Czerczesow debiutuje w lidze: trener dobry, bo zagraniczny?


W XXI wieku przez ekstraklasę przewinęło się kilku zagranicznych trenerów, którym udało się osiągnąć całkiem dobre wyniki. Zadanie postawione przed Rosjaninem równoznaczne jest nie tylko ze zrównaniem się z nimi osiągnięciami, ale także z wyprzedzeniem ich pod tym względem. Pierwsza okazja do zaprezentowania się polskim kibicom w niedzielę – mecz z Cracovią.


Udostępnij na Udostępnij na

Sternicy Legii postanowili kontynuować wcześnie obraną koncepcję, według której to zagraniczny trener ma być gwarantem sukcesu. Tym razem wybór padł na trenera z bliższego nam kręgu kulturowego – Rosjanina (chociaż osetyjskiego pochodzenia), Stanisława Czerczesowa. Pojawienie się nowego zagranicznego trenera w ekstraklasie od razu narzuca porównania do innych szkoleniowców zza granicy, którzy prowadzili kluby z ligi polskiej. W XXI wieku wyróżniała się przede wszystkim trójka: Henning Berg (jego poprzednik), Robert Maaskant i Dragomir Okuka. By przynajmniej zrównać się z nimi dokonaniami, rosyjski trener musi spełnić dwa warunki – zdobyć mistrzostwo i odnieść umiarkowany sukces w europejskich pucharach.

Co udało się przy Łazienkowskiej dokonać Bergowi, doskonale pamiętamy – wygrany w cuglach tytuł z 2014 roku, zdeklasowanie Celticu w eliminacjach LM i pierwsze miejsce w grupie Ligi Europy. Maaskant pracując w Wiśle wywalczył mistrzostwo, a następnie był o krok od awansu do Ligi Mistrzów, ulegając ostatecznie w dwumeczu z APOEL-em Nikozja 2:3. Gorzej wyglądała postawa jego drużyna w LE, gdzie przegrał 3 z 4 meczów i został zastąpiony przez Kazimierza Moskala. Okuka, który za swoje osiągnięcia został nawet wybrany trenerem dekady przez kibiców Legii, także może pochwalić się złotym medalem za zdobycie mistrzostwa. W Europie nie miał za dużo do powiedzenia w konfrontacji z Barceloną, na którą legioniści trafili w eliminacjach LM. W Pucharze UEFA w dobrym stylu udało mu się pokonać holenderski Utrecht, by następnie ulec Schalke 04. Warto także przytoczyć przykłady Wernera Liczki, który po zdobyciu mistrzostwa z Wisłą w 2005 roku został zwolniony, czy Dana Petrescu – ten swoich umiejętności trenerskich nie potwierdził wynikami – zaledwie wicemistrzostwo i jeden mecz (porażka) w Pucharze UEFA.

Robert Maaskant
Robert Maaskant (fot. nrc.nl)

Czerczesow w odróżnieniu od zagranicznych szkoleniowców, którzy wcześniej pracowali w ekstraklasie, przychodzi do ligi polskiej w momencie, kiedy jest na wznoszącej. Nie trafia tu z bylekąd, a z poważnej ligi, w której osiągał wcale nie najgorsze wyniki. Wprawdzie w Priemjer-Lidze wygrać mu się nie udało ani razu (najwyższe miejsce zajął ze Spartakiem – drugie), ale należy wziąć poprawkę na to, że większość klubów, w których pracował, posiadała raczej przeciętne, jak na rosyjskie warunki, kadry. A i tak osiągał z nimi wyniki ponad stan. Z Terekiem zajął najwyższe miejsce w historii klubu – 8. Z dużo biedniejszym Amkarem bił się o puchary.

Władze z Łazienkowskiej liczą także na to, że Czerczesow w pracy w Legii wykorzysta doświadczenie, jakie wyniósł prowadząc rosyjskie kluby w europejskich pucharach. Chociaż, jako zły znak można odebrać jego doświadczenia z Ligą Mistrzów – Rosjanin dwukrotnie próbował sforsować bramy do tych elitarnych rozgrywek i dwukrotnie mu się to nie udawało. Najpierw, w sezonie 2007/2008, jego Spartak odpadł po rzutach karnych Celtikiem, którego barw bronił wtedy Artur Boruc. Rok później odniósł sromotną klęskę przegrywając w dwumeczu z Dynamem Kijów 2:8. Trochę lepiej szło mu w „pucharze pocieszenia” – prowadząc Spartak udało mu się przebrnąć fazę grupową (po drodze pokonując m.in. Bayer Leverkusen), ale mecze z Olympique Marsylia w 1/16 finału okazały się już przeszkodą nie do przejścia. Berg w ubiegłym roku dokonał niemałej sztuki zajmując z Legią pierwsze miejsce w grupie Ligi Europy, ale jeszcze lepiej wyglądało wtedy Dynamo Moskwa prowadzone właśnie przez Czerczesowa. Komplet punktów w grupie (rywalami „Milicjantów” byli: PSV, Panathinaikos i Estoril) i najlepszy rezultat fazy. Wiosna nie była już jednak tak udana – w kolejnej fazie udało się jeszcze pokonać Anderlecht, ale w 1/8 finału moskwianie nie dali sobie rady z Napoli i Czerczesow marzenia o przyjeździe do Warszawy musiał odłożyć na później.

Stanisław Czerczesow
Stanisław Czerczesow w czasach pracy w Dynamie Moskwa (fot. novostimira.net)

Trudno się spodziewać, żeby były trener Dynama osiągnięcia swojego norweskiego poprzednika powtórzył już w tym sezonie. Zero punktów po dwóch meczach fazy grupowej Ligi Europy stawia go w niezwykle trudnej sytuacji. By myśleć o sukcesie w Europie już w tym sezonie, kluczowe będą najbliższe tygodnie, w których legionistów czeka istny maraton. W 21 dni Legia ma do rozegrania aż siedem spotkań, w tym dwa mecze z Club Brugge, które, żeby myśleć o awansie do kolejnej rundy, musi wygrać.

Nieoficjalny debiut w roli szkoleniowca „Wojskowych” Czerczesow ma już za sobą – w minioną niedzielę poprowadził Legię w sparingowym meczu rozegranym w Nowym Dworze Mazowieckim z tamtejszym Świtem. Piknikowa atmosfera spotkania legionistom się nie udzieliła i wygrali gładko 6:0. Debiut oficjalny przypada na mecz z będącą w gazie Cracovią. „Pasy” w ostatniej kolejce pokonały Lecha Poznań aż 5:2 i w tej chwili są w tabeli jedno oczko nad Legią. Systematyczne zwycięstwa w lidze – to kolejne zadanie, jakie stoi przed Czerczesowem. Właściciele Legii nie wyobrażają sobie scenariusza innego niż tytuł mistrza Polski na stulecie klubu. By tego dokonać, rosyjski szkoleniowiec musi zniwelować stratę do prowadzącego w lidze Piasta Gliwice. Legioniści tracą obecnie do gliwiczan 10 punktów i nawet mając w perspektywie podział punktów, wyprzedzenie ich w tabeli może nie być łatwym zadaniem, bo nie wygląda na to, żeby podopieczni trenera Latala mieli zamiar przestać wygrywać. Pierwsza okazja na odrobienie strat już w niedzielę.

Mecz o mistrzostwo ekstraklasy pomiędzy Legią Warszawa a Cracovią Karków odbędzie się w Warszawie 18 października (niedziela) o godz. 18:00. Transmisja w Canal+.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze