Chwile prawdy dla klubów z dołu tabeli – kto uratuje ekstraklasę, a kto się z nią pożegna?


Czy szanse na ratunek mają już jedynie matematyczne?

6 marca 2020 Chwile prawdy dla klubów z dołu tabeli – kto uratuje ekstraklasę, a kto się z nią pożegna?
Kamil Brandys

Ponad 2/3 sezonu ekstraklasy już za nami, do końcowych rozwiązań pozostało pięć kolejek rundy zasadniczej i siedem grupy mistrzowskiej oraz spadkowej. Zatem na ekstraklasowym stole leży jeszcze 36 punktów do zdobycia dla każdej z drużyn. Dla kilku z nich każde oczko jest na wagę złota i może okazać się kluczowe w kwestii pozostanie na najwyższym szczeblu bądź pożegnania się z nim.


Udostępnij na Udostępnij na

Stan tabeli po 25 kolejkach nasuwa nieskomplikowane wnioski – zdecydowanie najtrudniejsza przeprawa czeka ŁKS, który o pozostanie w lidze będzie walczył w głównej mierze z Koroną Kielce oraz Arką Gdynia. Widmo spadku spogląda cały czas w oczy Wiśle Kraków oraz Górnikowi Zabrze, ale w ich wypadku problem jest mniejszego rozmiaru. Będąca w pewnym momencie sezonu na szczycie tabeli Wisła Płock obecnie ma znacznie krótszą drogę do spadku aniżeli do mistrzostwa. Także w Lubinie i Białymstoku (co trudno było przewidzieć przed sezonem) sytuacja nie jest wcale tak bezpieczna i pewna. Zatem końcowe rozwiązania mogą przynieść jeszcze wiele różnych zaskoczeń.

Jednosezonowy Eden?

Łódzki Klub Sportowy do ekstraklasy po 7 latach przerwy wchodził z zamiarem namieszania w lidze i być może walki nawet o grupę mistrzowską. Jego plany szybko jednak zmieniła rzeczywistość ligowa, która okazała się dla łodzian brutalna. Przy życiu w walce o utrzymanie zespół Kazimierza Moskala utrzymała zwycięska batalia z Zagłębiem Lubin. Nie mogła ona rzecz jasna sprawić, że wszystko stanie się prostsze, bo dalej do bezpiecznego miejsca ŁKS-owi brakuje aż dziesięciu punktów, co w perspektywie pozostałych 12 kolejek jest różnicą niemałą, ale matematycznie możliwą do zniwelowania.

Młodzieżowcy w ŁKS-ie – melodia przyszłości czy zmartwienie trenera?

Gdyby tak jak w poprzednich sezonach z ligą żegnały się dwie a nie jak obecnie trzy kluby, to w Łodzi zupełnie inaczej by patrzono na sytuację w jakiej znajduje się ŁKS. Wówczas bowiem, żeby być na bezpiecznym miejscu w tabeli, trzeba by było odrobić pięciopunktową stratę do Arki, co nie byłoby mission imposible. Dziesięć punktów różnicy względem Wisły Kraków i Górnika Zabrze to nie jest oczywiście jeszcze wyrok na tegorocznym beniaminku, ale w takim wypadku marginesu błędu już w zasadzie łodzianie nie mają. Od sezonu 2013/2014, gdy wszedł w życie format rozgrywek ESA-37, żaden zespół po 25 kolejkach nie miał tak dużej straty do miejsca poza strefą spadkową.

ŁKS w 25 meczach stracił aż 43 gole, co sprawia, że statystycznie ma najgorszą defensywę w lidze. W rzeczywistości jest to duże przekłamanie, mając na uwadze, ile dobrego w szeregi defensywne wnieśli od początku rundy wiosennej Maciej Dąbrowski oraz Carlos Moros Gracia. Gdyby bowiem brać pod uwagę pięć kolejek rozegranych na wiosnę, to okazałoby się, że więcej goli od ŁKS-u straciło już aż dziewięć zespołów. Pozostaje więc jedynie gdybanie gdzie znajdowałby się dziś Łódzki Klub Sportowy, gdyby zamiast dwójki Sobociński-Rozwandowicz od początku sezonu grał dzisiejszy polsko-hiszpański duet.

Co ciekawe, żaden klub od czasu wejścia w życie ESA-37, będący po 25 kolejkach na ostatnim miejscu w ligowej tabeli, nie zdołał uchronić się przed spadkiem. Nie wróży to zatem dobrze ŁKS-owi, który ponadto ze wszystkich wymienionych drużyn ma obecnie największą stratę do bezpiecznej lokaty. Przez dwa ostatnie sezony, w których po 30 kolejkach zdobyte punkty nie były już dzielone na pół, do pozostania na najwyższym krajowym szczeblu wystarczyło 37 punktów (2017/2018), bądź 41 (2018/2019). Gdybyśmy jednak chcieli przenieść to na realia obecnego sezonu, to za wyznacznik trzeba by było wziąć 13 drużynę tabeli w ówczesnych kampaniach. Wtedy do utrzymania należałoby uzbierać 42 lub 39 punktów.

Jeśli podobna granica oddzieli i w tym sezonie spadkowiczów od reszty stawki, to na tę chwilę ŁKS potrzebuje z „dostępnych” 36 punktów zdobyć ich około 21. Zważając na to, że przez 25 kolejek podopieczni Kazimierza Moskala zdobyli 20 punktów, to perspektywa podobnego dorobku w dwa razy mniejszej liczby meczów wydaje się na ten moment abstrakcyjna. Matematyka niespecjalnie jest po stronie łodzian, ale na koniec i tak to nie ona będzie rozdawać bilety na grę w kolejnym sezonie ekstraklasy.

Strzelecka niemoc

ŁKS może pożegnać się z ekstraklasą przede wszystkim przez liczne perypetie defensywne, zaś Korona Kielce przez fatalną sytuację w linii ataku. Przedostatni klub w tabeli przez 25 meczów zdobył 14 goli i z koszmarną średnią 0,56 zdobytego gola na mecz musi mieć w świadomości możliwość spadku z ekstraklasy. Zaburzony balans pomiędzy ofensywą i defensywą sprawia, że w Kielcach szanse na pozostanie na najwyższym szczeblu polskiego futbolu ocenia się jako bardzo marne. I nietrudno się dziwić. Z taką skutecznością strzelecką nie ma co myśleć o grze w elicie.

Dość powiedzieć, że najskuteczniejszy napastnik kielczan – Erik Pacinda – ma zaledwie jednego gola więcej w lidze od Adnana Kovacevicia grającego na środku obrony. Gole tej dwójki to połowa dorobku bramkowego Korony w lidze. Generalnie tylko sześciu piłkarzy obecnie 15. drużyny ligi ma na koncie swojego gola w tym sezonie ekstraklasy. Dla porównania w ŁKS-ie już 11 zawodników wpisywało się na listę strzelców i to nie licząc Daniego Ramireza, który dla Rycerzy Wiosny zdobył przecież jesienią aż sześć goli.

Skuteczność kielczan wypada jeszcze gorzej, zestawiając ją z najsłabszymi strzelecko klubami ostatnich kampanii. Od sezonu 2013/2014, gdy pożegnano format 30-kolejkowy, żaden z zespołów po 25 ligowych kolejkach nie zszedł poniżej 20 trafień. Koronie do tej granicy brakuje sześciu goli. Od dawna żaden ekstraklasowy klub nie przeżywał takiego kryzysu strzeleckiego. Ponadto ostatnio także szczęście nie jest sprzymierzeńcem Korony. Dwukrotnie podopieczni Mirosława Smyły w ostatnich dwóch meczach tracili gola, który pozbawiał ich punktów w ostatnich dziesięciu minutach meczu.

– Pozycja w tabeli, karygodne błędy w defensywie i beznadziejna skuteczność sprawiają, że Korona Kielce słusznie jest wskazywana jako jeden z głównych kandydatów do spadku. Zespół z Suzuki Areny gra przeważnie w sposób chaotyczny, niekonsekwentnie i bez koncepcji jak zagrozić bramce rywali. Potwierdzając niejako przypuszczenia, że Mirosław Smyła nie ma już pomysłu na wydostanie drużyny ze strefy spadkowej – analizuje ekspert iGola, Michał Karczewski. – Czy Korona nadal może jednak utrzymać się w ekstraklasie? Tak, ale potrzebna byłaby szybka zmiana na ławce trenerskiej na szkoleniowca z charyzmą i pomysłem na zespół. W obecnym stanie nie widzę większych szans na powodzenie.

Niepewność

Z dwójki Arka Gdynia i Górnik Zabrze w znacznie wygodniejszym położeniu są póki co rzecz jasna piłkarze Marcina Brosza. 30 punktów w dorobku, a także względnie bezpieczna przewaga nad strefą spadkową. No właśnie – względnie. Zabrzanie w obecnej kampanii są zespołem trudno definiowalnym. Z jednej strony przebłyski dobrej gry, piłkarze z wysokiego poziomu mogący grać o znacznie wyższe cele niż utrzymanie, a z drugiej momenty kompletnej słabości, przede wszystkim na wyjazdach, gdzie jak dotąd w lidze Górnicy nie wygrali jeszcze ani razu(!). Ten brak stałości i ciągła sinusoida formy sprawiają, że Górnik na 12 kolejek przed końcem sezonu nie może w żadnym stopniu być jeszcze pewnym utrzymania.

Arkowcy tym bardziej są dalecy od dalszej gry w ekstraklasie w sezonie 2020/2021. Co prawda otwierają grupę pościgową, która goni kluby z miejsc 1-13, ale stratę do nich mają jeszcze sporą. Pięć punktów to może być kwestia dwóch kolejek, ale nie w sytuacji, gdy gra się tak w kratkę. Gdynianie byli w stanie w trakcie ostatnich 20 minut meczu, wrócić ze stanu 0:2 do 3:2 przeciwko Rakowowi Częstochowa po to, aby tydzień później na własne życzenie dać sobie zabrać w samej końcówce spotkania dwa punkty w rywalizacji z bezpośrednim rywalem do utrzymania – ŁKS-em.

Oba kluby skomplikowały sobie sytuacje w końcówce fazy zasadniczej. Na pięć kolejek przed dzieleniem na grupy łączy je jeszcze jedna rzecz – trudny terminarz. Arkę czekają bardzo trudne wyjazdy do Warszawy oraz na derby Trójmiasta do Gdańska. Poza tym trzeba będzie się zmierzyć z nieobliczalnymi Wisłą Płock oraz Śląskiem Wrocław, a także w ostatniej kolejce z będącą na fali Wisłą Kraków, która ewentualnie wygrywając, może przekreślić szanse Arki na realną walkę o utrzymanie. Górnik zaś zagra jeszcze z czterema zespołami z górnej „ósemki” tabeli, a także z ŁKS-em, który może okazać się dla zabrzan bezpośrednim rywalem w walce o pozostanie w ekstraklasie.

Instruktaż, jak spektakularnie wydostać się z bagna

„Biała Gwiazda” kolejny rok zimę spędziła niespokojnie. W pewnym momencie wydawało się nawet, że sięgnęła piłkarskiego dna. Seria dziesięciu porażek z rzędu, jeszcze bardziej okazała od tej ośmiomeczowej ŁKS-u, napawała kibiców niemałym pesymizmem. Zalążek nadziei nadszedł przed Bożym Narodzeniem, gdy dwa zwycięstwa dały cień wiary na lepsze jutro. Potrzeba było jednak jeszcze pociągnięcia serii i całkowitego wydostania się z marazmu. Jak się okazało, Wisła poradziła sobie z tym doskonale. Powrót do gry na wiosnę przyniósł kolejną serię zwycięstw, która na dobre odesłała w zapomnienie temat kryzysu. Gdyby liga zaczęła się w 19 kolejce i skończyła obecnie, to mistrzem zostałaby właśnie drużyna Artura Skowronka. W wielkim stylu przy Reymonta wyrzuca się z głowy myśl o spadku do I ligi.

Choć taka ewentualność jeszcze oczywiście istnieje. Białą Gwiazdę od 14 miejsca dzieli pięć punktów. Jeśli seria więc zostanie podtrzymana, to jeszcze przed podziałem na grupy Wisła Kraków może być pewna gry w przyszłym sezonie w ekstraklasie. A to za sprawą tego, jaka różnica dzieli podopiecznych Artura Skowronka od grupy mistrzowskiej. Na tę chwilę, podobnie jak co do strefy spadkowej, jest to różnica pięć oczek. Patrząc przez pryzmat ostatnich meczów Wisły – bardzo mało. Zatem jeśli tylko dalej popłyną na fali, która niesie ich już od kilku spotkań, to w końcowej fazie sezonu może okazać się, że nie będą bić się o utrzymanie w ekstraklasie, tylko o jak najwyższe w niej miejsce.

Kto na koniec sezonu przynajmniej na rok pożegna się z ekstraklasą, jeszcze nie wie nikt. Od czasu przedłużenia sezonu do 37 kolejek, pięć z dwunastu klubów będących po 25 kolejkach w strefie spadkowej, było w stanie spadku uniknąć. Można oczywiście prorokować jak będzie tym razem, ale w wypadku tak przaśnej ligi jaką jest Ekstraklasa, wydarzyć może się jeszcze bardzo wiele. Legia na czele stawki odskoczyła dosyć wyraźnie reszcie zespołów walczących o mistrzostwo kraju. Więc kto wie – może w takim wypadku właśnie na dnie tabeli czekają nas największe emocje?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze