Trudny początek sezonu, spekulacje o odejściu, plotki o niezadowoleniu z gry w nowym klubie to już przeszłość. Dzisiaj Carlitos jest dla Legii jednym z kluczowych piłkarzy. Ostatnie zwycięstwo z Górnikiem Zabrze to w ogromnej mierze zasługa Hiszpana. Gdyby nie jego dwa trafienia, sytuacja w tabeli byłaby dużo gorsza niż obecnie.
Obecnie legioniści zajmują drugie miejsce w tabeli i do lidera z Gdańska tracą już tylko trzy punkty. Zwycięstwo przed tygodniem z Górnikiem na pewno podziałało na obecnych mistrzów Polski mobilizująco. Mogli się oni bowiem przekonać, że należy walczyć do końca i nigdy się nie poddawać. Była to lekcja, która nauczyła ich, że walka o tytuł jeszcze się nie zakończyła i trzeba myśleć pozytywnie.
Po mistrzostwo ligi
Piłkarzem, któremu chyba najbardziej zależy na triumfie w rozgrywkach, jest Carlitos. Hiszpan przeszedł latem do obecnych mistrzów Polski jako najlepszy zawodnik i strzelec zeszłego sezonu w ekstraklasie. Spokojnie mógł się spodziewać ofert z zagranicy. Czekały na niego propozycje pracy m.in ze średniaków ligi hiszpańskiej czy chociażby z Nowego Jorku, gdzie grałby obok takich tuz współczesnego futbolu jak Wayne Rooney czy Zlatan Ibrahimović.
Jednakże Carlitos nie zamierzał być średniakiem. Podczas pobytu w Krakowie podobało mu się, że jest gwiazdą ligi. A raczej trudno by mu było nią zostać np. w Hiszpanii. Dlatego też postanowił zostać w polskiej lidze i mimo że zdobył wszystko to, co najważniejsze, jeśli chodzi o indywidualne nagrody w Polsce, jedno nie dawało mu spokoju. Do szczęścia brakuje mu zdobycia pierwszego tytułu mistrzowskiego.
https://twitter.com/rumcajson/status/1113722960312000512
Doskonale zdaje sobie sprawę, że w Polsce klubem, który najbardziej aspiruje do triumfu w lidze, jest właśnie Legia Warszawa. – Do Legii przyszedłem po mistrzostwo. Królem strzelców już byłem, wybrano mnie na piłkarza sezonu i najlepszego napastnika ligi. W Polsce zdobyłem wszystko, co mogłem. Brakuje mi tylko mistrzostwa – przekonywał Hiszpan w niedawno udzielonym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Kiepski początek nic nie znaczy
„Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu” mogli mówić na początku sezonu fani hiszpańskiego golleadora. Faktem jest, że start sezonu Carlitosa był niezbyt udany. Potrzebował sporo czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku. Co równie ważne, kiedy przychodził do klubu, już na samym początku pracował z dwoma trenerami. Najpierw jego szkoleniowcem był Dean Klafurić, a niedługo później niejaki Ricardo Sa Pinto.
Ten pierwszy od początku stawiał na Hiszpana. Drugi zaś dopiero musiał się do niego przekonać. I troszkę to trwało. Na pewno wpływ na słaby okres gry w wykonaniu króla strzelców zeszłego sezonu miał fakt, że ogólnie początek sezonu w wykonaniu całej drużyny nie był taki, jaki być powinien. Legia nie zakwalifikowała się do europejskich pucharów, odpadając z zespołem z Luksemburga, co z pewnością wpłynęło na morale drużyny.
Ponadto wspomniana wyżej zmiana szkoleniowca też musiała mieć na to niemały wpływ. Albowiem sam Ricardo Sa Pinto wielokrotnie na początku sezonu wspominał, że jego drużyna potrzebuje czasu. Nie inaczej było z samym Carlitosem. Jeszcze niecałe pół roku temu media pisały o „rozregulowanym celowniku” hiszpańskiego piłkarza. Zresztą problemy strzeleckie Carlitosa na początku rozgrywek to nie wszystko. Niektórzy zwracali uwagę na niezbyt dobre przygotowanie motoryczne napastnika.
Gdyby nie Carlitos to Legia miałaby mniej punktów a możliwe, że dużo mniej
— Petersen (@Piotr229) April 6, 2019
Oczywiście wpływ na to musiały mieć katorżnicze treningi portugalskiego szkoleniowca. Do takich iście „zachodnich”, jeśli chodzi o intensywność, organizmy mistrzów Polski musiały się powoli przyzwyczaić. Niestety Carlitos w tym czasie miał pecha. Na początku sierpnia Hiszpan został złapany na gorącym uczynku w jednej z warszawskich pizzerii, zajadając się smaczną pizzą i popijając zupą… chmielową.
Przed długi czas mu to wypominano. Jeśli Legia zagrała źle, a do tego jeszcze Carlitos nie strzelił bramki, nie mogło zabraknąć tematu wagi piłkarza. Przy okazji oczywiście przypominano wspomnianą fotografię. Na dzisiaj najprawdopodobniej kibice zapomnieli o tym incydencie, gdyż Carlitos od dłuższego czasu nie daje pretekstu, by o nim przypominać.
Forma wróciła
Dzisiaj Carlitos to zupełnie inny piłkarz niż na początku sezonu. Strzela, asystuje i co najważniejsze, pomaga dzięki temu przybliżyć się Legii do obecnego lidera. W tym momencie Hiszpan przypomina zawodnika, który rok temu zachwycał w barwach Wisły Kraków. Choć nie wszyscy się z tym zgadzają…
Legia miała mnóstwo szczęścia, ale Carlitos zrobił swoje
— Kamil Kania (@KamillKania) April 7, 2019
Wspomniany już zeszłotygodniowy mecz z Górnikiem Zabrze, w którym Legia przez większość czasu cierpiała, może stać się symbolem zmian na lepsze całego zespołu, a także samego Carlitosa. Piłkarz z Półwyspu Iberyjskiego udowodnił, że na jego barkach może spoczywać wynik całego spotkania. Natomiast Legia pokazała, że potrafi odwrócić wynik meczu. Gdyby obecny wicelider uległ Górnikowi, sytuacja w tabeli byłaby znacznie gorsza. Ponadto z pewnością porażka wpłynęłaby negatywnie na mentalność obrońców tytułu.
Co więcej, Carlitosowi wreszcie udało się pokonać jego największego rywala, odkąd trafił do Polski – rodaka Igora Angulo. W starciach Hiszpanów zazwyczaj górą był ten z Górnika. Tydzień temu nareszcie Carlitos wygrał z Angulo 2:1 pomimo tego, że jego rodak miał znacznie więcej dogodnych sytuacji. Angulo przy dobrych wiatrach mógł zdobyć nawet hattricka, ale mimo że strzelił jedną bramkę, to nie był jego dzień. Natomiast legionista miał znacznie mniej okazji, ale był skuteczniejszy.