Z pewnością nie tak wyobrażał sobie pożegnanie z młodzieżową reprezentacją Czesław Michniewicz. Po słabym spotkaniu cudem zdołaliśmy zremisować z lepiej prezentującą się Bułgarią. Liczyliśmy na zwycięstwo, a teraz musimy modlić się o wyniki w innych grupach. Nasz ewentualny awans na mistrzostwa zaczyna się oddalać.
Dużo w ostatnim czasie działo się wokół naszej młodzieżówki. Głównym tematem oczywiście był Czesław Michniewicz, który już oficjalnie po meczu z Bułgarią pożegna się z kadrą. Taką decyzję podjął prezes Zbigniew Boniek. Żeby tego było mało, kilka dni temu byliśmy świadkami wręcz fatalnego występu przeciwko będącej w przebudowie Serbii. Mogliśmy potem nawet czytać komentarze niektórych kibiców sugerujące, że 50-letni trener myślami jest już tylko przy pracy w klubie.
Do meczu z Bułgarią, z którą przecież przegraliśmy wcześniej na wyjeździe aż 0:3, przystępowaliśmy, mając jednak pewne obawy. Ze zgrupowania dochodziły głosy, iż wśród zawodników panuje niezbyt pozytywna atmosfera, a sam Czesław Michniewicz nie był za bardzo zadowolony z tego, że nie dotrwa do listopada.
– Michniewicz według naszych informacji był w poniedziałek tą sprawą poirytowany, ale musiał przyjąć ją do wiadomości. Szybko też przekazał swojej drużynie, że we wtorek poprowadzi ją po raz ostatni – czytaliśmy na Sport.pl
To wszystko jednak musiało zejść na drugi plan. Mecz z Bułgarami po prostu musieliśmy wygrać, by utrzymać drugie miejsce w tabeli i zwiększyć szanse na awans.
Tabela naszej grupy przed tym spotkaniem:
1. Rosja 20 punktów, 9 meczów
2. Polska 16 punktów, 8 meczów
3. Bułgaria, 14 punktów, 8 meczów
Sytuacja była jasna. Ewentualna porażka byłaby katastrofą.
Składy
Po ostatnim spotkaniu zmiany były konieczne. Kwestią najważniejszą było to, na ile zdecyduje się trener Michniewicz. Ostatecznie poza jedną wymuszoną postanowił dokonać jeszcze dwóch roszad, w tym tę najważniejszą – w linii napadu. Patryk Klimala zastąpił tam kompletnie bezproduktywnego z Serbią Pawła Tomczyka. Zawodnik Stali Mielec pokazał tamtym występem, że chyba już pewnego poziomu nie przeskoczy. Poza tym doczekaliśmy się w końcu posadzenia na ławce będącego od dawna bez formy Tomasza Makowskiego.
🔴 Przed Wami skład młodzieżowej reprezentacji Polski na mecz z Bułgarią w eliminacjach UEFA EURO U21!
__________
90 minut do #POLBUL 🇵🇱🇧🇬 pic.twitter.com/pnaGkb1Z5o— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) October 13, 2020
Drużyna gości kilka dni temu ledwo pokonała 1:0 Łotwę i trener Aleksandar Dimitrow także postanowił dokonać kilku zmian. Najważniejsza z nich była – podobnie jak u nas – na szpicy. Tam do podstawy wrócił Kalojan Krastew, zastępując bezużytecznego w poprzednim spotkaniu Tonisława Jordanowa. Jednak to nie on miał być w tym meczu największym zagrożeniem. Najbardziej musieliśmy uważać na Stanisława Iwanowa – strzelca czterech goli w trwających eliminacjach. To właśnie on był najlepszym zawodnikiem w pamiętnym, przegranym 0:3 spotkaniu, dwukrotnie trafiając do naszej siatki.
Festiwal niedokładności z naszej strony
W początkowych fazach spotkania w obu zespołach widzieliśmy bardzo dużo niedokładności. Nasza reprezentacja szybko wyczuła, że trudno będzie zyskiwać przewagę, grając środkiem pola i zaczęła często rozrzucać piłki na skrzydła. Najbardziej eksploatowana była lewa strona, gdzie szalał Tymoteusz Puchacz. Bułgarzy od początku przeważali nad nami szybkością reakcji na boiskowe wydarzenia. To przy ich wyższym ustawieniu powodowało dużo okazji do skontrowania naszej drużyny. Na szczęście nasza linia defensywna była bardzo czujna i potrafiła w porę zażegnać niebezpieczeństwo.
Z biegiem pierwszej połowy coraz bardziej zaczynała irytować nasza niedokładność podań, nawet tych krótszych. Goście zaczynali coraz bardziej przejmować inicjatywę, pokazując przy tym większą kulturę gry. Momentami pozostawało nam przerywanie ich wymiany podań faulem. Dużą złość okazywał trener Czesław Michniewicz, wielokrotnie pokrzykując z ławki do swoich zawodników.
Niespodziewany kryminał w obronie
Poprawa gry naszej reprezentacji nastąpiła po 30 minutach. Rozgrywanie piłki zaczęło stawać się bardziej przemyślane. Trzeba napisać wprost, że w 32. minucie powinniśmy nawet wyjść na prowadzenie. Niestety jednak po wspaniałej akcji Puchacza w piłkę, stojąc kilka metrów przed bramką, nie trafił Patryk Klimala. Wspaniałą interwencją popisał się tam defensor Bułgarów.
Nasz zryw ofensywny nie trwał jednak długo, gdyż w 41. minucie byliśmy świadkami istnej katastrofy. Bułgarzy przeprowadzili bardzo szybki atak, a z naszą defensywą zatańczył Zdrawko Dimitrow, kończąc to ładnym strzałem z pogranicza pola karnego. Zasłonięty Kamil Grabara był bez szans, ale wielka bura należy się całej naszej obronie, gdyż rywal mimo obecności kilku zawodników spokojnie zrobił to, co chciał i nikt mu w tym zbytnio nie przeszkodził. Nie można graczowi rywala pozostawiać tak dużo miejsca, widząc jego znakomitą technikę użytkową.
Złe dobrego początki
Można było oczekiwać, że Polacy ruszą szturmem na rywala w drugiej połowie. Jakie były realia? Od początku musieliśmy się modlić o to, by szybko nie stracić drugiego gola. Bułgarzy zaczęli tworzyć coraz lepsze akcje, czego efektem były bardzo groźne strzały na naszą bramkę. Na nasze szczęście w świetnej dyspozycji był Kamil Grabara, który w fenomenalny sposób utrzymywał nasze szanse na korzystny wynik. Widać w nim było słuszną złość na coraz gorzej prezentujących się defensorów.
Gdy gra się nie klei, czasem bardzo przydatne potrafią być stałe fragmenty gry. Tak też się stało w 66. minucie. Wtedy właśnie po rzucie rożnym Patryk Klimala uderzył w poprzeczkę, a piłkę skutecznie zdołał dobić wprowadzony wcześniej na plac gry Bartosz Bida. To w końcu obudziło nadzieje na to, że tutaj można wygrać. Z przebiegu gry całkowicie nie zasługiwaliśmy na tego gola, ale to w tamtym momencie nie było istotne.
Utrzymany wynik i miejsce w tabeli
Po strzeleniu przez nasz zespół wyrównującego gola Bułgarzy nadal częściej byli przy piłce, ale nasza gra uległa drobnej poprawie. Nie dawaliśmy już rywalowi możliwości na tak łatwe nękanie naszej defensywy. Większość ich akcji w końcu potrafiliśmy dobrze przerywać, zmuszając ich przy tym do niecelnych strzałów z daleka. Wielka szkoda jednak, że bramka nie podziałała na nas lepiej w grze ofensywnej, gdyż za mało było naszych wyjść do przodu.
Przeprowadzone zmiany w końcówce spotkania po obu stronach niewiele zdołały zmienić i wynik już nie uległ zmianie. Ten remis i tak należy traktować pozytywnie, zważając na przebieg spotkania i na to, że daje nam to utrzymanie drugiego miejsca w tabeli. Niestety zważając na to, że na koniec nieliczone są punkty zdobyte z ostatnią drużyną w tabeli, tych dwóch straconych dziś punktów może zabraknąć.