Był w gronie najlepszych bramkarzy ligi brazylijskiej, typowano go do gry w bramce „Canarinhos" na mistrzostwach świata w 2014 roku. Marzenia o grze w barwach reprezentacji Brazylii zniszczone zostały już teraz, a przynajmniej plany odłożyć będzie musiał na... 22 lata.
Brazylijski piłkarz Bruno Fernandes rozpoczął swoją zawodową karierę w wieku osiemnastu lat, kiedy to zaczął reprezentować barwy Atletico Mineiro. Po czterech latach trafił do Corinthians, skąd bardzo szybko przeszedł do, uważanego za najlepszą brazylijską drużynę, Flamengo.
Po kolejnych czterech latach gry dla klubu kontrakt został z nim rozwiązany. Przyczyna? Podejrzenie o morderstwo dziewczyny i matki własnego dziecka. Początkowo piłkarz trafił do aresztu, gdzie próbował popełnić dwie próby samobójcze. Wyniki śledztwa były przerażające. Brazylijczyk miał najpierw udusić swoją ofiarę, a potem rzucić zwłoki psom na pożarcie.
Piłkarz twierdzi, że to nie on zamordował kobietę i nie był osobą, która zleciła to morderstwo. Dowody były jednak nie do podważenia. Zawodnik nie tylko miał zlecić zabójstwo, ale również brać czynny udział w tej zbrodni.
Wyrok zapadł dzisiaj. Bruno ma trafić za kraty na 22 lata. Gdy opuści więzienie będzie miał lat 50. Razem z nim świat zza krat oglądać będą zapewne jego dwaj przyjaciele, Luiz Henrique Roma (zostanie skazany przypuszczalnie na piętnaście lat) oraz policjant Marcos Aprecido dos Santos (skazany prawdopodobnie na lat dziesięć). Obaj znajomi gracza wg prokuratury mieli brać udział w morderstwie.
Zdaniem oskarżycieli motywem miały być alimenty, które Bruno płacić miał swojej dziewczynie. Piłkarz uważa, że dziecko nie było jego, co potwierdzić miały badania DNA. Pod pretekstem takich badań kobieta przybyła do hotelu, skąd została uprowadzona i zamordowana.
Zycie pisze rozne scenariusze