Lechia Gdańsk nieprzypadkowo piastuje pozycję lidera, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Czy jednak jest to już materiał na pewnego kandydata do mistrzostwa? Tu już nie stawialibyśmy wszystkich swoich pieniędzy. Widać gołym okiem, że to w dalszym ciągu plac budowy, na którym każdego dnia może się przytrafić coś nieoczekiwanego, jak chociażby wtopa z Bruk-Betem u siebie. Przed derbami Pomorza postanowiliśmy wskazać kilka rzeczy, które przydałoby się zmienić w zespole z Gdańska. Czego jeszcze brakuje do dominacji w lidze?
1) Regularność
No dobra, obecna lokata lechistów nieco zakłamuje rzeczywistość, w końcu pozornie nie ma lepszego udokumentowania tzw. regularności niż konsekwentne zdobywanie punktów. Kto jednak obserwuje grę podopiecznych Piotra Nowaka, ten doskonale wie, o czym mowa. W jednym meczu piłkarze z Gdańska potrafią w mizernym stylu ulec na Łazienkowskiej, by już w drugim spotkaniu rozegrać absolutnie fenomenalną połówkę w Lubinie. Wiadomo, rywal rywalowi nie jest równy, lecz nawet gdy naprzeciwko aktualnego lidera ekstraklasy staje teoretycznie słabszy Piast Gliwice czy Górnik Łęczna, szczerze, nie występuje u nas jeszcze automatyzm spokojnego wskazywania faworyta. A to mimo wszystko w przypadku Lechii nie powinno podlegać już żadnej dyskusji. Wiadomo, ktoś powie, że to w końcu specyfika tych rozgrywek. Naszym zdaniem nie można wszystkiego zwalać na nasz ligowy klimat. Reasumując, drużynie Nowaka przydałoby się jeszcze lepsze ustabilizowanie formy i wypracowanie większej solidności. Tym bardziej że wciąż w grze gdańszczan wiele zależy od aktualnej dyspozycji dnia i indywidualnej formy zawodników.
2) Ogarnięcie braci Paixao
Nie chcemy ujmować dotychczasowych zasług Portugalczykom, którzy swoje cegiełki do aktualnej pozycji Lechii na pewno dołożyli. Zwłaszcza bardzo dobrze wyglądają liczby Flavio, który w lidze zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji najefektywniejszych zawodników. To powinno mówić samo za siebie. Sam Marco w tej samej kategorii plasuje się na 12. lokacie. Teoretycznie więc moglibyśmy w tym miejscu zakończyć nasze rozważania. Sami jednak chcieliśmy przede wszystkim przedstawić rzeczy, w których jest jeszcze największe pole do poprawy.
I właśnie dlatego dotarliśmy do braci. Otóż abstrahując od świetnych liczb, z duetem Paixao jest podobnie jak z całą drużyną – ich gra też często zależy od aktualnej dyspozycji. A ta, ujmijmy delikatnie, nie zawsze ich broni. Z drugiej strony, każdemu przytrafia się słabszy dzień, prawda? Niestety w ich przypadku może mieć to miarodajny wpływ na dyspozycję całej Lechii. Bo taki Flavio, nawet mając gorszy wieczór, nie za bardzo zdaje się tym przejmować. Bierze na siebie grę, rozgrywając swój osobny mecz. Widać to było m.in. w Warszawie, gdzie ewidentnie próbował, nie bójmy się tego określenia, zagrać 90 minut po robbenowsku. Wszyscy zaś wiemy, że na takich zasadach żaden poważny zespół nie może się opierać. Podobnie wygląda sprawa Marco, który zbyt często na siłę próbuje zdobywać bramki, co wielokrotnie kończy się mizernymi próbami.
3) Lepsze liczby Wolskiego
W tym sezonie Rafał Wolski pracuje dla dobra drużyny nieco bardziej schowany. Niektórzy mniej zorientowani powiedzieliby nawet, że w jego grze brakuje tego, co prezentował w koszulce Wisły Kraków wiosną tego roku. Nie będziemy skłonni zgadzać się z tym twierdzeniem, gdyż liczby mimo wszystko przemawiają za pomocnikiem Lechii Gdańsk, który m.in. zajmuje piątą lokatę wśród zawodników, którzy wykreowali w tym sezonie ekstraklasy najwięcej szans dla swoich partnerów. Dodatkowo bardzo dobrze wygląda również pod względem „produkcji” kluczowych podań, których ma już do tej pory 27 (daje mu to ósme miejsce w klasyfikacji takich zagrań).
Różnica więc pomiędzy tym, co widzimy, a jak jest naprawdę, wygląda kolosalnie. Nie zmienia to jednak faktu, że Rafałowi zwyczajnie przydałyby się liczby. A na ich wykręcenie niewątpliwie go stać. I tutaj na pewno zadanie dla Nowaka, by jeszcze lepiej wykorzystał potencjał 23-latka.
4) Jeszcze lepsza obrona
Trzeba przyznać Nowakowi, że defensywa pod jego wodzą wygląda trochę lepiej, zważywszy na fakt, że od wielu lat była to jedna z głównych bolączek tego zespołu. Nie zmienia to jednak tego, że w dalszym ciągu jest nad czym pracować, 16 goli straconych jak na ligowe standardy to wciąż wynik, którym nie ma się co chwalić. Trochę to wstydliwe, że od lidera ekstraklasy lepszą pod tym względem statystykę mają chociażby Śląsk Wrocław i Górnik Łęczna. Znamienne, że aż siedmiokrotnie lechiści zdobywali w tym sezonie punkty, wygrywając przewagą jednego gola. Ktoś powie, że to świadczy o doskonałym wyrachowaniu drużyny. A naszym zdaniem to niestety pewien kłopot dla zespołu, który niemal w każdym spotkaniu musi drżeć do końca o rezultat.
Jeszcze jedna ciekawostka, Lechii brakuje koncentracji w drugiej połowie. To też widać w statystykach. Na 16 straconych bramek aż dziesięć razy taka sytuacja przytrafiła się lechistom dopiero po przerwie.
Sami więc widzimy, że Lechia to dobra drużyna, która pewnie zmierza po pozycję lidera na zakończenie roku. Nie bylibyśmy jednak aż tak pewni co do dalszych rozstrzygnięć w lidze. Jak każdy zespół ekstraklasy, tak i ekipa Piotra Nowaka ma swoje problemy, nad którymi szkoleniowiec musi jeszcze solidnie popracować.