ma największe szanse na dostąpienie tego "zaszczytu"?

1 maja 2022 Cztery finały przed nami. Dla kogo spadek?
Paweł Andrachiewicz / PressFocus

Do końcowych rozstrzygnięć na krajowych boiskach pozostały już zaledwie cztery serie gier. To sprawia, że emocje rosną, zawodnikom coraz częściej będą mogły drżeć nogi, a niektórzy kibice będą przeżywali huśtawki emocjonalne. Zatem jest to idealna pora, aby przyjrzeć się, kto jeszcze może się zakręcić w "walce o spadek".


Udostępnij na Udostępnij na

Powiedzmy sobie szczerze – jednego spadkowicza znamy już na 99%, a drugiego na jakieś 90%. Górnik Łęczna i Bruk-Bet Termalica Nieciecza mają po 27 punktów i do bezpiecznego miejsca tracą po cztery punkty. Górnikowi dajemy mniejsze szanse na pozostanie w lidze z jednego powodu – ma jeden mecz do rozegrania mniej. Łęcznianie w najbliższy weekend odpoczywają, bo starcie w ramach 31. kolejki rozegrali awansem już jakiś czas temu. Graczy z Niecieczy czekają jeszcze cztery finały. Oczywiście warto dodać, że w następny weekend wspomniane drużyny zmierzą się ze sobą w bezpośrednim starciu, więc wtedy któryś zespół może być definitywnie zdegradowany, a inny może pogrozić reszcie stawki palcem. Niemniej stan na dziś jest taki, że w obu przypadkach spadek jest praktycznie nieunikniony.

Teraz przejdźmy do zespołów, których utrzymanie wydaje się bardziej prawdopodobne. W orbicie naszych zainteresowań będzie dopełniająca strefę spadkową Wisła Kraków i cztery zespoły, które są w bezpośrednim sąsiedztwie tejże strefy. Mowa o Zagłębiu Lubin, Śląsku Wrocław, Stali Mielec oraz Jagiellonii Białystok. To właśnie te drużyny powinny się jeszcze martwić o ligowy byt. Jednak oczywiście w przypadku niektórych prawdopodobieństwo spadku jest większe, a inni mają trochę większy komfort.

Spadająca gwiazda?

W przypadku „Białej Gwiazdy” mówimy o sytuacji, do której nie można było dopuścić. Perspektywa desperackiej walki o utrzymanie wydawała się niesamowicie odległa, a jednak stała się faktem. Przed sezonem przy Reymonta przeprowadzono ofensywę transferową, sprowadzono Adriana Gulę, który miał to wszystko poukładać. Problem jest taki, że nie poukładał i jego następca, Jerzy Brzęczek, nie ma łatwej roboty. Były selekcjoner reprezentacji Polski prowadził krakowski klub w dziewięciu meczach i tylko raz wygrał. No i dodajmy do tego, że odpadł z Pucharu Polski w starciu z trzecioligową Olimpią Grudziądz. Jednak ważniejsza jest liga i to, czy Wiśle nie przytrafi się spadek.

Jednak trzeba mu oddać, że nadał temu zespołowi jakiś rys. Po zawodnikach Wisły widać przede wszystkim charakter, jakiego wcześniej w tym zespole po prostu nie było. Do tego poprawie uległa czysta gra piłką i mecze drużyny Brzęczka ogląda się całkiem przyjemnie. Jednak mimo niezbyt korzystnej sytuacji okazuje się, że może być jeszcze gorzej. Po ostatnim meczu z Wisłą Płock zawieszony do końca sezonu został napastnik krakowskiego klubu, Luis Fernandez. Hiszpan w ostatnich tygodniach pokazywał się ze świetnej strony (3 gole i asysta w 9 meczach), miał ogromny wpływ na grę zespołu, ale po spotkaniu z płocczanami zrobił coś bardzo głupiego:

Natomiast wydaje się, że atutem „Białej Gwiazdy” będzie terminarz. Co prawda nie jest on zbyt łatwy, ale też nie ma w nim jakichś wielkich ciężarów. Derby z Cracovią, Jagiellonia u siebie, wyjazd do Radomia i przyjazd Warty do Krakowa. Nie można powiedzieć, że jest to terminarz uniemożliwiający utrzymanie w lidze. Jest gdzie zdobyć potrzebne punkty i naprawdę nie ma co narzekać na sędziów, a lepiej samemu zrobić coś w kierunku utrzymania.

Historia zatoczy koło?

Pamiętacie sezon 2013/2014? Kibice Zagłębia Lubin na pewno domyślą się, o co tu chodzi. To w tamtej kampanii lubinianie poprzednio pożegnali się z ekstraklasą. Co łączy tamten spadek z dzisiejszą sytuacją klubu? Wtedy również w trakcie sezonu zatrudniono Piotra Stokowca. Oczywiście wtedy nie można go było winić za spadek, bo objął zespół dopiero w maju, czyli pod koniec rozgrywek. W obecnych rozgrywkach już chyba będzie można mieć pretensje do szkoleniowca, bo ten pracuje w Lubinie od grudnia poprzedniego roku. Miał czas, żeby wprowadzić swoje rozwiązania, więc jeśli jego zespół zanotuje spadek z ligi, to Stokowiec będzie rozliczany.

Prawda jest taka, że po poprzednim spadku Zagłębie dość szybko wróciło do elity i zaczęło rozpychać się łokciami w walce o czołowe lokaty. I jeśli już dojdzie do spadku, to w Lubinie na pewno liczą na powtórzenie takiego scenariusza. Obecnie zawodnicy z Dolnego Śląska mają dwa punkty przewagi nad strefą spadkową.

Największym problemem obecnego Zagłębia zdecydowanie jest linia defensywy. „Miedziowi” mają najgorszą obronę w lidze, a mimo to wciąż są na bezpiecznej lokacie. Stracili aż 54 gole (tyle samo co ostatni Górnik Łęczna) i niewiele wskazuje na to, że w tej kwestii coś się zmieni. Jesienią zawodzili Pantić, Šimić czy Soler. Wiosną nie dojeżdżają Kopacz, Ławniczak oraz Chancellor. Sześciu nieźle wyglądających na papierze stoperów i każdy ma coś na sumieniu w tym sezonie. Dosłownie każdy.

Ale w przypadku Zagłębia wiele wskazuje na to, że prawdziwa masakra defensywy może dopiero nadejść. Terminarz nie jest łaskawy, a jego końcówka jest naprawdę mistrzowska. I to dosłownie, bo w dwóch ostatnich kolejkach lubinianie będą grali z Rakowem Częstochowa i Lechem Poznań. Nim nadejdą te mecze, Zagłębie zmierzy się jeszcze z Lechią Gdańsk i Radomiakiem Radom. Wydaje się, że jeśli „Miedziowi” chcą w tym sezonie jeszcze zapunktować, to muszą to zrobić w dwóch najbliższych kolejkach.

Dolny Śląsk prosi się o kłopoty

Było o Zagłębiu, to teraz pora na pochylenie się nad sytuacją Śląska Wrocław. Wrocławianie mają zaledwie jeden punkt więcej niż ich derbowi rywale i trzeba przyznać, że ten stan odzwierciedla ich dyspozycję boiskową. W ostatnich tygodniach Śląsk jest niesamowicie mierny, ale przeszedł samego siebie w poprzedni weekend. Bo można przegrać u siebie z Bruk-Betem, ale porażka z nim aż 0:4 jest najzwyklejszą kompromitacją.

I generalnie wrocławianie są już ponad miesiąc bez zwycięstwa w lidze. W tym czasie dwukrotnie przegrali i tyle samo razy dzielili się punktami. Podobnie jak w przypadku Wisły Kraków można było odnieść wrażenie, że zmiana trenera przyniosła jakieś skutki. Odnosiłem wrażenie, że Piotr Tworek dał temu zespołowi nowego ducha, ale po porażce z Bruk-Betem to wrażenie uleciało, a spadek stał się czymś naprawdę realnym.

Do prawdziwego kabaretu doszło też po spotkaniu, bo władze klubu stwierdziły, że zamrożą kwietniowe pensje zawodnikom. Niektórzy pewnie pomyśleli, że to zmotywuje graczy, ale w rzeczywistości taka deklaracja nie ma żadnego pokrycia. Bo jeśli chodzi o kwoty ostatecznie otrzymane przez piłkarzy, to i tak będą one takie same, tylko fundusze zostaną wypłacone później. Czy coś takiego zmotywuje zawodników? Można mieć spore wątpliwości.

Terminarz w przypadku „Wojskowych” jest zdecydowanie przychylniejszy niż ten Zagłębia. Co prawda jest w nim Pogoń Szczecin, ale reszta spotkań jest do wygrania. Wyjazd do Białegostoku i Mielca oraz domowe starcie z Górnikiem Zabrze. Batalia w stolicy Podlasia może być szczególnie istotna, bo mówimy o zespołach, które dzielą zaledwie dwa punkty i wygrany może zapewnić sobie utrzymanie.

W poszukiwaniu złotej wygranej

Już zimą było jasne, że Stal Mielec będzie miała niesamowicie trudną rundę wiosenną. W środku sezonu straciła Fabiana Piaseckiego i Kokiego Hinokio, którzy byli bardzo ważni w ofensywnych poczynaniach. Trochę później ze względu na problemy zdrowotne wypadł Mateusz Mak i z ofensywy, którą jesienią można było się zachwycać, nagle został tylko Maksymilian Sitek. Następcy nie są na tyle jakościowi, żeby wyglądało to tak jak przed przerwą zimową i teraz są nerwy.

Jednak w pewnym momencie tej rundy mogło się już wydawać, że mielczanie mogą spokojnie spać do końca sezonu. 12 lutego wygrali z Wisłą w Krakowie i wielu już wtedy odtrąbiło utrzymanie Stali. Ale w kolejnych dziewięciu meczach podopieczni Adama Majewskiego zdobyli zaledwie dwa „oczka” i sytuacja się skomplikowała. Dodatkowo tabela sprawiła, że jednak wygrana w Krakowie nie jest wystarczająca i dopiero kolejne zwycięstwo zapewni Stali spokój. Tylko problemem jest to, żeby ta wygrana się wreszcie pojawiła.

A jest jeszcze gorzej, gdy spojrzymy na następne mecze mieleckiego zespołu. Na rozkładzie są Legia Warszawa, Lechia Gdańsk, Śląsk Wrocław oraz Wisła Płock. Co by o tych zespołach nie mówić, to obecnie każdy z nich ma mocniejszą kadrę od drużyny z Podkarpacia. Trener Majewski na pewno nie śpi spokojnie. Nie pozwalają mu na to zarówno terminarz, jak i obecna dyspozycja jego zespołu. Jeśli czasami zdarza się, że zespół dobrze gra, ale nie punktuje, to w tym przypadku nie mamy takiej sytuacji. Stal zdecydowanie obniżyła loty względem jesieni, ale już zimą mogliśmy się tego spodziewać.

A skoro spadek jest realny, to oczywiście pojawiają się informacje dotyczące zmiany trenera. Jeśli Adam Majewski w najbliższym czasie straci pracę, będziemy mogli powielić słynne hasło „organizacyjnie Stal Mielec”.

Powroty nadzieją na dobrą końcówkę

Jagiellonia Białystok pod wodzą Piotra Nowaka zdecydowanie ma swoje problemy. Same wyniki pokazują, że ten projekt jeszcze się nie rozkręcił, ale prawda jest taka, że na Podlasiu widać też plusy. Takim jest przede wszystkim charakter, jaki teraz ma ten zespół. „Jaga” potrafi odwracać losy meczów, zawodnicy walczą do końca w każdym spotkaniu i to jest efektem pracy trenera Nowaka. Za Ireneusza Mamrota takiej zadziorności często brakowało.

Ale skoro wspomnieliśmy o powrotach, to trzeba rozwinąć ten temat. W tym sezonie żółto-czerwoni są trapieni przez kontuzje i często są to urazy ważnych graczy. Całe rozgrywki stracił Ivan Runje, Jesus Imaz pod koniec poprzedniej rundy zerwał więzadła, Israel Puerto uszkodził bark na zimowym obozie przygotowawczym, a niedawno kontuzji mięśniowej nabawił się Tomas Prikryl. W niektórych kolejkach Piotr Nowak musiał niesamowicie szyć, układając pierwszy skład, ale teraz takiego problemu już nie ma.

Bo do zespołu, który w ostatnich tygodniach na boisku prezentuje się coraz lepiej, wracają wspomniani Imaz, Puerto i Prikryl. Cała trójka trenuje już z zespołem, a to sprawia, że kibice z Białegostoku mogą się trochę uśmiechnąć. Po dołączeniu Prikryla i Smaza linia ofensywna prezentuje się naprawdę solidnie i jeśli ci gracze szybko wrócą do dawnej dyspozycji, „Jaga” raczej powinna się utrzymać.

No i trzeba też dodać, że ma dość korzystny terminarz, bo będzie mierzyła się ze Śląskiem Wrocław, Wisłą Kraków, Legią Warszawa oraz Górnikiem Łęczna. Terminarz wydaje się przyzwoity, ale te dwa pierwsze mecze mogą mieć ogromną wagę. Komplet punktów w którymś z nich może z automatu dać utrzymanie w lidze i nie trzeba będzie się martwić o ewentualny spadek.

Zatem kto spadnie?

Po przeanalizowaniu obecnej dyspozycji i terminarza każdego z zespołów zaangażowanych w walkę o utrzymanie wydaje się, że trzecie miejsce spadkowe przypadnie Zagłębiu Lubin. „Miedziowi” prezentują się niesamowicie słabo, tracą masę goli, sami są nieskuteczni w ofensywie i nic nie wskazuje na to, by ta sytuacja miała się zmienić. No i ten masakryczny terminarz, jaki mają lubinianie. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby zawodnicy Piotra Stokowca mieli zdobyć jakąś sporą liczbę punktów. Jeśli się utrzymają, to raczej dzięki słabości innych zespołów walczących o utrzymanie, a nie dzięki swoim zdobyczom punktowym.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze