Maksymilian Banaszewski: Chcę dawać „fun” kibicom! [WYWIAD]


Rozmawiamy z Maksymilianem Banaszewskim - pomocnikiem Chrobrego Głogów

27 stycznia 2021 Maksymilian Banaszewski: Chcę dawać „fun” kibicom! [WYWIAD]
chrobry-glogow.pl

Maksymilian Banaszewski ma za sobą udaną rundę w barwach Chrobrego Głogów. Z sześcioma bramkami jest najskuteczniejszym zawodnikiem "Pomarańczowo-czarnych". Jak zapowiedział w wywiadzie z nami, ma nadzieję, że na tym się nie skończy. Zapraszamy do przeczytania naszej rozmowy!


Udostępnij na Udostępnij na

Maksymilian Banaszewski po dołączeniu do Arki Gdynia obrał sobie za cel powrót do wysokiej dyspozycji i udowodnienie sobie i innym, ile jest wart. Po dobrej wiośnie, ale bez liczb, jesienią okazał się być jednym z najlepszych w układance Ivana Djurdjevicia. Właśnie o byciu liderem i jego roli (ale nie tylko) na boisku porozmawialiśmy dłuższą chwilę.

 

Widziałem, że do rundy wiosennej szykujecie się w Głogowie…

Tak, wszystko mamy pod nosem. Mogłoby być tylko troszkę cieplej, ale nie jest najgorzej.

Myślę sobie o największych zaskoczeniach w ligach, które obserwuję, i przychodzi mi na myśl Górnik Łęczna, Spezia Calcio, no i Maksymilian Banaszewski. Skąd taka dyspozycja jesienią u Ciebie?

(chwila zastanowienia) Jako największe zaskoczenie…

To inaczej. Może nieco przesadziłem z „największym zaskoczeniem”. Nie spodziewałem się, że będziesz jedną z czołowych postaci Chrobrego.

Na pewno miło mi to usłyszeć. Natomiast bliższe mi grono pewnie się takich rzeczy spodziewało. Nawet ja sam, bo wiem po prostu, na co mnie stać, nad czym pracowałem. Natomiast jeżeli mówimy o zaskoczeniu, to tylko w kontekście tego, co się u mnie działo w ostatnim czasie. Rezerwy Arki to, nie oszukujmy się, nie był mój najlepszy czas. Po przyjściu do Chrobrego starałem się jak najszybciej nawiązać grą do potencjału, do tego, co potrafię, żeby wystrzelić z formą, tak jak mi się udało teraz. Nawet zważywszy na niepowodzenie w ekstraklasie i czas w rezerwach, nie traciłem czasu i starałem się pracować nad pewnymi aspektami, jak np. poprawa liczb.

Zrozumiałem w końcu, że nie potrzebuję rozprowadzać każdej akcji, szukać kluczowego podania, tylko często muszę też samemu znaleźć się w dogodnych sytuacjach i kończyć akcję. Jak już wspomniałem, dużo osób pomagało mi te cechy wytrenować, odnajdywać się w sytuacjach. Nie zadziałało to tak szybko, bo na wiosnę nie było jeszcze tego w postaci cyferek. Jako drużynie szło nam w Głogowie po pandemii dobrze. Mi po przyjściu też nie było łatwo wskoczyć do składu, bo przyszedłem bodajże dwa tygodnie przed ligą. Zaraz zaczęła się pandemia, lockdown. Po tym czasie musiałem wywalczyć sobie miejsce w składzie i potrzebowałem paru kolejek, by złapać rytm. Myślę, że tą końcówką, gdzie do ostatniej kolejki biliśmy się o baraże, pokazaliśmy potencjał. Moja gra już wtedy była dobra, choć bez takich liczb jak jesienią, ale to był dobry prognostyk przed kolejnym sezonem.

Jeśli Cię określę „pierwszoligowym Messim”, to się będziesz śmiał czy się obrazisz?

(śmiech) Dążysz do dryblingu, tak? Inna noga, to na pewno.

Tak, ale dążę też do tego, że – w odpowiednich proporcjach – styl, jaki prezentujesz, przypomina mi troszeczkę Argentyńczyka. Też lubisz sobie poholować piłkę, kiwnąć dwóch, trzech.

To są na pewno miłe porównania. Oczywiście tak jak mówisz – z zachowaniem odpowiednich proporcji. Tutaj trafiłeś, bo też w jednym z ostatnich wywiadów mówiłem, że zawsze się kochałem w Barcelonie Rijkaarda i Guardioli, zwłaszcza w Messim. Akurat tak trafiłem, że Messi wybijał się już ponad wszystkich w wieku 19 lat. Od małego go podpatrywałem. Ja jestem typem zawodnika, który lubi holować, dryblować. To jest coś, co sprawia mi przyjemność, i zawsze staram się, by ten element gry był u mnie jak najlepszy.

Ja powiem więcej: wydaje mi się, że jesteś typem zawodnika, którego rzadko w Polsce spotykamy. Chodzi mi o to, że nie boisz się wziąć ciężaru gry na siebie, wejść w drybling i chyba szkoda, że na razie jesteś na zapleczu ekstraklasy…

Czy szkoda – no na pewno trochę tak. Zszedłem teraz ponownie do 1. ligi, by udowadniać swoje umiejętności. Staram się i zawsze wymagam od siebie, by być tym zawodnikiem wiodącym i lubię, jak akcje ofensywne są uzależnione ode mnie. Myślę, że wyznacznikiem tego, jak dobra była moja gra, jest to, że nie zrażam się szybko. Nawet jak mi nie wyjdzie trzeci, czwarty raz. Po prostu wiem, że w następnej akcji mi się uda i może to przynieść jeśli nie bramkę, to sytuację stuprocentową. Przeczytałem kiedyś wypowiedź jednego trenera, który wspominał, że zawodnikowi będącemu na skraju pola karnego wycofanie piłki do tyłu do partnera nic nie da, a możesz przecież podjąć ryzyko i stworzyć groźną sytuację. Jest to zawsze o wiele bardziej opłacalne. Z takiego założenia wychodzę. W mniejszym lub większym stopniu mi się to udawało.

Jesienią zdobyłeś sześć bramek w lidze. Tyle samo co w swoim najlepszym sezonie w Stali Mielec, gdy rozegrałeś ponad 30 spotkań. Czy ty sobie wyznaczasz jakiś cel bramkowy?

Zawsze przed sezonem czy nawet przed spotkaniem mam swoje małe cele, założenia. Oczywiście to też zależy od przeciwnika. Tak jak wspominałem, z gronem osób, które mi pomaga, staraliśmy się poprawić sposób poruszania się po boisku lub pod bramką rywala, tak by odnajdywać się w sytuacjach strzeleckich. Doszły do tego stałe fragmenty gry, gdzie wpadły fajne bramki. Jednak założeń typowo bramkowych nie mam, żeby nie myśleć o tych bramkach i nie nakładać dodatkowej presji. Dobicie do dziesięciu bramek czy powyżej będzie fajne, ale najważniejsze, żebyśmy jako drużyna funkcjonowali bardzo dobrze. Jeżeli pomogą w tym moje bramki – super.

Uroda zdobytych bramek ma dla Ciebie znaczenie czy najważniejsze, że wpadło?

Powiem tak: uroda bramki to kwestia indywidualna. Dla jednego ładną bramką będzie uderzenie z 30 metrów w samo okienko bramki, a dla innych będzie to przejście trzech, czterech rywali i zakończenie podcinką nad bramkarzem…

Dobrze, że o tym wspominasz, bo to pytanie nawiązuje do jednej sytuacji meczowej, kiedy minąłeś dwóch lub nawet trzech rywali. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że można było gdzieś wcześniej spróbować oddać strzał…

Możliwe. To jest też taka cecha powiedzmy i dobra, i zła. Często jest tak, że zawodnicy takimi akcjami się nakręcają. Kiedy mija jednego, drugiego, to chciałby jeszcze następnego. Miałem chyba taką sytuację z Zagłębiem Sosnowiec, gdzie miałem świetną okazję do zdobycia bramki, a jeszcze chciałem bramkarza minąć. Myślę, że to też generuje wynik. Inaczej jest, gdy masz wynik stykowy – wtedy powinno się wykańczać od razu. Ja też mam ten „problem”, że lubię się zabawić, a czasami jest to niepotrzebne, bo bramka to jest bramka.

Nie ma chyba w Tobie takiego „instynktu kilera”, że za wszelką cenę musisz zdobyć bramkę przy pierwszej okazji, tylko chcesz jeszcze dać jakiś dodatkowy show dla kibiców…

To wygląda w ten sposób, że jeżeli jest fajny wynik, wysokie prowadzenie, to chciałbym dać kibicom trochę tego „funu”. Oczywiście momentami dla mnie jako zawodnika jest to złe, bo powinienem się skupić na tym, by trafić. Nawet dla trenera, który się irytuje, gdy podejmuję zbędne ryzyko. „Instykt kilera” to też cecha, którą według mnie nabywa się z czasem. Myślę, że to też nie do końca tak, że go nie mam, bo inaczej nie poprawiłbym swoich statystyk i nie zdobył tylu goli.

Jeszcze chciałem o tej kwestii ryzyka chwilkę pomówić. Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale trudno mówić o podejmowaniu ryzyka, gdy jesteś na połowie rywala czy w okolicach pola karnego drużyny przeciwnej. Gdzie kiwać, jeśli nie w tym miejscu?

Tak, ja dostaję dużą swobodę od trenera Djurdjevicia. Trener dużo mi pomógł. Już kiedyś wspominałem, że z trenerem nawiązywałem kontakt już wcześniej i dawał mi znać, że liczy na mnie i obdarzył mnie zaufaniem. Ja u naszego szkoleniowca zyskałem sporo w grze defensywnej. Sam był zawodnikiem stricte defensywnym, środkowym pomocnikiem, więc ma dużą wiedzę na ten temat. Wpaja mi często, że możesz być dobry w grze ofensywnej, ale bez odpowiedniej wiedzy taktycznej, bez gry w defensywie jesteś słabszym zawodnikiem i dużo tracisz.

Jestem mu za to wdzięczny, bo sporo się od niego uczę. Nawet dzięki naszemu ustawieniu taktycznemu, gdzie raz gram na skrzydle, raz na środku i przechodzę na pozycję „6” czy „8”. Jest to bardzo przydatne. Co do ofensywy to tam dostaję od niego dużo swobody. Powiedział, żebym działał, bazował na swoich instynktach i automatyzmach. Często też mówi mi, bym przyspieszył grę. Myślę, że też dzięki temu widać efekty.

A Ty jesteś typem zawodnika, który potrzebuje czuć, że trener na niego stawia? Z którym
trzeba też trochę indywidualnie porozmawiać?

Myślę, że zbyt wiele czynników wpływa na fakt, czy zawodnik czuje się w klubie dobrze bądź nie. Tu była sytuacja, że trener mnie chciał, wyraził zainteresowanie. Natomiast to nie jest też tak, że ja z miejsca dostałem to zaufanie i pierwszy skład. Musiałem sobie to miejsce wywalczyć i pokazać na treningach, w meczach, na co mnie stać. Trener też jest osobą, która ma dobre relacje z szatnią, ale nie chce przekraczać pewnych granic. Niektórzy trenerzy mają bliższe relacje z szatnią. Czy potrzebuję zaufania od trenera? Myślę, że nie potrzebuję „specjalnego traktowania”. Kiedy mi nie idzie, to działa to na mnie motywująco i chcę jeszcze mocniej pokazać trenerowi, sobie, na co mnie stać.

Otarliśmy się już o sferę Twojej uniwersalności, ale ja chcę zapytać o to, gdzie tak naprawdę czujesz się najlepiej?

Tak naprawdę trudno mi powiedzieć. Wszystko zależy od spotkania i tego, gdzie sobie znajdę miejsce na boisku. Jeżeli jestem za napastnikiem, to lubię wymieniać się pozycjami. Schodzę na skrzydło bądź cofam się po piłkę głębiej. Powiedziałbym, że najlepiej czuję się na „10”, ale sporą część spotkania potrafię spędzić na boku i tam czekać sobie swobodnie na szansę, jeśli rywal się cofa i czeka na nas. Chociaż pewne osoby, określając moje cechy, uważają, że w przyszłości skończę na „8”. W 4-3-3 na takim bocznym środkowym pomocniku.

Jak Ci się układa praca z Mikołajem Lebedyńskim?

Dobrze. Też grałem z Damianem Kowalczykiem, zwłaszcza na początku sezonu, z którym również dobrze się współpracowało. Wracając do Mikołaja… Często ze sobą rozmawialiśmy przed spotkaniem, jak sobie wyobrażamy naszą współpracę. Mikołaj też super gra tyłem do bramki i bardzo często wyglądało to tak, że on przytrzymywał mi piłki, a ja starałem się na niego „wbiegać” i je zgarnąć. Myślę, że ta współpraca wyglądała naprawdę dobrze.

Pytam o współpracę między tobą a Mikołajem, a nie z Damianem Kowalczykiem, bo wydaje mi się, że Mikołaj bardziej pasuje do Twojego stylu gry i ta komunikacja wygląda dzięki temu lepiej… Dużo podpatrujesz od Mikołaja w trakcie spotkań i treningów?

To znaczy ja też nie chcę tu oceniać czy porównywać umiejętności Damiana i Mikołaja, bo to nie jest na miejscu. Obaj mają spore umiejętności. „Miki” wskoczył i chyba czasowo wyjdzie, że grał więcej niż Damian. Co do współpracy… To są dwaj różni zawodnicy. Mikołaj mocno opiera grę na walce wręcz, a Damian jest bardziej mobilny, szuka gry na wolne pole. Do tego muszę się dostosowywać. Mikołaj nie jest zawodnikiem, który będzie czekał na prostopadłą i nagle się „zerwie”. Fajnie się porusza w strefach i szuka tego podania na „ścianę”.

„Miki” ma spore doświadczenie, bo i w Polsce na szczeblu centralnym oraz w lidze holenderskiej, więc jest na pewno sporo rzeczy, które można podpatrzeć w jego grze. Mimo swoich warunków myślę, że Mikołaj ma bardzo dobrą technikę, czego pewnie nie wszyscy mogą doświadczyć na pierwszy rzut oka.

Stałe fragmenty gry to kolejna z Twoich broni w arsenale. Dużo poświęcasz na to czasu podczas treningów?

To jest tak, że jakiś czas temu, gdy miałem więcej wolnego, by pracować nad sobą, skupiałem się na poprawie pewnych aspektów gry. Tym były między innymi stałe fragmenty gry, bo to jest element, który można zawsze wytrenować. Pierwszym przykładem może być Robert Lewandowski, gdzie nikt nie wiedział, jak wykonuje on stałe fragmenty, a nagle zaczął zdobywać bramki z wolnych i w klubie, i w kadrze. To jest element, nad którym staram się pracować. Często jest tak, że efekty treningów nie zobaczysz za miesiąc, dwa, a możesz za rok czy dwa lata. Starałem się nad tym pracować i to przyniosło swój rezultat, bo zdobyłem dwie bramki po rzutach wolnych. Mam nadzieję, że to podtrzymam w trakcie sezonu i wiosną też coś wpadnie po rzutach wolnych.

Przechodząc do Głogowa, powiedziałeś, że „chcesz odbudować swoją markę”. Plan minimum wykonany? Robi się coraz głośniej wokół Twojej osoby.

Czy zrobiłem plan minimum? Nie mam takiego. Chciałbym, żeby każdy mecz był po prostu dobry, a następny jeszcze lepszy. By była w tym wszystkim powtarzalność, tak jak w minionej rundzie. Być może słabszy moment ja i drużyna mieliśmy po tym, gdy spędziliśmy kilkanaście dni na kwarantannie i trafiła nam się słabsza seria. Graliśmy stricte z czołówką, więc może po prostu byliśmy od nich słabsi. Powtarzalność jesienią była na dobrym poziomie i myślę, że w ten sposób o sobie przypomniałem.

Były już jakieś zapytania z innych klubów?

Jeśli chodzi o zapytania, to ja się staram o tym nie myśleć. Zostawiam to wszystko moim agentom i w klubie zakomunikowałem, że nie mam dużego ciśnienia na transfer. To nie jest tak, że chciałbym koniecznie odejść z Głogowa. Jeżeli pojawi się coś konkretnego, to usiądę i się nad tym zastanowię. To nie jest tylko kwestia tego, że jakiś klub z ekstraklasy mnie chce, ale też tego, by się zastanowić, czy ja do danej ekipy będę pasował.

Czujesz się liderem Chrobrego w tym sezonie?

Ja nie lubię o sobie w ten sposób mówić. Na boisku czuję się bardzo mocny i wolę tam przemawiać. Czy się czuję na boisku liderem? Pewnie tak. Każdy może się tak czuć, kiedy jest w dobrej dyspozycji, a resztę zostawię innym osobom do interpretacji

Czy ta runda podbudowała Cię na tyle, by powiedzieć: „tak, na boisku wszystko zależy ode mnie”?(śmiech)

W pewien sposób. Dobrze się czułem na boisku w minionej rundzie. Jednak gdyby nie cała ekipa, to nie byłoby mojej dobrej gry. To wszystko jest uwarunkowane. Być może miejsce nie oddaje tego, że ta runda była dobra. Umówmy się, że po końcówce poprzedniego sezonu liczyliśmy na coś więcej. Troszkę tych punktów straciliśmy przez błędy. Mam nadzieję, że wiosną uda się wskoczyć na odpowiedni poziom, złapać serię zwycięstw i dobić do tej czołówki i powalczyć o coś więcej. Ja też jestem zawodnikiem, który zawsze stara się brać grę i odpowiedzialność za drużynę na siebie.

Wracając do miejsca Chrobrego po rundzie jesiennej, trzeba oddać, że rywalizacja w tym sezonie jest znacznie bardziej wyrównana. Mamy mocne firmy na zapleczu ekstraklasy. Jednocześnie myślę, że to wciąż nie jest usprawiedliwienie dla pozycji głogowskiego klubu, patrząc na Wasz potencjał. Uważam, że Chrobry ma potencjał, by spokojnie bić się o miejsca 3-6.

To prawda. Patrząc na nasze personalia, to na pewno mamy zespół na walkę o miejsca barażowe. Natomiast punktowo nie wyglądało to tak, jakbyśmy chcieli. Tak jak wspominałem, straciliśmy punkty w sytuacjach, gdy prowadziliśmy w spotkaniu, jak choćby w starciu z Miedzią czy Górnikiem Łęczna.

Te drugie połowy gdzieś Wam uciekały…

Dokładnie. Być może to była kwestia koncentracji. Być może jakaś bojaźń przed popełnieniem błędu. Czasami jest tak, że kiedy prowadzisz w meczu, pojawia się strach przed utratą gola, zamiast myśleć o tym, że jesteśmy w lepszej sytuacji i powinniśmy grać na luzie, swoje. My tę koncentrację gdzieś gubiliśmy momentami.

A to są jakieś założenia trenera Djurdjevicia, by po zdobytej bramce się cofnąć?

Nie. Wydaje mi się, że to z automatu wychodzi. Poza tym myślę, że w naszej lidze często jest tak, że drużyny po zdobytej bramce cofają się, a drużyna, która straciła, wie, że musi gonić, wywiera presję i czasem mamy problem z rozegraniem piłki. Baliśmy się wziąć ciężar gry na siebie. Bojaźń przed tym, że popełnisz błąd i zaliczysz stratę, która doprowadziła do utraty gola. Być może to jest problem. Staraliśmy się nad tym pracować w trakcie sezonu i końcówka już była dobra w naszym wykonaniu.

Przeanalizowałem sobie ruchy z i do klubu, starając się znaleźć jakiś logiczny sens w słabszych wynikach i nic z tego nie wyniknęło. Oczywiście powiedziałeś o kwarantannie, ale personalnie na jakości raczej nie straciliście. Za Michała Szromnika jest Kacper Bieszczad, w środku Jaka Kolenc. Ty wystrzeliłeś z liczbami…

Dokładnie. Myślę, że zawodnicy, którzy odeszli, zostali zastąpieni w odpowiednich proporcjach, bo żaden piłkarz nie jest taki sam. Odszedł Szymon Drewniak, Miłosz Kozak, Krzysiu Kubica, Michał Szromnik i myślę, że te luki zostały wypełnione dobrze. Nowi zawodnicy pokazali jakość. Na pewno też trzeba powiedzieć, że nowi ludzie potrzebują czasu na wdrożenie, a mimo to początek był niezły w naszym wykonaniu, więc szybko chłopaki się wkomponowali.

Ten rok był specyficzny przez wzgląd na pandemię i lockdown. Krótka przerwa między sezonami. Za chwilę był mecz z Cracovią, gdzie uważam, że też wypuściliśmy zwycięstwo z rąk na własne życzenie, nie doprowadzając nawet do karnych. Oczywiście kwarantanna nie była wytłumaczeniem, bo 3/4 drużyn na nią trafiło. Każda drużyna ma gdzieś słabszy okres. Puszcza Niepołomice przed naszym spotkaniem była na kwarantannie i po powrocie nas ograła…

Tej Puszczy chyba też szkoda…

Jeśli mam być szczery, to było jedno z niewielu spotkań, w których nie zasłużyliśmy na zwycięstwo. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mogliśmy powalczyć. Słabszy dzień i nie zasługiwaliśmy na wygraną. Teraz będzie więcej czasu na przygotowanie się do rundy. Dłużej będziemy razem jako zespół, więc mam nadzieję, że następna runda będzie jeszcze lepsza i co najważniejsze, równa w naszym wykonaniu.

Żałujesz ruchu do Arki?

Nie jestem człowiekiem, który rozpamiętuje przeszłość i żałuje danych ruchów. Na tamten moment podjąłem taką, a nie inną decyzję. Dla mnie to było naturalne. Wraz z bliskim mi otoczeniem zdecydowaliśmy, że na tamten moment Arka Gdynia będzie najlepszym wyborem. Zwłaszcza że już wcześniej klub z Gdyni wykazywał zainteresowanie moją osobą. Następnie w Gdyni był trener Smółka, którego doskonale znam z Mielca. Był też Michał Janota, który miał świetną rundę. Arka grała dobrą piłkę, więc uważałem, że to będzie dla mnie najlepszy ruch i pewnie zrobiłbym to jeszcze raz. Tamten okres nie był najlepszy w mojej karierze. Nie pokazałem kompletnie tego, co potrafię, i tu się zgadzam. Po prostu mi nie wyszło. Ja się jednak nie zniechęcam i staram się wrócić na właściwe tory i pokazać, na co mnie stać.

Mówiłeś, że nie lubisz wracać do przeszłości, ale ja chciałem Cię zapytać o tych greckich menedżerów? O co tam chodziło?

To dość złożony temat. Jak miałem 15 lat i wyjeżdżałem do Ajaksu na 2 tygodnie, to chciała to pilotować pewna grecka agencja menedżerska, która miała podpisaną współpracę m.in. z Panathinaikosem. W tamtym czasie dobrze komunikowałem się w języku angielskim, ale ta umowa była tak skonstruowana, że wtedy tego nie rozumiałem. Rozmawialiśmy z rodzicami o tym, czy daliśmy to odpowiednim ludziom do przetłumaczenia. Nie bardzo też widzieliśmy sens w tej współpracy. Agencja dodała zapis do umowy, który mówił, że mają wyłączność do decydowania o tym, do jakich klubów trafię. Jeżeli chcieliby, mogliby mnie „przerzucać” z testów w jednym klubie do drugiego. Doszliśmy do wniosku z rodzicami, że nie znamy tych ludzi i ten zapis jest zły. Pewnie rodzice również z tych powodów się bali.

Jak już później trenowałem w Amsterdamie – co było super doświadczeniem – to był tam również jeden z tych greckich agentów i namawiał mnie do podpisania umowy. Jednak starałem się go delikatnie zbyć. Cały okres, w którym trenowałem w Ajaksie, wyglądał dobrze, bo trenowałem z rocznikiem o rok starszym. Starałem się poznać to ustawienie 4-3-3. Grałem tam na pozycji „8”, „10”. Trenerzy byli ze mnie zadowoleni. Dla nich było szokiem to, że trenuję w klubie tylko trzy, cztery razy w tygodniu. Podczas gdy oni mieli dwa razy więcej jednostek treningowych w tygodniu. To było zderzenie z czymś zupełnie nowym, jeżeli chodzi o bazę treningową i o sposób myślenia w grze. Natomiast jestem pewny, że radziłem sobie dobrze.

Po pół roku ponownie pojechałem na dwutygodniowy obóz. Wszystko było na dobrej drodze i byłem przekonany, że wszystko zostanie sfinalizowane. Po fakcie pewnie poszło o jakieś sumy. Myślę, że mogła być w to zamieszana również wspomniana agencja menedżerska. Kontakt się urwał i szczerze mówiąc, nawet nie wiem, co się stało i co poszło nie tak. Mogę tylko domniemywać. To był fajny czas i pewnie byłoby super, gdybym mógł spróbować swoich sił, przenosząc się tam w wieku 15 lat na stałe.

Dziękuję Ci za rozmowę i udanej rundy wiosennej.

Dzięki, cześć!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze