Fenomenalne spotkanie oglądali kibice zgromadzeni w Tel Awiwie. Reprezentacje Izraelu i Portugalii zgotowały im nie lada emocje, po których ostatecznie obydwie drużyny podzieliły się punktami i nadal mają taki sam dorobek w grupie F. I jedni, i drudzy muszą teraz czekać na wynik pojedynku Irlandii Północnej z Rosją, która może odskoczyć już na siedem oczek.
Przed rozpoczęciem pojedynku „Selecao” byli stawiani w roli zdecydowanego faworyta. Obydwie drużyny miały na swoim koncie taki sam dorobek punktowy, dlatego tym bardziej Ronaldo i spółka byli zmuszeni do wygranej. Mecz dla podopiecznych Paulo Bento nie mógł rozpocząć się lepiej. Portugalczycy od pierwszej sekundy przejęli inicjatywę i dyktowali warunki gry. Już w 2. minucie prowadzili 1:0 po golu Bruno Alvesa. Kolejne minuty pojedynku wskazywały na to, że reprezentacja Portugalii w pełni kontroluje boiskowe wydarzenia i powinna w miarę spokojnie rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść. Nic bardziej mylnego. Kilka nieudanych akcji indywidualnych, kilka bezsensownych wrzutek w pole karne Izraela, parę błędów w obronie i zaczęła się nerwówka. Izraelczycy grali tak, jak pozwalał im na to rywal, a z każdą chwilą pozwalał na coraz więcej. Na efekty takiego stanu rzeczy nie trzeba było długo czekać. Gospodarze już w 24. minucie spotkania doprowadzili do wyrównania za sprawą Tomera Hemeda. Stracony przez Portugalię gol sprawił, że półfinalista Euro 2012 całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Miejscowi coraz częściej utrzymywali się przy piłce i coraz groźniej atakowali na bramkę Rui Patricio.
W końcówce pierwszej odsłony spotkania przez chwilę wydawało się, że goście zaczynają dochodzić do siebie. Kilka zrywów Ronaldo, inteligentne podania Meirelesa i przede wszystkim uważna gra w obronie nie sprawiły jednak, że podopieczni Bento zaczęliby groźniej atakować. To dość dziwna sprawa, bo nieczęsto widzimy taką sytuację, aby jakakolwiek drużyna zaczęła spieszyć się przy wyniku 1:1 jeszcze w pierwszej połowie. Za ten pośpiech Portugalczycy zapłacili pięć minut przed zakończeniem. Izraelczycy ruszyli z kolejną kontrą i zdobyli gola na 2:1. Na listę strzelców wpisał się Ben Basat. Po zmianie stron rozdrażnieni Portugalczycy atakowali z jeszcze większą zawziętością. Izrael sam zamknął się na własnej połowie i umiejętnie odpierał ataki swojego rywala, choć czasami gospodarzom dopisywało sporo szczęścia. Akcje Portugalii z każdą chwilą były jeszcze groźniejsze, ale nadal brakowało wykończenia i – w dalszym ciągu – odrobiny spokoju.
Na dwadzieścia minut przed końcem nadzieje gości na uzyskanie korzystnego rezultatu stały się jeszcze mniejsze. Kiedy wydawało się, że Portugalia jest na dobrej drodze do doprowadzenia do wyrównania, gola na 3:1 zdobył Gershon. Odpowiedź drużyny Paulo Bento była jednak natychmiastowa. Meireles puścił w bój Ronaldo, ten ograł defensywę Izraela, dograł do Postigi, a ten wpakował piłkę do pustej bramki. Ostatni kwadrans pojedynku w Tel Awiwie stał pod znakiem absolutnej dominacji gości. Miejscowi zgubili gdzieś swoją koncentrację i zdecydowanie zbyt często pozwalali rywalowi na dochodzenie do sytuacji strzeleckich. Raz piłka zatrzymała się na poprzeczce, innym razem w porę interweniowali obrońcy. Ofensywni zawodnicy Portugalii dwoili się i troili, ale nadal przegrywali i ich sytuacja w grupie była wręcz beznadziejna. „Selecao” w końcu jednak doprowadzili do wyrównania. W doliczonym czasie gry zakotłowało się pod bramką Izraela, piłka zatańczyła w okolicach linii bramkowej, w końcu obrońca zdecydował się na wybicie jej – możemy domniemać – na oślep, ale pech chciał, że trafił nią wprost w nogę Fabio Coentrao i ta wpadła do siatki. Po zdobyciu wyrównującego gola Portugalczycy próbowali jeszcze zdobyć zwycięskie trafienie, ale ostatecznie niezwykły mecz w Tel Awiwie zakończył się podziałem punktów.
Takiego wyniku się nie spodziewałem. Można
pogratulować Izraelowi.
Chyba Portugali mozna pogratulowac ;)