Czerwony Nani


Nie bez powodu właśnie dzisiaj na Villa Park padł rekord frekwencji w obecnym sezonie Premier League. Na kilkanaście dni przed finałem Carling Cup, Aston Villa zmierzyła się w lidze z przyszłym rywalem i aktualnym mistrzem Anglii, Manchesterem United.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeśli sir Alex Ferguson miał jakiś plan przed tym meczem, to bez wątpienia polegał on na udowodnieniu Arsene Wengerowi, że jednak jego Arsenal jest poza wyścigiem o mistrzostwo kraju. To wymagało zwycięstwa na jednym z trudniejszych terenów w całej lidze, a Aston Villa pokazała już choćby Chelsea, że potrafi wygrywać z mocniejszymi. Także piłkarze United mogą pamiętać, jak na Old Trafford drużyna Martina O’Neilla zdobyła trzy punkty po bramce Gabriela Agbonlahora. Mecz pokazał, że w Premier League jeszcze wszystko się może wydarzyć.

Aston Villa odważnie rozpoczęła to spotkanie, choć wyszła na boisko z tylko jednym nominalnym napastnikiem. To jednak skrzydła w składzie gospodarzy odgrywały najważniejszą rolę, a pierwsze minuty należały do Ashley YoungaStuarta Downinga, którzy sprawiali dużo problemów kryjącym ich obrońcom. Aston Villa zdobyła pierwszą bramkę w tym spotkaniu już po 19. minutach – po krótkim wybiciu rzutu rożnego przez defensorów gości, piłka wróciła w pole karne United i w zamieszaniu najlepiej odnalazł się Carlos Cuellar, który główką przelobował Van der Sara.

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać i znów mistrzom Anglii pomógł przypadek. Konkretnie – dziesiąty raz w tym sezonie. Po tym jak trzykrotnie piłkarze Portsmouth kierowali piłkę do własnej bramki w sobotnim spotkaniu z MU, tym razem niefortunnym strzelcem gola dla gości został James Collins, od którego odbiło się uderzenie Giggsa. To nie był jednak koniec wydarzeń w pierwszej połowie, ponieważ Nani, bohater meczu z Arsenalem, stracił panowanie nad sobą. Jego brutalny faul na Petrowie nadawał się tylko i wyłącznie do pokazania czerwonej kartki i od 29. minuty podopieczni sir Alexa Fergusona musieli radzić sobie w dziesięciu.

To wcale jednak nie oznaczało, że goście oddadzą rywalom pole gry, nic bardziej mylnego. W drugiej połowie United pokazali charakterystycznego dla nich ducha walki i byli równie bliscy zdobycia pełnej puli, co gospodarze. Kibice Aston Villi mogą czuć się zawiedzeni, że po przerwie ich zespół zaprezentował się tak słabo, a kreowanie jakichkolwiek ciekawych akcji można ograniczyć do jednego celnego uderzenia Milnera po klepce z Johnem Carewem. Natomiast goście mieli kapitalną szansę, ale na drodze fenomenalnemu uderzeniu Wayne’a Rooneya stanął niezawodny Brad Friedel. Niestety, piłkarze najwyraźniej cały zapas emocji na obecny wieczór zmarnowali już w pierwszej połowie, bo oprócz walki, fauli i tylko kilku ciekawych zagrań w drugiej części meczu z boiska wiało nudą.

Manchester United odrabia punkty do liderującej Chelsea, ale sir Alex Ferguson ma prawo mieć pretensje do swoich zawodników, a konkretnie jednego. Nani, który wydawał się wracać do wielkiej formy, odpocznie przez kilka spotkań, co przy ograniczonych do Rooneya opcjach w ofensywie United nie jest dobrą wiadomością dla kibiców MU. Po dzisiejszym wieczorze z Premier League wiemy jednak, że wyścig jeszcze się nie skończył, a kto wie – może dopiero na dobre się rozpoczął.
 

Komentarze
~Grzesiek_078 (gość) - 15 lat temu

Brad Friedel ! To na dzisiaj najlepszy bramkarz
Premier League !

Odpowiedz
~haha (gość) - 15 lat temu

Popatrz może na VdS? lub Cecha choćby...Friedel ma
swoja lata , tak jak VdS i dlugo nie pogra juz...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze