Wejście w sezon czasami bywa kluczowe dla jego całego przebiegu. Ważne jest odpowiednie poukładanie kadry i jakaś strategia na pierwsze spotkania. Tymczasem po pierwszych czterech kolejkach CD Leganes osiadło na mieliźnie, a ich dorobek punktowy wynosi okrągłą cyfrę, czyli zero. Mauricio Pellegrino został postawiony przed trudnym zadaniem przebudowy zespołu i jego odpowiedniego poskładania. Jednak dotychczas nie idzie to po jego myśli. "Ogórki" grają zdecydowanie poniżej oczekiwań.
CD Leganes było bardzo aktywne w minionym letnim okienku transferowym. Do zespołu dołączyło aż 16 piłkarzy, z czego dziewięciu na stałe. Drużyna przeszła zatem dużą przebudowę, a trener, który w ubiegłej kampanii doprowadził klub do środka tabeli, liczył na solidne zgranie swojej ekipy i mocne wejście w sezon. Stało się inaczej i kibice zespołu z południa Madrytu mogą mieć słuszne pretensje zarówno do sztabu, jak i zawodników. Jedna zdobyta bramka względem siedmiu straconych w czterech kolejkach nie jest tym, co chcieli oglądać.
W domu jak w piekle
Za każdym razem, kiedy rozpoczyna się sezon i kluby grają przed własną publicznością, obowiązkiem jest solidne zaprezentowanie się i pokazanie klasy. A wszystko na to wskazywało. Drużyna Mauricio Pellegrino zaliczyła bardzo udany presezon, zwyciężając cztery spotkania na pięć, a to tylko wzmocniło apetyt kibiców przed pierwszą kolejką.
Pierwszym gościem na Estadio Municipal de Butarque była drużyna Osasuny, czyli beniaminka La Liga. Pomimo przewagi gospodarzy ekipa przyjezdna wywiozła z obrzeży Madrytu trzy punkty i mocno przywitała się z hiszpańską ekstraklasą. Nie tak CD Leganes miało wejść w sezon, szczególnie kiedy następny mecz to domowe derby Madrytu z Atletico. Faworyt tego spotkania był oczywisty i nie można było tego kwestionować, ale trzeba przyznać, że gospodarze mimo słabego startu zaprezentowali się z dobrej strony. Przegrali 0:1, ale po solidnej walce. O wyniku starcia przesądziła bramka Vitolo.
Potwierdzeniem fatalnej dyspozycji były porażka wyjazdowa z Betisem (1:2) i ostatnia domowa z Villarrealem 0:3. W tym drugim spotkaniu gospodarze biegali jak dzieci we mgle, mijani przez gości jak pachołki na treningu. Zaczęto się obawiać o słuszność wyborów trenera, który na każdy mecz inaczej ustawiał zespół i często rotował składem. Butarque stało się miejscem do zdobycia łatwych punktów, a przecież jeszcze przed sezonem ekipa Pellegrino odbierała tutaj punkty takim ekipom jak Valencia, Atletico Madryt czy Real Madryt. Tych ostatnich zdołali jeszcze wyrzucić z Pucharu Króla. Co prawda mamy dopiero początek sezonu, ale „Ogórki” muszą zacząć myśleć o zdobywaniu punktów. A gdzie to robić jak nie u siebie w domu?
CD Leganes największymi „ogórkami” ligi
Odkąd „Ogórki” awansowały do La Liga w 2016 roku, tylko raz mogły czuć się bezpiecznie w końcówce sezonu. Miało to miejsce w ubiegłej kampanii. Zajęły 13. miejsce, a końcówkę miały przyzwoitą. Najlepszym dowodem na to było wyjazdowe zwycięstwo z Sevilla FC 3:0. Potem było już tylko gorzej.
Patrząc w karty historii i na obecnie grające w La Liga drużyny, CD Leganes osiągnęło komplet zwycięstw tylko przeciwko dwóm ekipom, Realowi Valladolid i Granadzie. Jest to najgorszy wynik ze wszystkich ekip występujących równolegle z „Ogórkami” w lidze, odkąd do niej awansowały. Stawia to drużynę Mauricio Pellegrino w cieniu. Władze klubu decydując się na wydatek rzędu 21,5 miliona euro podczas okienka transferowego, dały znak, że nie mają zamiaru opuszczać La Liga. Dzisiejsze położenie w tabeli ekipy z Butarque nie napawa optymizmem, czyli coś tutaj nie gra.
Przeglądając media społecznościowe, można dostrzec, że kibice powoli mają dość CD Leganes w La Liga. Pojawia się coraz więcej wpisów wyśmiewających drużynę z południa Madrytu. Oczywiście takich uwag nie warto brać na poważnie, ale wyniki mówią same za siebie. Jeżeli gra się nie poprawi, osłabnie nie tylko pozycja i reputacja klubu, ale także trenera Pellegrino. O tym przed dwoma laty przekonał się bohater „Ogórków”, Asier Garitano, który wprowadził zespół na najwyższy szczebel rozgrywek, a potem ledwo utrzymując klub w lidze, został z niego usunięty.
https://twitter.com/JaumeValenciano/status/1172905949453008897
Rewolucja gwoździem do trumny?
Przeprowadzając tak liczne zmiany kadrowe, każdy trener musi się liczyć z problemami. Jednych napotykają większe, drudzy mogą je wyliczyć na palcach jednej ręki. Czysty przykład. Dwoma ekipami w La Liga, które przeszły totalną przebudowę kadrową, są CD Leganes i Sevilla FC. Co różni te dwie drużyny? Pierwsza sprawa przychodząca na myśl to trener.
Od bieżącego sezonu ekipę z Estadio Sanchez Pizjuan prowadzi Julen Lopetegui, czyli szkoleniowiec, któremu się nie powiodło przed rokiem w Realu Madryt. Wszyscy mieli wątpliwości co do jego umiejętności taktycznych i czy się sprawdzi w Andaluzji. Natomiast CD Leganes drugi sezon z rzędu prowadzi ten sam trener, który zna Butarque oraz kibiców na niego przychodzących. Większość zawodników pozostała, a w pierwszym zespole dalej są gracze, z którymi ma do czynienia od dłuższego czasu.
Efekty są takie, że obie ekipy otwierają i zamykają tabelę. Sevilla jest liderem po czterech kolejkach, a CD Leganes zajmuje ostatnie miejsce. Różnica klas jest widoczna, a poziomem nie można porównywać obydwu klubów. Jednak rewolucje są po to, aby z nich wyciągać jak najwięcej. Sevilla dotychczas przechodzi ją doskonale, a „Ogórki” fatalnie. Oczywiście wciąż jest to początek sezonu, ale na ten moment w drużynie Mauricio Pellegrino nic nie gra. Każdy zawodnik potrzebuje trochę czasu na adaptację w zespole, dlatego na osądzanie jest jeszcze za wcześnie.
Argentyński trener słynie ze swojego przywiązania do gry defensywnej. W większości przypadków jego ekipy wychodziły na boisko z pięcioma obrońcami, ale ostatnio częściej decydował się na wariant z wahadłowymi bądź 4-4-2. Kibice mogą mu mieć za złe rotowanie składem, ale każda próba jest bardzo istotna. W końcu kto nie ryzykuje, nie pije szampana, nawet jeśli nie do końca się to sprawdza.
***
Można żartobliwie ująć, że największym sukcesem CD Leganes w tym sezonie było trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Jednak nie pod względem piłkarskim. Tę nagrodę zgarnęła sympatyczna maskotka „Pepino” reprezentująca klub na Mascot World Cup 2019. Teraz należy zrównać poziom gry na boisku z poziomem reprezentowania klubu przez maskotkę. „Ogórki” przechodzą przez trudny okres, jednak umiejętności taktyczne trenera Mauricio Pellegrino oraz siła zespołu są w stanie wyciągnąć klub z kryzysu. Być może wszystko przyjdzie z czasem, ale w sezonie płynie on bardzo szybko i często jest go zdecydowanie za mało na odwrócenie losów.