Poziom piłkarski w Europie coraz bardziej się wyrównuje. Coraz bardziej przykłada do tego rękę UEFA i jej prezydent Michel Platini, starając się zapewnić futbolowy rozwój tam, gdzie jest najbardziej potrzebny. Działania znakomitego niegdyś napastnika być może przyspieszą proces, którego efekty już są widoczne, chociażby w ostatnich barażach mistrzostw świata.
Ostatnim etapem prawie każdych eliminacji są baraże. Te dodatkowe dwumecze są ostatecznym sitem, przez które przechodzi ostatnia część tych najlepszych. W tegorocznych europejskich mieliśmy aż trzy pary, w których jedną z ekip uznano za zdecydowanego faworyta. Okazało się, że każda z niedocenianych drużyn sprawiła niespodziankę. Bośniacy mieli jednak pecha, a Irlandczyków na „zieloną wyspę” odesłał sędzia. Za to co najmniej dużą sensacją można nazwać to, czego w ciągu ostatniego roku dokonali Słoweńcy.
Wydawało się, że piłkarze z małego bałkańskiego państwa najlepsze czasy mają już raczej za sobą, a ich dobra forma odeszła bezpowrotnie wraz z opuszczeniem jej przez Srecko Kataneca i Zlatko Zahovicia. Pierwszemu z nich udało się wprowadzić swoją kadrę narodową do dwóch wielkich imprez futbolowych – Euro 2000 w Belgii i Holandii oraz mundialu w Korei Południowej i Japonii, a drugi był liderem jego drużyny. Z obu jednak gracze z części byłej Jugosławii wracali na tarczy. Szczególnie bolesny był przylot z Azji, skąd przywieźli porażki we wszystkich meczach. Obaj wyżej wymienieni panowie pokłócili się, co poskutkowało dymisją pierwszego. Nikt nie umiał dorównać Katanecowi. Na grę zespołu na pewno wpływ miało zakończenie kariery przez będącego rekordzistą w ilości rozegranych spotkań i strzelonych goli Zahovicia. Nie wróżono sukcesu nawet Matjażowi Kekowi.
We wrześniu ubiegłego roku rozpoczęły się eliminacje mistrzostw świata, które między 11 czerwca a 11 lipca odbędą się w Republice Południowej Afryki. Bezapelacyjnymi faworytami grupy trzeciej na Starym Kontynencie byli, uznawani za jedną z najlepszych jedenastek świata, Czesi oraz podopieczni Leo Beenhakkera. Nikt nie liczył na Słowaków, a co dopiero na Słoweńców. Tuż przed pierwszym ich meczem, z Polakami, który oglądałem ze swoim wujkiem, usłyszałem od niego: „Zwróć uwagę na Słoweńców, bo oni mogą sporo namieszać”. Mieliśmy ich pokonać bez problemów. W dotychczasowych wzajemnych starciach nawet nie zdołali strzelić nam bramki. To samo zdanie wujek powtórzył po końcowym gwizdku. Spodziewałem się, że mogą być oni dla naszych trudną przeszkodą, lecz przewidywałem, że „Orły” raczej sobie z nimi poradzą. Tymczasem zawodnicy Keka niespodziewanie (?) pokonywali kolejnych przeciwników, jak Słowacja czy Irlandia Północna. Im dłużej trwały zmaganie grupowe, tym skuteczniejsi, efektowniejsi i mocniejsi byli uczestnicy Euro 2000. Sami mogliśmy się o tym przekonać, przegrywając w Mariborze 0:3 ze znakomicie grającymi zawodnikami Keka.
Awansując do baraży, Słoweńcy już sprawili niespodziankę. Tam jednak wróżono im rychłą porażkę z reprezentacją Rosji. Mecz w Moskwie zakończył się „zgodnie z planem”. Zespół z rewanżu w Mariborze wyglądał zupełnie inaczej. Po profesorsku grający gospodarze zepchnęli „Sborną” do głębokiej defensywy, a bohaterem spotkania został kat Polaków, Zlatko Dedić, zdobywca jedynej bramki. Gracze z Bałkanów odnieśli niewątpliwy sukces uznany za megasensację.
Czy jednak ich osiągnięcie trzeba interpretować jako ogromną niespodziankę i efekt jedynie słabej formy przeciwników? Nie możemy tego uznać za owoc długiej, ciężkiej, mozolnej, a przede wszystkim wytrwałej pracy Matjaża Keka, która trafiła na podatny grunt? Szkoleniowiec ten dokonał tego, czego nie zrobił nikt od czasów Srecko Kataneca. Dotarł do tych zawodników i pozwolił im uwierzyć, że są tak naprawdę lepsi, niż im się wydaje. Przypomina mi to trochę Rubin Kazań, na którym przed dwoma laty postawiono krzyżyk, a niedawno zdobył drugi kolejny tytuł mistrza Rosji. Piłkarze z Bałkanów pokazali, że potrafią walczyć jak równy z równym nawet ze ścisłą europejską czołówką. Czy Słowenia ma szansę, by podobnie zaprezentować się na mistrzostwach świata? Być może, wiele zależy od losowania. Jeżeli obecny selekcjoner (i jego ewentualni następcy) z takim samym powodzeniem będzie kontynuować swoją pracę, zespół z części byłej Jugosławii może stać się drużyną, z którą Europa będzie się liczyć. Czy na Południu rośnie nam kolejna futbolowa potęga? Czas pokaże.
Postawa Słoweńców w tych eliminacjach to żadna
sensacja - mając w składzie czołowego golkipera Serie
A (Handanović) i jednego z najlepszych snajperów
Bundesligi (Novaković) drużyna od początku należała
do faworytów naszej grupy.
Określanie ich "potęgą" to jednak duża przesada...
Do takiego miana może prędzej kandydować za kilka lat
reprezentacja Bośni i Hercegowiny, która zbiera teraz
owoce wojennego exodusu swoich obywateli na zachód
Europy na początku lat 90-tych. Misimović, Ibisević,
Pjanić i wielu innych zostali wyszkoleni poza
ojczyzną - stanowią teraz trzon reprezentacji. W
dwumeczu z Portugalią zabrakło im jeszcze
wyrachowania, ale zobaczymy ich zapewne na
euro2012.
W kolejnych eliminacjach ostro może też namieszać
Czarnogóra z Vucinićem, Vukcevićem i Jovetićem na
czele ;)