Co słychać w niebieskiej części Liverpoolu?


Everton ostrzy zęby na europejskie puchary, ale ma swoje problemy. Rywale nie śpią, a ważne ogniwa bywają zawodne

15 grudnia 2018 Co słychać w niebieskiej części Liverpoolu?

Ostatni epizod Evertonu poza granicami Anglii zakończył się porażką. W zeszłym sezonie założyciele angielskiej ekstraklasy mieli zawojować Ligę Europejską, jednak owy plan "spalił na panewce". Trzecie miejsce w grupie i brak awansu do fazy pucharowej spotkały się z dużym niezadowoleniem wśród kibiców i włodarzy klubu. Do tego ósma lokata w lidze, która nie premiowała występami w Europie. Niesmak pozostał, ale dzisiaj ekipa niebiesko-białych skupia się wyłącznie na Premier League, która przy odrobinie szczęścia może nagrodzić ich biletem do LE.


Udostępnij na Udostępnij na

Czołówka ligi angielskiej dzieli się w tym sezonie na dwa peletony: pierwszy złożony z pięciu drużyn, które walczą o Ligę Mistrzów i tytuł mistrzowski, oraz drugi stworzony z ekip ścigających się o tzw. „resztki ze stołu”, czyli to, czego nie może zająć topowa piątka. W tych okolicznościach żaden z niżej notowanych zespołów nie ma szans na europejskie puchary, jednak los otwiera czasami inną furtkę. Szósta lokata nabiera wtedy nietuzinkowego znaczenia, co dla kilku klubów staje się głównym polem do rywalizacji. Gdzie w tym wszystkim plasuje się Everton i co może być przyczyną niepowodzenia? A na „The Toffees” i resztę drużyn z ligi angielskiej możesz obstawiać przez Totolotek kod promocyjny.

Ogromna konkurencja

Rewelacyjne Bournemouth, zawsze groźny Manchester United, nieobliczalne Leicester City i prosperujące Wolverhampton. „Najlepsi wśród gorszych” – tak zwykło się mawiać o tej grupie zespołów. „Wisienki” i ekipa Jose Mourinho to murowani kandydaci do bycia jej liderem, natomiast „Lisy” i „Wilki” przy odpowiednim wykorzystaniu swojego potencjału też mogą o ten zaszczyt zawalczyć. Start sezonu zdążył już pokazać, że słabsze drużyny PL potrafią pozytywnie zaskoczyć resztę stawki. Różnice się rozmywają, a piłkarze Evertonu będą mieli nie lada wyzwanie, by utrzymać się do końca rozgrywek w pierwszej ósemce.

 

Ostatnie lata na Goodison Park to stabilny byt w gronie najlepszych (7. i 8. lokata), jednak w tej chwili nie można z czystym sumieniem stwierdzić, że ta pozytywna tendencja zostanie podtrzymana. Na tle wyżej wymienionych ekip Everton nie bryluje i widać to m.in. w bezpośrednich starciach. Jedynie z niedawnym i sensacyjnym mistrzem Anglii udało się ekipie Marco Silvy wygrać. Poza tym pojawiły się dwa remisy: z beniaminkiem i drużyną Howe’a, oraz porażka z United. W dalszej perspektywie istota tych spotkań będzie kluczowa, ponieważ właśnie one mogą zadecydować, kto zajmie kolejkę do miejsca w LE.

Trzeba uczciwie przyznać, że „The Cherries” i nawet „Czerwone Diabły” prezentują się w tym sezonie minimalnie lepiej od Evertonu. Jose Mourinho mimo swoich problemów na pewno nie zamierza skończyć rozgrywek poniżej topowej ósemki, dlatego też jego zespół stawia niełatwe warunki. Natomiast w przypadku Eddiego Howe’a możemy spodziewać się ambitnej gonitwy, która będzie zapewne nierówna (porażki przeplatane lepszymi okresami), ale w ostateczności pozwoli być „pod prądem”. „The Toffees” będą musieli się w tej nowej, trudniejszej rzeczywistości odnaleźć, czego nie ułatwi niżej wyróżniony fakt.

Wątła ofensywa

W „Klubie Narodu” kluczowe trybiki, które odpowiadają za siłę napędową maszyny, bywają kruche. Pomijając „barcelońskie trio” (spisujące się swoją drogą nie najgorzej, może poza Miną) i defensywę, najcięższe zarzuty należy kierować właśnie tam, gdzie rządzi linia ofensywna. Marco Silva doszedł do wniosku, że nominalne ustawienie stworzą Sigurdsson jako „10”, Richarlison jako napastnik i Walcott w roli skrzydłowego. Do tego najczęściej uzupełniający to zestawienie Bernard i voilà – pół podstawowego składu da się wymienić jednym tchem.

Problem pojawia się wtedy, gdy któryś z elementów wypada, notuje obniżkę formy lub występuje na pozycji, która go ogranicza. Akurat ta ostatnia kwestia dotyczy wyłącznie Richarlisona, który w mojej opinii „dusi się”, wypełniając zadania napastnika. Jego nieumiejętność gry plecami do bramki uwydatnia się momentami tak bardzo, że bywa to wręcz irytujące. I nawet dorobek bramkowy w postaci ośmiu trafień nie zmienia tego całokształtu. On maluje się w prosty sposób: Marco Silva odstawił od pierwszego składu Tosuna i próbuje ze skrzydłowego o wątłej posturze stworzyć „9” z prawdziwego zdarzenia. Zamysł na tę chwilę wystarczający, ale w kontekście przyszłości nie wróżę mu sukcesów.

Gdy Gylfi Sigurdsson schodzi z optymalnego poziomu, z optymalnego pułapu spadają również możliwości „The Toffees”. Islandczyk w największej mierze odpowiada za kreowanie gry i tak naprawdę posiada w tej roli monopol. W ekipie Marco Silvy nie ma innego piłkarza o takiej charakterystyce, co w trakcie sezonu może odbić się dużą czkawką. Odpowiedzialności za zdobycze w ataku nie nadrobią Bernard, który brazylijską wirtuozerię ma, ale nie przekłada się to na liczby, oraz Walcott, który w 38 kolejkach również nie wykręci niesamowitego wyniku. Wartościowej, długiej ławki brakuje i nawet mimo wzmocnień klub z dzielnicy Liverpoolu ma duże pole do poprawy. Rywale nie są słabi, a być może najbardziej wymagający od kilku lat, dlatego kibice powinni z dużą rezerwą patrzeć w przyszłość.

 

 

 

 

 

 

Komentarze
molnar (gość) - 5 lat temu

Ewerton jest w duzym cieniu Liwerpolu.W europioe nikt o nich nie slyszal,a o Liwerpoolu kazdy slyszal.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze