W spotkaniu inaugurującym 15. kolejkę angielskiej Premier League West Ham pokonał na własnym obiekcie Chelsea 3:1. Bohaterem spotkania został wychowanek „The Blues”, Carlton Cole, który strzelił bramkę i zaliczył asystę. Poza wspomnianym napastnikiem dla „Młotów” trafiali Diame i Maiga, a dla Chelsea Juan Mata.
Oba zespoły przystępowały do dzisiejszego spotkania w nie najlepszych nastrojach. West Ham przegrało ostatnie dwa mecze, natomiast Chelsea nie uraczyło kibiców smakiem zwycięstwa od sześciu potyczek. Mimo głębokiego kryzysu, pętającego nogi graczom „The Blues”, to właśnie goście byli faworytami batalii inaugurującej 15. serię Premier League. W ostatnim czasie „Młotom” wyjątkowo trudno grało się z ekipą ze Stamford Bridge – kapela z Boleyn Ground nie potrafiła wygrać z Chelsea od 13 meczów, ostatnie zwycięstwo notując niemal dekadę temu, bo w maju 2003 roku, po trafieniu Włocha Paolo Di Canio. Jako ciekawostkę należy podać, że w tamtym spotkaniu w barwach Chelsea zagrał Carlton Cole (wszedł wówczas z ławki rezerwowych), który w dzisiejszej potyczce od pierwszej minuty bronił barw West Hamu. Był to pierwszy występ Anglika w podstawowym składzie od szóstej kolejki. Czyżby Sam Allardyce liczył na nadzwyczajną motywację rosłego snajpera, wynikającą ze starcia z macierzystym klubem?
Jak się okazało, opiekun West Hamu miał całkowitą rację. Cole rozegrał świetne zawody (szczególnie w drugiej połowie), strzelając wyrównującą bramkę oraz zaliczając asystę. Jego siła i ruchliwość sprawiały sporo kłopotów parze Cahill – Ivanović. Należy podkreślić, że byliśmy świadkami dwóch skrajnie różnych połów. W pierwszych 45 minutach przewaga Chelsea była miażdżąca. Podopieczni Rafy Beniteza objęli prowadzenie w trzynastej minucie, kiedy Victor Moses kapitalnie wypuścił w uliczkę Fernando Torresa, a ten dokładnym podaniem obsłużył niepilnowanego Juana Matę. Filigranowy Hiszpan bez problemu strzałem po ziemi z dziesiątego metra zapewnił gościom prowadzenie. Mimo wielu okazji wynik nie uległ zmianie, a West Ham ruszył do ataku w drugiej części. Gol i asysta Carltona Cole’a dały gospodarzom prowadzenie, przypieczętowane w doliczonym czasie gry przez Maigę.
Dzisiejsza porażka znacząco komplikuje sytuacje Beniteza, który w trzech meczach zdobył ledwie dwa punkty. Jeśli WBA, Man United oraz City wygrają swoje spotkania, strata do Top 3 może urosnąć do niebezpiecznych rozmiarów. Takie wyniki nie przysparzają mu i tak nielicznych popleczników, a w szesnastej minucie na trybunach ponownie zabrzmiało „There’s only one Di Matteo”, co musiało niewymownie drażnić Hiszpana. Część dziennikarzy na Wyspach już spekuluje, czy Benitez nie pobije niechlubnego osiągnięcia legendarnego Briana Clougha, który rozstał się z Leeds po zaledwie 44 dniach pracy. Seria meczów bez zwycięstwa została przedłużona do siedmiu i jest to najgorszy wynik od lutego 1995 roku.
Chelsea absolutnie zdominowała pierwszą połowę spotkania. West Ham fatalnie grało w obronie, pozostawiając gościom całe połacie wolnej przestrzeni między swoimi formacjami, co w naturalny sposób umożliwiło podopiecznym Beniteza przeprowadzanie długiego ataku pozycyjnego. Bardzo dobrze wyglądała współpraca dwójki Mata – Hazard, fantastycznie dysponowany był Victor Moses, a szczególnie na początku spotkania aktywny był Torres. Poza karygodną grą w defensywie, gospodarze równie tragicznie wyprowadzali akcje ofensywne, tracąc piłkę na własnej połowie aż siedmiokrotnie i tylko dzięki niefrasobliwości graczy Chelsea oraz świetnej postawie Jaaskalainena żaden z kontrataków nie przyniósł bramki. Po trafieniu z trzynastej minuty swoje okazje zmarnowali Mata, Hazard, Torres oraz Moses. Szczególnie imponująca była szarża tego ostatniego, gdy w cudowny sposób minął Nolana i Demela, przy czym ten ostatni został tak zakręcony, że runął na ziemię niby rażony piorunem. Serca kibiców zabiły mocniej, kiedy pomyłkę popełnił dotąd bezbłędny Cech, który źle obliczając tor lotu piłki, odbił ją rękoma poza polem karnym. Na szczęście dla fanów CFC, prowadzący zawody Martin Atkinson ukarał czeskiego golkipera jedynie żółtym kartonikiem.
Druga część meczu wyglądała diametralnie inaczej. Po dwóch zmianach personalnych to West Ham przeważało, raz po raz zatrudniając Petra Cecha. Co prawda pierwszą świetną okazję zmarnował Nolan, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Umiejętnie wykorzystywany pressing nie pozwalał graczom Chelsea rozwinąć skrzydeł. Wyrównanie padło w 63. minucie, kiedy centra Jarvisa została wysoko podbita przez Cahilla, jednak mimo to zmierzała na przedpole bramki Cecha. Piłka szybowała w przestworzach tak długo, że gracze obu zespołów mogli spokojnie wymienić uprzejmości i nawet uciąć sobie krótką pogawędkę, aczkolwiek najwyraźniej za krótko dla Branislava Ivanovicia, który nie zdołał upilnować Carltona Cole’a, a ten sytuacyjnym strzałem głową wyrównał rezultat meczu. Gwoli prawdy należy wspomnieć, że Cech także nie jest bez winy w tej sytuacji – skądinąd akcja miała miejsce w obszarze pięciu metrów, w którym bramkarze podlegają nadzwyczajnej ochronie i golkiper Chelsea mógł, a nawet powinien zainterweniować. West Ham nie zadowoliło się remisem i w dalszym ciągu atakowało. Ich wysiłki zostały wynagrodzone pod koniec spotkania, kiedy Cole, mimo towarzystwa Mikela na plecach, zgrał piłkę do wbiegającego Diame, a ten pewnym strzałem po ziemi zapewnił WHU prowadzenie. Wcześniej sytuację sam na sam zmarnował Jarvis, a chwilę później futbolówkę z linii bramkowej wybił Ashley Cole. Trafienie Maigi było już dobiciem konającej Chelsea. West Ham United wygrało z Chelsea FC 3:1.
Macie swojego Beniteza, którego chcieliście.
Teraz już żaden fan Chelsea go nie chce. Benitez
zepsuł Liverpool, Inter, teraz pogrążył Chelsea -
już się nie liczą w walce o mistrzostwo (na te
chwile).
Żałosny Abramowicz. Kretyn.
Don't worry - City and Arsenal didn't win too.
Gratulacje naprawdę. Chelsea wspaniale :)
Wszyscy go chcieli - tak
jak fani United chcą zabić Fergusona.