Zespół Roberta Podolińskiego jest głównym pretendentem do tytułu ekstraklasowego "Rycerza Wiosny". Dziesięć punktów w czterech ostatnich meczach to nieprawdopodobny wynik jak na drużynę, która przezimowała jako czerwona latarnia naszej ligi.
A wcale nie zapowiadało się tak różowo. Soczyste lanie, jakie Podbeskidziu sprawiła Lechia w Gdańsku na inaugurację wiosny, miało być początkiem końca „Górali” w ekstraklasie. Wynik 0:5 i dwie czerwone kartki dla piłkarzy z Bielska-Białej to był najgorszy możliwy start w walce o utrzymanie, ale podopieczni Roberta Podolińskiego szybko wyciągneli wnioski z tamtego meczu.
Niespodziewany lider
Konia z rzędem temu, kto wytypowałby Adama Mójtę jako potencjalną gwiazdę w składzie „Górali”. Jednak to właśnie lewy obrońca z Jeleniej Góry błyszczy praktycznie od początku sezonu. Oprócz skutecznego zabezpieczania swojej strony bloku obronnego Mójta często schodzi do środka pola wspomagać środkowych pomocników w rozegraniu i świetnie podpina się pod akcje ofensywne. Były piłkarz GKS-u Bełchatów gra zarówno efektownie, jak i efektywnie. A to, że czasem mu sprzyja szczęście, to inna sprawa.
https://www.youtube.com/watch?v=TGySwU1rQdg
Rzadziej oznacza lepiej?
„Górale” w tamtej rundzie mieli duże problemy z rozegraniem, wskutek czego nieraz decydowali się na strzały z dystansu. Podbeskidzie oddało podczas jesieni najwięcej takich uderzeń w stosunku do innych zespołów w naszej ekstraklasie, rzadko jednak przynosiły one wymierną korzyść. Podczas wiosny możemy zauważyć mniej takich prób i chyba wyszło to podopiecznym Roberta Podolińskiego na dobre. Po pierwsze, piłkarze bardziej przykładają się do pojedynczych strzałów, co dobrze wpływa na ich jakość (chociażby „asysta” Marka Sokołowskiego w meczu z Górnikiem Łęczna i groźne próby Mateusza Możdżenia). Po drugie, „Górale” zaczęli częściej transportować piłkę do pola karnego przeciwników, gdzie z reguły jest dwóch napastników umiejących dobrze grać tyłem do bramki. A skoro już przy formacji ofensywnej jesteśmy…
Karabin maszynowy
Nie sposób pominąć znajdującego się w wybornej formie Mateusza Szczepaniaka. Wypożyczony z Miedzi Legnica napastnik strzelił trzy gole w czterech ostatnich meczach i dołożył do nich jedną asystę. Dużo pomaga zarówno przy rozegraniu, jak i w momencie wykończenia. Jego szybkość i siła znakomicie się uzupełniają, tworząc obraz bardzo dynamicznego atakującego. W dodatku jest na tyle uniwersalnym zawodnikiem, że może z powodzeniem być wystawiany także jako lewoskrzydłowy, z czego trener „Górali” chętnie korzysta. Podbeskidzie ma z niego dużo pociechy i będzie musiało bardzo się postarać, by w następnym sezonie dalej był członkiem drużyny Roberta Podolińskiego.
Potencjalne zagrożenie
Były trener Cracovii z pewnością nie jest zadowolony z obrony swojego zespołu przy stałych fragmentach gry. Większość zagrożeń podczas ostatnich meczów powstawała właśnie przy okazji dośrodkowań czy nawet wrzutów z autu (vide ostatnio stracona bramka z Koroną). Niedokładna asekuracja przy centrach z boku boiska jest chyba największą zmorą defensywy bielszczan, w której i tak można wyróżnić parę plusów, takich jak dobra postawa Jozefa Piacka czy Emiljusa Zubasa. „Góralom” raczej nie grozi kolejne pięć goli straconych w jednym meczu.
Wystarczy na grupę mistrzowską?
Trudno ukryć, że udany początek wiosny rozbudził apetyty pod Klimczokiem. Podbeskidzie nie dość, że odsunęło się od strefy spadkowej, to zakręciło się w okolicy górnej ósemki. Podopiecznym Roberta Podolińskiego będzie potrzebne dużo szczęścia, by ostatecznie po 30. kolejce w niej wylądować. A to, że szczęściu trzeba pomóc, to już kompletnie inna historia.