Trener reprezentacji a trener w klubie. Na pierwszy rzut oka posady, które wydają się identyczne. W końcu i tu, i tu odpowiadasz za taktykę, ustawienie, wyniki, a w przypadku niepowodzenia możesz zapłacić głową. Pozory jednak mylą. Praca w klubie diametralnie różni się od pracy w reprezentacji i nie zawsze dobry selekcjoner musi być wybitnym trenerem klubowym.
Idealnym przykładem może być Chris Coleman, obecny selekcjoner Walii. Dziś jest on noszony na rękach, porównywany do największych sław w historii tamtejszej piłki i już na zawsze zajmie miejsce na walijskim pomniku historii. Nic dziwnego, wszakże debiutanta na mistrzostwach Europy czeka we środę mecz półfinałowy z Portugalią.
Ale chyba mało kto spodziewał się jeszcze kilka lat temu, że to on będzie trenerskim cudotwórcą w czekającej tak długo na coś spektakularnego kadrze Walii. Okej, możecie przypomnieć czasy pracy w Fulham, gdzie był najmłodszym trenerem w lidze angielskiej i gdzie, mimo straty niemal co sezon czołowych zawodników, dawał radę zespół z Craven Cottage utrzymywać na ligowej powierzchni.
Możecie przypomnieć czasy Realu Sociedad, gdzie pracował tylko kilka miesięcy, ale mimo że utrzymywał się w czołówce Segunda Division, zrezygnował, ponieważ władze klubu chciały ingerować w transfery. Z drugiej strony możecie przypomnieć nieudane epizody w Coventry City czy greckiej Larissie (choć tam odszedł z powodu problemów finansowych). Nie ma jednak co ukrywać, trenerem klubowym był średnim. W reprezentacji jednak zrobił dużo i zadał kłam tezie, że dobry selekcjoner musi być wcześniej dobrym szkoleniowcem.
Chris Coleman has just been asked by Belgian press whether he'd be interested in becoming #BEL coach one day. Very impressed with tactics
— FA WALES (@FAWales) July 5, 2016
Dobra selekcja, znakomita atmosfera
Dlaczego więc 46-letni Walijczyk odnosi tak duże sukcesy? Kluczem może być nawet nie sama selekcja (choć jest ona bardzo ważna, bo Coleman wyłowił chyba wszystkich najlepszych do kadry), ale styl gry dopasowany do posiadanego potencjału. Zdaje on sobie sprawę z tego, że na zgrupowaniach nie ma czasu na wielkie doskonalenie umiejętności poszczególnych graczy (za to codzienną pracą odpowiadają klubowi trenerzy).
Zamiast tego woli skoncentrować się na szlifowaniu stylu gry, który jest oparty na walce, bieganiu, dobrym ustawianiu się w defensywie i w ogóle dobrym przesuwaniu się w obronie całego zespołu. Można to więc skwitować jednym zdaniem. Coleman ma świadomość, jaki ma potencjał, z którego może skorzystać i nie załamuje rąk z tego powodu, tylko wdraża w życie pomysły, które będą mu odpowiadały.
Dodatkowo nieoceniona jest atmosfera, która poprawiała się z każdym kolejnym wygranym meczem w eliminacjach i dziś jest ona niemal idylliczna, a także zjednoczenie grupy w dążeniu do wspólnego celu, co moim zdaniem w pracy z zespołem narodowym osiągnięcie takiego stanu jest największą wartością dodaną.
Coleman jak Klinsmann, Pekerman czy Domenech
Coleman nie jest pierwszym selekcjonerem, który może chwalić się przede wszystkim osiągnięciami reprezentacyjnymi. Juergen Klinsmann z sukcesami pracował w kadrze Niemiec i USA, w Bayernie jego misja zakończyła się jednak klęską (sam przyznawał później, że ten etap przyszedł za wcześnie, a piłkarze mówili później, że od początku czuli, że nic z tego nie będzie).
Jose Pekerman znany jest przede wszystkim z pracy z zespołami reprezentacyjnymi (Argentyna i Kolumbia), z kolei w klubach (pracował w Meksyku – w Toluce i Tigers) nie osiągał jednak już tak spektakularnych wyników. Raymond Domenech, zanim objął młodzieżową kadrę Francji, a następnie dorosłą (był to mimo wszystko etap udany, bo z „Trójkolorowymi” zagrał w finale mundialu 2006, kiedy mało kto o tym marzył), pracował w drugoligowym Olympique Lyon, który wprowadził do pierwszej ligi, a także działał w mało znanym Mulhouse.
Przykłady te pokazują więc, jak diametralnie różnią się te dwa środowiska, i aby być dobrym selekcjonerem oraz zbudować dobrą drużynę w dużo krótszym czasie, trzeba mieć kompletnie inne cechy niż w zespole klubowym. W klubie przebywasz codziennie i masz mnóstwo czasu, aby nad poprawą formy każdego ze swoich podopiecznych popracować.
W reprezentacji musisz być przede wszystkim znakomitym obserwatorem i wyłowić graczy, którzy będą idealnie do koncepcji drużyny pasować. I czasami jest to trudne, bo twój kraj może nie mieć dużego potencjału i wybitnych graczy. Chris Coleman udowodnił jednak, że niemożliwe nie istnieje i nawet w takiej sytuacji można zrobić dużo.