Cierpliwość popłaca. Postawa Łukasza Skorupskiego wybawieniem Bolonii


Jak Łukasz Skorupski stał się ważnym ogniwem „Rossoblu”?

13 maja 2019 Cierpliwość popłaca. Postawa Łukasza Skorupskiego wybawieniem Bolonii

Kiedy wyjeżdżał do Włoch, nie sądził, że tak pokocha ten kraj. Choć pobyt w Italii wiązał się z wieloma wyrzeczeniami, postanowił zacisnąć zęby. Aż w końcu pojawił się w miejscu, w którym obecnie się znajduje. Postawa Łukasza Skorupskiego w dużej mierze przyczynia się do tego, że w końcówce sezonu fani w Bolonii mogą powoli odetchnąć z ulgą, uciekając spod topora kata.


Udostępnij na Udostępnij na

Polski bramkarz, zmieniając w bieżącym sezonie AS Roma na słabszą Bolonię, dokonał jednego z najlepszych ruchów w swojej karierze. Dla niektórych być może krok w tył, lecz z perspektywy czasu był to mądry wybór, który obecnie uczynił go jednym z pewnych punktów nowego zespołu.

Ze Śląska do stolicy Włoch

Łukasz Skorupski urodził się 5 maja 1991 roku w Zabrzu. Śląskie miasto słynie oczywiście z jednego z najbardziej utytułowanych w polskich granicach klubu, Górnika Zabrze. Jednak nie tam młody bramkarz stawiał swoje pierwsze kroki. Od 1998 do 2003 roku biegał po murawie Pogoni Zabrze. Dopiero stamtąd przeniósł się do młodzieżowej szatni 14-krotnego mistrza Polski. Seniorską kadrę „Trójkolorowych” reprezentował od 2008 roku, choć często zaliczał jeszcze występy w Młodej Ekstraklasie. W rundzie wiosennej sezonu 2011 roku został wypożyczony do Ruchu Radzionków, z którym wówczas grał na zapleczu polskiej ligi. Po zakończeniu rozgrywek i dobrych występach otrzymał szansę debiutu w Górniku. Między słupkami w rodzimej ekstraklasie stanął 31 lipca tego samego roku. Dwa sezony wystarczyły, by po Skorupskiego zgłosiła się wielka… AS Roma.

Fakt faktem Skorupskim interesowały się różne kluby, lecz transfer do stolicy Włoch był kompletnym zaskoczeniem. Zdezorientowany przebiegiem sytuacji młodzian zgodził się polecieć do Włoch, by przejść testy medyczne. Po rozmowach z ówczesnym trenerem Górnika, Adamem Nawałką, oraz swoim menadżerem podjął się niebywałego wyzwania, podpisując kontrakt z gigantem Serie A. Na wariackich papierach wyleciał z nowym klubem na zgrupowanie, nie znając ani języka, ani też nie mając żadnej styczności z włoskim stylem życia.

Skazany na rzymską ławkę

I tak od 2013 roku u boku takich piłkarzy jak Francesco Totti, Daniel De Rossi, Miralem Pjanić czy Radja Nainggolan Skorupski poznawał ekipę „Giallorossich” od podszewki. Jednak ze względu na wiek i doświadczenie nie było mu dane figurować w kartach meczowych jako ten najważniejszy. Mając za rywali Bogdana Lobonta oraz zakupionego w tym samym czasie Morgana De Sanctisa, jego pozycja w bramce była zagrożona. Uświadomienie sobie, że jest w klubie zawodnikiem tylko rezerwowym z czasem zaczęło mu przeszkadzać. Cierpliwość ma swoje granice, a w ciągu dwóch lat zaledwie kilka razy otrzymał szansę na grę w podstawowym składzie. Trzeba było podjąć pewne kroki, które pokierowały go na wypożyczenie do o wiele słabszego Empoli.

Na Stadio Carlo Castellani Łukasz Skorupski z miejsca stał się ważnym ogniwem. Co więcej, aklimatyzację polskiemu bramkarzowi w nowym klubie ułatwiła obecność innego reprezentanta kraju, Piotra Zielińskiego. Różnica między małym miasteczkiem a włoską metropolią oraz atmosfera panująca w drużynie wpływały na grę Skorupskiego. W ciągu dwóch lat, od 2015 do 2017 roku, wystąpił w 66 spotkaniach, lecz niestety pobyt na wypożyczeniu zakończył się spadkiem do Serie B. Powrócił do Rzymu, by znów podjąć próbę walki o należyte miejsce pomiędzy słupkami.

Jednakże nawet w kolejnym sezonie los nie był dla Skorupskiego łaskawy, tym bardziej że niepodważalną pozycję miał Alisson. I zmora ławki rezerwowych oraz rola zmiennika na całe następne rozgrywki była wpisana w jego nazwisko. Bramkarz, który przeszedł w Empoli metamorfozę oraz nabrał niezbędnego doświadczenia, ponownie został uwięziony w klubie o co prawda prestiżowej marce, lecz bez szans na regularne występy. Konieczna była reakcja, która nada jasnych barw jego karierze i w końcu uczyni z niego prawdziwy numer jeden. Tę pomocną dłoń wyciągnęła ku niemu Bologna.

Czas, by odbić się od dna

Po zakończeniu ubiegłego sezonu stłamszonego w Rzymie Skorupskiego obsypywało ofertami kilka klubów Serie A. Jednak to telefon słynnego Filippo Inzaghiego dał polskiemu bramkarzowi wiele do myślenia. Były reprezentant Włoch oraz Juventusu i Milanu objął stanowisko szkoleniowca „Rossoblu” 1 lipca 2018 roku. I to właśnie na Łukasza zagiął parol, sprowadzając go 22 czerwca do Bolonii. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.

Skorupski nie tylko odżył w nowym miejscu, ale imponował determinacją i chęcią gry. Choć na mundial w Rosji nie pojechał z powodu kontuzji, czas ten spożytkował na przeglądanie klubowych ofert. Ktoś by powiedział, że wykonał krok w tył, lecz czasem lepiej się cofnąć i rozpędzić, by później zrobić dwa lub kilka kroków do przodu. W sezonie 2018/2019 nie opuścił żadnego ligowego spotkania. Z meczu na mecz stawał się coraz ważniejszym ogniwem zespołu. Emanował pewnością siebie, a jego odważne interwencje nieraz ratowały Bolonię z opresji. Z kolei znakomite warunki fizyczne oraz koncentracja pomagały mu królować w polu karnym.

Początek rozgrywek nie był zbyt udany dla „Rossoblu”, którzy przeplatali porażki remisami. Raz na kilka spotkań udało się zdobyć cenne punkty. To jednak nie pomogło, by oddalić się od strefy spadkowej, a w efekcie przyczyniło się do zmiany szkoleniowca. Dopiero przyjście Sinisy Mihajlovicia w styczniu tego roku zaczęło w perspektywie czasu przynosić zamierzone efekty. Przełomowym momentem było wyjazdowe zwycięstwo nad Interem. Wówczas w Bolonii uwierzono, że dla klubu jest jeszcze nadzieja na pozostanie w Serie A. Zła passa została przerwana dopiero w marcu i po pięciu triumfach nad rywalami Skorupski oraz spółka uciekli z czerwonej strefy, powoli wspinając się do góry. Kolejne wyniki podtrzymywały skuteczną grę podopiecznych Mihajlovicia.

Szansa na sukces

Łukasz Skorupski i Bologna nawzajem się potrzebowali. Pomimo wielu porażek Polak nie stracił zaufania swoich przełożonych i ciągle był pewnym punktem zespołu. Zbierał dobre noty, choć gra drużyny nie zadowalała. Doświadczenie zebrane w Empoli, a także nawet w Romie sprawiło, że w teoretycznie słabszym klubie może w pojedynkę decydować o losach spotkania. Przesiadywanie na ławce rezerwowych nieraz może frustrować zawodników, osłabiać morale, obniżać formę. Jednak Skorupski pokazał, że ambicja i upór mogą prowadzić do czegoś więcej.

Chłopak z Zaborza, dzielnicy Zabrza, przyjeżdżając na Półwysep Apeniński za 9 milionów euro, stał się najdroższym piłkarzem w historii nowego klubu. Zapewne nikt ani tym bardziej on sam nie spodziewał się, że przygoda z włoskim futbolem będzie obfitować w takie wzloty i upadki. Podjął próbę, wyjechał i cierpliwie czekał. Czekał na swoją szansę, która w przyszłości może zagwarantować mu jeszcze większy sukces.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze