Pierwsza porażka Manchesteru City, kolejna wpadka "Kanonierów", wysoka wygrana Tottenhamu nad Evertonem – to tylko kilka wydarzeń z zakończonej poniedziałkowym pojedynkiem Manchesteru United i Stoke 23. kolejki Premier League. Co jeszcze wydarzyło się w miniony weekend na angielskich boiskach?
Szalony mecz na Anfield
To był jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy mecz ostatnich miesięcy w Anglii. Pressing, który nie ustawał nawet na moment, gorszy dzień Edersona i trochę szczęścia – tyle wystarczyło „The Reds”, by zostać pierwszym pogromcą Manchesteru City w tym sezonie. Podopieczni Pepa Guardioli w końcu pokazali swoją ludzką twarz. Popełniali błędy, tracili głupie bramki – zupełnie jakby byli zwyczajną drużyną piłkarską. Z tego wszystkiego skrupulatnie korzystali zawodnicy Liverpoolu, którzy gdy tylko poczuli pierwszą krew, rzucili się na rywala. Mając już niemal wszystko pod kontrolą, podopieczni Jurgena Kloppa uświadomili sobie, że przecież zapomnieli dziś zafundować swoim fanom tradycyjne palpitacje serca. Niedopatrzenie zostało szybko naprawione, bo „Obywatele” zdołali błyskawicznie doprowadzić do stanu 4:3, a w ostatniej minucie piłkę meczową miał na głowie Sergio Aguero. Koniec końców to Liverpool zgarnął 3 punkty, obalając przy okazji dogmat o nieomylności City.
Liga Europy ostatnią szansą Arsenalu na Ligę Mistrzów?
Pierwsza czwórka ucieka Arsenalowi w zawrotnym tempie. „Kanonierzy” w spotkaniu rozgrywanym na Vitality Stadium w pełni zasłużenie ulegli Bournemouth 2:1. Podopieczni Arsene’a Wengera nie zaprezentowali nic, czym mogliby postraszyć zamieszane w walkę o utrzymanie „Wisienki”. Obrona po raz kolejny popełniała katastrofalne błędy, a piłkarze ofensywni nie potrafili wykreować sobie okazji strzeleckich. Lacazette przedłużył swoją serię spotkań bez strzelonej bramki, a mający za zadanie wspierać go w zadaniach ofensywnych Iwobi i Welbeck znów udowodnili, że klub z TOP 6 Premier League to zdecydowanie za wiele jak na ich umiejętności. Po drugiej stronie wyróżniał się za to Jordon Ibe, który nie dość, że swoimi rajdami raz po raz rozrywał obronę „Kanonierów”, to w 74. minucie zdobył gola na wagę zwycięstwa w całym meczu. Wygrana z Arsenalem pozwoliła „The Cherries” awansować na 13. pozycję w Premier League, a fakt, że w ostatnich 4 spotkaniach ani razu nie schodzili z boiska pokonani pozwala uwierzyć kibicom z Vitality, że po kryzysie z początku sezonu nie ma już śladu.
Moyes wraca na salony
David Moyes dzięki sobotniemu zwycięstwu nad Huddersfield wkroczył do elitarnego grona czterech menedżerów, którzy mają na swoim koncie ponad 200 zwycięstw w Premier League. Szkot zrobił to w świetnym stylu, gdyż jego West Ham rozbił ekipę Davida Wagnera aż 4:1. Choć już od jakiegoś czasu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że „Młoty” wróciły na właściwy kurs, to dopiero w sobotę mogliśmy obejrzeć pełnię ich możliwości.
Wygląda to tak, jakby szkocki menedżer odnalazł zgubioną przez Slavena Bilicia instrukcję obsługi duetu Lanzini–Arnautović. Ta ofensywna dwójka jest bowiem odpowiedzialna za trzy z czterech goli, które obejrzeliśmy w sobotnie popołudnie. Argentyńsko-austriacki duet w końcu gra tak, jak wszyscy od niego oczekiwali i przede wszystkim doskonale ze sobą współpracuje. Trzeba jednak powiedzieć, że w miniony weekend rywale zbytnio nie starali się im przeszkadzać. Jeśli gola, którego Arnautović ustrzelił 10 sekund po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę, określimy mianem prezentu, to jak nazwać sytuację, w której po iście ekstraklasowym przyjęciu piłki i stracie Lolleya piłkę do siatki wpakował Noble? Sam David Wagner w pomeczowym wywiadzie bramki strzelone przez West Ham nazwał samobójczymi. Zmierzający w górę tabeli West Ham właśnie rozminął się z podążającym w przeciwnym kierunku Huddersfield. David Wagner musi szybko zdiagnozować problem, bowiem pozycja „Terierów” staje się coraz mniej bezpieczna.
Pochwały
1) Son Heung-min
Koreańczyk rozegrał świetne zawody przeciwko Evertonowi. Był dosłownie wszędzie: dryblował, asystował, strzelał. Do swojego dorobku strzeleckiego dołożył jedną bramkę, ale przy odrobinie szczęścia mógł nawet skończyć ten mecz z hattrickiem. Son ma już na koncie 12 goli i stanowi doskonałe uzupełnienie dla Harry’ego Kane’a.
2) Alex Oxlade Chamberlain
Anglikowi dobrze zrobiła zmiana otoczenia. W meczu z Manchesterem City był motorem napędowym swojej drużyny, a występ okrasił bardzo ładną bramką oraz asystą. „Ox” był bardzo aktywny w rozegraniu piłki i jeśli będzie potrafił utrzymać równą formę, to na Anfield szybko zapomną o Philippe Coutinho.
3) Bakary Sako
Urodzony w Mali piłkarz z meczu na mecz radzi sobie coraz lepiej. Podaje, drybluje, strzela – jest wszędzie tam, gdzie powinien być Christian Benteke. W trudnym meczu przeciwko Burnley zaprezentował się znakomicie i strzelił jedyną, dającą zwycięstwo bramkę.
Nagany
1) Everton
Niezwykle rozgoryczony był po spotkaniu z Tottenhamem Sam Allardyce. Trudno mu się dziwić, bowiem oglądanie sobotniego pojedynku z perspektywy kibica „The Toffees” zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Występująca w eksperymentalnym zestawieniu defensywa popełniała błąd za błędem, a debiutujący w Premier League Cenkt Tosun nie miał zbyt wielu okazji by się wykazać. Skończyło się na 0:4 i trudno oprzeć się wrażeniu, że był to minimalny wymiar kary.
2) Obrona Manchesteru City
Nie mogliśmy odmówić sobie tej przyjemności i nie umieścić wśród nagan przedstawicieli klubu z niebieskiej części Manchesteru. Choć prawdą jest, że począwszy od Edersona, a skończywszy na Otamendim, solidnie sobie na tę ocenę zasłużyli. Popełniali błędy, jakich nie przystoi popełniać zawodnikom – jak się wydaje – przyszłego mistrza Anglii.
3) Tiemoue Bakayoko
Francuz znalazł się tutaj ze względu na swoje wyjątkowo leniwe 90 minut w meczu przeciwko Leicester. Bakayoko pospacerował sobie, czasami nawet potruchtał, ale wydarzeniami na boisku był raczej średnio zainteresowany.
Bramka kolejki
Cytat kolejki
Jestem po części odpowiedzialny za ten wynik. Wystawiłem zbyt wielu piłkarzy ofensywnych i za mało defensywnych. Patrząc z perspektywy czasu, myślę, że mogłem być trochę bardziej nudny, jeśli chodzi o wybór składu. Sam Allardyce