Celta Vigo jest prawdziwą rewelacją ostatnich kilku tygodni, a nawet miesięcy. Nie chodzi tutaj oczywiście tylko o to, czego dokonała w sobotę na Camp Nou, ale przede wszystkim o jej postawę pod koniec ubiegłego sezonu i na początku obecnego.
Już bowiem poprzednie rozgrywki Primera Division pokazały, że w Galicji zaczyna powstawać naprawdę fajny projekt. Zwycięstwa m.in nad Realem Madryt, Valencią czy Sevillą oraz fantastyczna końcówka kampanii Primera Division sprawiły, że „Os Celticos” zajęli dziewiąte miejsce w tabeli i otarli się o europejskie puchary.
Jednakże już po zakończeniu sezonu kibicami galicyjskiego klubu bardzo mocno zaczęły targać wątpliwości, czy uda się powtórzyć ten wynik w kolejnych rozgrywkach. A trzeba pamiętać, że od pięciu lat drużyna ma taką niepisaną zasadę, że w każdym kolejnym sezonie poprawia swój poprzedni rezultat. Pojawiły się one dlatego, że zespół opuściło dwóch liderów: Luis Enrique oraz Rafinha. I trudno było wskazać, które odejście będzie bardziej odczuwalne. W związku z tym zdecydowano się na pozyskanie sześciu nowych piłkarzy, a najwięcej obiecywano sobie po błyskotliwym skrzydłowym Hernandezie oraz Larriveyu, który w sezonie 2013/2014 regularnie strzelał bramki dla Rayo Vallecano. Ponadto zatrudniono trenerskiego żółtodzioba, Eduardo Berizzo, którego największymi sukcesami było mistrzostwo Chile oraz bycie asystentem u Marcelo Bielsy. Cóż, szacunku to raczej nie wzbudzało, tym bardziej że Enrique bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę swojemu następcy.
Z postacią Berizzo wiążą się jednak ostatnie dobre wspomnienia Celty. Wówczas zespół z Argentyńczykiem na pozycji stopera grał w 2004 roku w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Od tego czasu jednak drużyna zaliczyła dwa spadki do Segunda Division, głownie z powodu problemów finansowych i widma bankructwa. Tam także, przynajmniej na początku, szło jej bardzo opornie, a przez moment rywalizowała nawet o utrzymanie.
Nic więc dziwnego, że zaczęły się pojawiać pytania, czy wobec takich osłabień kibice nie będą musieli przeżywać swoistego deja vu. Jednakże, mimo tych przedsezonych perturbacji, już podczas pretemporady, a więc hiszpańskiego okresu przygotowawczego, drużyna wyglądała naprawdę ciekawie i była w stanie pokonać Everton czy rozbić włoskie Cagliari. Mimo to Celtę dalej traktowano trochę z przymrużeniem oka, chociaż początek sezonu w jej wykonaniu można było uznać za dość udany, w trzech meczach udało się jej bowiem zdobyć pięć punktów.
Kulminacją świetnych występów było to, co wydarzyło się w sobotę w Katalonii. Oczywiście, trzeba przyznać, że piłkarze z Galicji mieli mnóstwo szczęścia, grając przeciwko Barcelonie, ale mimo to zaimponowali ambicją i wolą walki każdemu kibicowi na świecie.
https://twitter.com/leni_lennox/status/528641195439054848
Wielkie chwile w tym meczu przeżywał były gracz „Dumy Katalonii” Nolito, który efektownie asystował przy jedynym golu. Co zrozumiałe, od razu pojawiły się głosy, które wzywały del Bosque do wysłania mu powołania. Zresztą te głosy mają swoje uzasadnienie, bo już od dłuższego czasu spisuje się on naprawdę znakomicie. Poprzednie rozgrywki zakończył z 14 trafienia, a w tym sezonie ma tyle samo bramek, ile Paco Alcacer i Rodrigo razem wzięci. A oni dostali wezwanie na poprzednie zgrupowanie.
Pieprzyć nazwiska. W takiej formie o obliczu kadry powinni decydować Rodrigo czy Nolito, a nie jałowy Iniesta lub Pedro. Mimo sympatii…
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) November 1, 2014
Dokąd więc tak naprawdę zmierza ten zespół? Oczywiście jego głównym celem było i dalej jest przede wszystkim utrzymanie, czego nie ukrywał przed sezonem trener, mówiąc : „Przed nami aż 38 sezonów. A każdy z nich będzie trwał po 90 minut”. Mimo to nie wyobrażam sobie, aby w głowach piłkarzy nie zapaliła się lampka z napisem „europejskie puchary”. A to byłaby dla nich idealna nagroda za to, czego dokonali przez ostatnie kilkanaście miesięcy.