Człowiek o stu twarzach


Właściciel Steauy Bukareszt- Gigi Becali w ojczyźnie porównywany jest do samego Silvio Berlusconiego. Przesada? Ani trochę!


Udostępnij na Udostępnij na

Rumuna i Włocha łączy bardzo wiele, począwszy od wieloletniej przyjaźni, przez olbrzymie bogactwo i władanie wielkimi klubami europejskimi, a skończywszy na wielkiej polityce, w której obaj uczestniczą, a pomaga im w tym status „bogatego właściciela bogatego klubu”.

Mój przyjaciel Hagi

Kto wie jednak czy Becali pod względem oryginalności i pomysłów już nie przebił byłego premiera Włoch? A jeśli nie, to wkrótce tak się stanie, bo właściciel wicemistrzów Rumunii wręcz uwielbia obrażać innych, szokować, kupować, sprzedawać, krytykować, szydzić i robić jeszcze wiele innych rzeczy, które tylko przyniosą mu rozgłos.

Co ciekawe, Gigi nigdy nie pasjonował się futbolem. Przyznał, że owszem, bardzo ucieszył go triumf Steuay w sezonie 1985/1986 w Pucharze Mistrzów, kiedy zespół ze stolicy pokonał wielką Barcelonę, ale zaraz dodał, że tak samo radowałby się z triumfu Dinama, Rapidu i każdego innego rumuńskiego klubu. Dziś na pewno nie skakałby z radości po zwycięstwie lokalnych rywali, ale w końcówce lat 80. właśnie tak robił. Jego podejście do piłki zmieniło się z czasem. W zasadzie od momentu kiedy poznał samego Gheroge`a Hagi`ego, któremu przywoził wiele produktów z gospodarstwa swojego ojca. Produktów, które w czasach dyktatury Ceausescu uchodziły za rarytasy i tylko najbogatsi mogli sobie na nie pozwolić.

Znajomość z Hagim przydała się bardzo obu panom i obaj mieli z niej wymierne korzyści. Gdy w 1989 r. Maradona Karpat przenosił się do Realu Madryt, pożyczył Becaliemu 70 tys. dolarów na rozkręcenie interesu. A, że Gigi B. ma łeb na karku i jak mało kto potrafi w miarę krótkim czasie zrobić coś z niczego, stąd szybko ze swojej działalności zaczął generować olbrzymie dochody, dzięki którym z miejsca stał się jednym z najbogatszych ludzi na Bałkanach. Słynny piłkarz na rewanż Becaliego musiał trochę poczekać, ale ta cierpliwość została nagrodzona. Gdy w zeszłym sezonie Steaua zajęła w lidze rumuńskiej dopiero 2. miejsce, zaś dotychczasowy szkoleniowiec klubu, Cosmin Olaroiu czmychnął do Arabii Saudyjskiej, by za 3, 4 mln euro rocznie, trenować Al – Hilal, kontrowersyjny właściciel od razu zwrócił się z prośbą o objęcie zespołu przez Hagi`ego. Przy okazji zapewnił nowemu szkoleniowcowi, że ten może być o swoją przyszłość spokojny i nigdy przez niego nie zostanie zwolniony, chyba, że sam będzie chciał odejść. Blef? Jak najbardziej, bo Becali w ten sposób wita każdego nowego trenera Steauy. Z drugiej strony, to w głównej mierze dzięki Hagi`emu jest dziś tym kim jest. Czy jednak w tym biznesie jest miejsce na sentymenty? Chyba nie, więc nowy opiekun klubu ze stolicy Rumunii musi jak najszybciej osiągnąć z nim sukces.

Z chorałem w tle

Olbrzymia fortuna zaczęła się od skromnej pożyczki Hagiego, natomiast przejęcie Steauy, Gigi zawdzięcza tylko sobie. W okresie dyktatury Ceausescu, klub z Ghencea był oczkiem w głowie rumuńskiej armii, która posiadała większościowy pakiet akcji zespołu. Plan Becaliego polegał na tym by krok po kroku eliminować wszystkich udziałowców. Pod koniec 2003 r. sprytny biznesmen dopiął swego i mógł ogłosić z radością światu: „teraz ja tu rządzę”. Jak po prawie czterech latach można oceniać jego rządy w drużynie, która 23 razy zdobywała mistrzostwo Rumunii? Na pewno godne uwagi są niebywałe sukcesy (występ w Lidze Mistrzów w sezonie 2006/2007, a także awans aż do ½ finału Pucharu UEFA sezon wcześniej). Gigi jednak prowadzi politykę długofalową i nie zadowala się tym co do tej pory osiągnął. Zależy mu również na dobru całej rumuńskiej piłki. – To chore, że FIFA pozwala, aby o sile każdego klubu decydowali obcokrajowcy – mówił we wrześniu 2006 r. Nie miał jednak zamiaru iść na wojnę ze światową centralną, tylko pogodził się z takim stanem rzeczy. – My też możemy kupować dziesiątki graczy z zagranicy, ale w naszym przypadku nie tędy droga. Musimy znaleźć złoty środek, nie tylko ściągając do zespołu stranierich, ale również zatrzymać u siebie zdolnych wychowanków. Inne kluby z Rumunii widząc co robi Steaua, muszą robić to samo, żebyśmy nie okazali się w niedługim czasie nie do pokonania. Działając w ten sposób, działamy również na dobro całej ligi i całego futbolu w naszym kraju. Słuchając tej wypowiedzi można odnieść wrażenie, że to człowiek, który faktycznie chce zmienić poziom piłki w Rumunii, ale…

To tylko przygrywka, bo w rzeczywistości Becaliemu poziom futbolu w jego ojczyźnie jest zupełnie obojętny. Liczy się tylko Steaua, a w zasadzie jej dochody. A te są całkiem niezłe, bo budżet klubu wynosi ok. 30 mln euro, dzięki czemu możliwe są transfery dobrych zawodników za kwoty przewyższające milion euro. Gigi się oczywiście cieszy, ale w odwrotnym nastroju są kibice, którzy muszą cierpieć, widząc co robi właściciel ich ukochanego zespołu. Jako niezwykle religijny człowiek, na meczach swojej drużyny zakazał puszczania rockowych kawałków, w zamian czego fani słyszą…pieśni religijne. – Ja za to płacę, bo tak mi się podoba – mówi. Poza tym utwory typu „We will rock you” są dobre tylko do bójek, a czy tego potrzeba na naszym stadionie? Oczywiście, że nie! Lekko z nim nie mają również trenerzy, których zmienia niczym rękawiczki. Piłkarze również żyją w ciągłym strachu, bo za każdy słaby mecz nie dość, że ostro obrywają po kieszeni, to jeszcze muszą usłyszeć szereg obelg i wyzwisk, nie wspominając już o tym, że drżą, czy następnego dnia nie zasilą szeregu bezrobotnych. Poza tym cały czas muszą chodzić uśmiechnięci! Nie po to, by dostać order uśmiechu, tylko, żeby nie zbiednieć, bo w przypadku gdy zawodnik schodząc z boiska wyraża swoje niezadowolenie i frustracje, z takiego stanu rzeczy dostaję karę finansową. I to nie byle jaką, bo każde zejście z boiska bez uśmiechu na twarzy, kosztuje od 5 tys. do nawet 30 tys. euro! Gdy rzecz ma miejsce w meczu wygranym, nie jest to wcale takie trudne, ale co robić w przypadku porażki?

Prawosławny homofob

Futbol jednak Becaliemu zupełnie nie wystarcza. Gigi musi również realizować się w polityce. I co ciekawe, całkiem dobrze mu się w niej wiedzie. Dowodzona przez niego, „Partia Nowej Generacji” weszła do parlamentu rumuńskiego z 20% poparciem, zaś sam Becali jest po prezydencie Traianie Basescu, najpopularniejszą osobą w kraju. Lubią go (a może kochają) przede wszystkim producenci programów telewizyjnych, bo rzadko który kończy się bez skandalu z udziałem właściciela Steauy. Uwielbia wprost prowokować polityków innych ugrupowań. Trudno zliczyć ilość rozpraw sądowych, w których uczestniczył jako pozwany. Pozywali go jednak nie tylko politycy. Nienawidzą go podobnie jak oni, dziennikarze, z którymi Becali nie raz i nie dwa walczył na pięści oraz obrażał. Jednego nazwał małpą, drugiego chciał nawet zabić. Jest też wrogiem numer jeden homoseksualistów, których nienawidzi z całego serca. Gdy tylko odbywa się w Rumunii jakiś marsz równości, Gigi jest pierwszym który chce go stłumić. Dostał za to w 2006 r. tytuł „Homofoba Roku”. Tępienie „gejów i lesbijek” to jedno z głównych haseł prowadzonej przez niego partii.

Poza sądami, działalność Becaliego zainteresowała również Krajowe Biuro Korupcyjne, które bada transakcję rumuńskiego polityka i biznesmena z Armią Krajową. W 1989 r. nabył 21, 5 ha ziemi w Stefanesti de Jos, by kilku latach oddać ją rumuńskiej armii w zamian za 20, 9 ha ziemi w północnej części Bukaresztu. Z biegiem czasu okazała się, że więcej warta była ziemia, którą Becali dostał, aniżeli ta którą państwu oddał. Jednak nie ta transakcja jest pod lupą śledczy, a sprzedaż gruntów firmom deweloperskim, by zbudowały tam mieszkania. Właścicielowi Steauy trudno jednak cokolwiek zrobić. Zwłaszcza wobec tego, że poza podejrzeniami inwestycjami, często angażuje się w inicjatywy, z których nie koniecznie czerpie zysk, tak od serca, pomagając innymi. W 2005 r. przebywając w Villarreal, dowiedział się o sporej liczbie rodaków mieszkających w pobliskiej Walencji. Od razu się tam wybrał, po czym wyłożył pieniądze na budowę w tamtych rejonach cerkwi. W zeszłym roku zaś odbudował kilkaset domów w Vurturul, które nawiedziła powódź. Na ten cel przekazał aż 4 mln dolarów! W podzięce za pomoc, mieszkańcy tego miasta chcieli zmiany jego nazwy na Vurturul Becali. Gigi to również głęboko wierzący i praktykujący prawosławny, który doskonale zna hierarchów kościelnych. Ba, w swoim biurze ma ogromną ilość obrazów religijnych. I to kolejny powód dla którego trudno właściciela Steauy wsadzić za kratki.

Jego majątek szacowany jest na 450 mln dolarów. Na liście najbogatszych ludzi środkowej i wschodniej Europy za rok 2006, plasuje się na 89. pozycji. Niedawno przyznał się do posiadania fabryki zbrojeniowej i elektroniki, a także 743 ha upraw w Rumunii, 30 ha lasów, ponad 100 krów, 350 tys. na koncie bankowym, papiery wartościowe warte 5 mln dolarów, ale również długi niemal takiej samej wartości. Becaliemu jednak wciąż mało. Obecnie jego największym marzeniem jest by Steaua w najbliższych latach odegrała znaczącą rolę w Lidze Mistrzów. – Moim celem nie jest tylko udział w Champions League – przyznaje. Ja chce by Steaua w miarę najkrótszym czasie zaczęła liczyć się w tych rozgrywkach. Taki jest mój cel, bo to w końcu ja płacę, ale jednocześnie wymagam.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze