Boso po rozżarzonym węglu, czyli droga Leicester do mistrzostwa Anglii


3 maja 2016 Boso po rozżarzonym węglu, czyli droga Leicester do mistrzostwa Anglii
sbat.com

Stało się. Największa sensacja w angielskiej piłce od 1995 roku i tytułu Blackburn Rovers, rzecz, która dla bukmacherów była mniej prawdopodobna niż odnalezienie Elvisa Presleya czy potwora z Loch Ness ˜– Leicester City zdobyło mistrzostwo Anglii. Nad zespołem Ranieriego będziemy rozpływać się latami, dziś jednak prześledźmy drogę, którą drużyna musiała przejść, aby znaleźć się w tym miejscu. Nie była usłana różami.


Udostępnij na Udostępnij na

Roller coaster w kartkach z kalendarza

Cofnijmy się trochę w czasie, tej historii nie można rozpocząć od trwającego sezonu. Nie będziemy wracać do zamierzchłej przeszłości, kiedy to Leicester tułało się gdzieś na trzecioligowych boiskach. Wróćmy do Championship.

6 kwietnia 2014

4 kwietnia Leicester wygrało swój mecz z Sheffield Wednesday, który był już 21. z rzędu ligowym starciem bez porażki. Dwa dni później swoje mecze przegrały Derby County i QPR, dzięki czemu podopieczni Nigela Pearsona byli już pewni awansu do Premier League.

22 kwietnia 2014

Wasilewski i spółka przypieczętowali tytuł wygraną na wyjeździe z Boltonem. Dwie pozostałe kolejki również zakończyli zwycięstwami, co dało im 102 punkty na koniec sezonu. Kluczowe postacie tamtej ekipy? Prócz kilku dobrze Wam znanych z tego sezonu, należy wymienić m.in. Nugenta, Moore’a, Konchesky’ego, Knockaerta, Jamesa, Hammonda, Wooda czy Lloyda Dyera. Sporo się pozmieniało.

16 sierpnia 2014

Pierwszy mecz w Premier League po dziesięcioletniej absencji (remis 2:2 z Evertonem), a przed nim bardzo pracowite lato na King Power Stadium. Do drużyny dołączyli m.in. Cambiasso, Albrighton, Simpson i Ulloa, wszyscy, jak miało się później okazać, kluczowi, każdy w odpowiednim momencie.

21 września 2014

Leicester podejmowało u siebie naszpikowany gwiazdami od góry do dołu Manchester United. „Lisy” po czterech pierwszych kolejkach miały na koncie pięć punktów, nie wyglądało to źle – mowa przecież o beniaminku. Do 16. minuty było już 0:2, co prawda szybko odpowiedział Ulloa, jednak w drugiej połowie Herrera rozwiał nadzieje gospodarzy… otóż nie. Ci w 20 minut strzelili cztery bramki (Vardy trafił, zanotował dwie asysty i wywalczył dwa karne. Co za Vardy?) i odprawili z kwitkiem klub przynajmniej dziesięć razy większy. Mecz niezwykle ważny, ponieważ właśnie od niego rozpoczęła się jazda na samo dno tabeli.

https://www.youtube.com/watch?v=1wF1cKrs9hI&ab_channel=FootballCapital

7 lutego 2015

24. kolejka z Crystal Palace, przed nią już 14 porażek i oczywiście ostatnie miejsce w tabeli. Nigel Pearson podczas meczu wdał się w niepotrzebny incydent z Jamesem McArthurem z Palace, którego przytrzymywał na ziemi, a później nie pozwalał mu odejść. Sytuacja warta podkreślenia w kontekście przyszłego zwolnienia menedżera, o którym kilka słów przeczytacie później.

4 kwietnia 2015

Wygrana 2:1 z West Hamem była preludium do wielkiego come backu drużyny, która w ośmiu ostatnich meczach sezonu zanotowała siedem zwycięstw i remis, dzięki czemu z 20. lokaty, którą zajmowała przez 20 kolejek, wskoczyła na 14. miejsce. Sama wygrana z „Młotami” nie zmieniła nic w tabeli, widmo spadku ciążyło na fanach i samych kibicach jak gilotyna wisząca nad głową skazanego podczas rewolucji francuskiej. Sęk w tym, że skazańcy nie pogodzili się ze swoim wyrokiem. Anglia patrzyła z zachwytem.

30 czerwca 2015

Jak wielkie musiało być zdziwienie kibiców, kiedy dowiedzieli się, że architekt wygranego wyścigu ze spadkiem, Nigel Pearson, został zwolniony? Piłka nożna to sport niejednowymiarowy, a boisko to tylko jego mała część. Na decyzję tajskiego właściciela klubu nie wpłynęły wyniki sportowe, a obyczajowe. Seksafera na rasistowskim tle? I to nie z udziałem samego szkoleniowca. O wszystkim przeczytacie w poniższym tekście.

http://igol.pl/premier-league/pearson-non-grata/

13 lipca 2015

Nowym bossem został Claudio Ranieri, który osiem miesięcy wcześniej został zwolniony przez grecką kadrę po żenującej porażce z Wyspami Owczymi. Kibice i dziennikarze pukali się w głowę, zwolnić Pearsona i zatrudnić Ranieriego to jak strzelić sobie w kolano i posypać ranę solą. Gary Lineker powiedział w grudniu, że jeśli Ranieri wygra mistrzostwo, to Anglik w programie Match of the Day wystąpi w samej bieliźnie. Futbol bywa przewrotny, nieprawdaż?

Włoska robota w Leicester

Ranieri miał niemal gotowy skład na sezon. Okazaki, Fuchs czy transfer definitywny Hutha to dzieła Pearsona, jedyny faktyczny wkład Włocha w drużynę to kupno N’Golo Kante. Z klubu odeszło kilku graczy z Estebanem Cambiasso i Daviden Nugentem na czele. Zadanie? Coś więcej niż 14. miejsce byłoby zwyżką formy. Najpierw trzeba poznać zawodników.

https://twitter.com/Memz_Dogi/status/719165429055373315

Sezon zaczął się zaskakująco dobrze – w pierwszych sześciu spotkaniach gracze z King Power Stadium nie zanotowali ani jednej porażki, trzy z nich remisując i trzy wygrywając. Po piątym meczu (3:2 z Aston Villą), włoski menedżer złożył ciekawą obietnicę. – Jeśli w meczu ze Stoke nie stracimy gola, postawię moim piłkarzom pizzę – w ten oto sposób przedstawiciel szkoły piłkarskiej z Italii próbował zachęcić swoich podopiecznych do uważniejszej gry w obronie, bowiem ci w każdym ze spotkań tracili bramki.

Udało się dopiero w dziesiątej serii spotkań i domowym zwycięstwie 1:0 z Crystal Palace. Ranieri dotrzymał słowa i zabrał swoich zawodników do Peter Pizzeria na Welford Place w Leicester. Za wszystko płacił oczywiście menedżer, ale jego podopieczni sami musieli pomagać przy przygotowaniu posiłków. Włoch wypowiadał się w ciepłych słowach o zespole i… porównał go do pizzy.

– Ja zapłacę! Myślę, że oni zasłużyli na tę pizzę i teraz będziemy jeść. Dobrze jest usiąść razem i porozmawiać o czymś innym niż piłka nożna. Sądzę, że to może pomóc zbudować dobrego ducha drużyny u nas wszystkich. Mam nadzieję, że będą zadowoleni.

– Duch zespołu to dla nas najważniejszy składnik. Kolejny to ich (piłkarzy – przyp. red.) zadowolenie z sesji treningowych. To ważne kiedy przychodzą i wiedzą, że mogą jednocześnie ciężko pracować i bawić się. Trochę szczęścia też jest ważne. Szczęście jest solą, a fani pomidorami – bez pomidorów nie ma pizzy.

Ranieri dotrzymał obietnicy i zabrał swoich podopiecznych do pizzerii (fot. Lcfc.com) Leicester
Ranieri dotrzymał obietnicy i zabrał swoich podopiecznych do pizzerii (fot. Lcfc.com)

Tak właśnie działa menedżer w drużynie sensacyjnego lidera. Różne są szkoły trenerskie: jedni bawią się w twardych ojców, inni w dobrotliwych wujków, jeszcze inni zaś starają się łączyć obie te funkcje klubowo-rodzinne. Ranieri jest reprezentantem tego trzeciego modelu. Presja? Jedyne, co potrafił z nią robić, to zdejmować ją z graczy.

– Nie rozmawiamy o tytule. Rozmawiamy o naszych występach, jak zagraliśmy w ostatnim meczu i jak musimy zagrać dzisiaj. Na tym się skupiamy. Możemy przegrać, możemy wygrać, ale nasze występy są dobre. A kiedy są dobre, nie możesz im niczego powiedzieć, bo to normalne, jeżeli popełnią błąd – mówił Włoch pod koniec marca.

Ranieri jest w Leicester jednocześnie surowym ojcem i dobrotliwym wujaszkiem. Na zdjęciu z Christianem Fuchsem (fot. Lcfc.com)
Ranieri jest w Leicester jednocześnie surowym ojcem i dobrotliwym wujaszkiem. Na zdjęciu z Christianem Fuchsem (fot. Lcfc.com)

Pizza to nie jedyna sytuacja, która dobrze ukazuje jego relacje z zespołem. Kolejny przykład: 30. urodziny Christiana Fuchsa. Austriak organizował przyjęcie dla zespołu, na które zaprosił również menedżera. Ten dość pobieżnie przeczytał zaproszenie wysłane przez Jona Sandersa, łącznika sztabu szkoleniowego z drużyną, i… przyszedł dzień wcześniej. – Do diabła, Sando, gdzie jest to przyjęcie? Byłem na pierwszym piętrze, na drugim piętrze, tu nikogo nie ma! –  takimi słowami szkoleniowiec przywitał Sandersa przez telefon.

Następnego dnia Ranieri zjawił się na przyjęciu, a Fuchs, który o pomyłce Włocha dowiedział się od żony, wywołał go do opowiedzenia całej historii reszcie drużyny. – Sanders pracuje już tylko dla akademii – skwitował sam zainteresowany. – Claudio dwukrotnie pojawił się na moich urodzinach, to ogromny honor. Nie mogłem uwierzyć, że tam był, nie sądzę, aby było wielu menedżerów, którzy się zjawiają. Uśmiechał się, bawił, nie martwił się, że wypiłem lampkę czy dwie czerwonego wina. Claudio to wielki gość – opisywał całe zdarzenie Fuchs.

Austriacki obrońca wiedział, co mówi – niewielu trenerów do tego stopnia spoufala się ze swoimi podopiecznymi. Ranieri, abstrahując od umiejętności czysto szkoleniowych, wygrał sezon atmosferą, którą potrafił wprowadzić w zespole. Nikt nie wierzył w wiecznie drugiego Włocha, którego cała kariera na ławce to wielkie pasmo srebrnych, nigdy złotych, medali. W końcu przyszedł moment, kiedy 64-latek może patrzeć na wszystkich z góry.

http://igol.pl/premier-league/claudio-ranieri-pokazal-krytykom-wielkiego-wala/

 

Trzynastu gniewnych ludzi

Przy całym szacunku do Ranieriego, Włoch nie wyszedł na boisko, nie strzelał bramek, nie bronił i nie zachowywał czystych kont. Do tych zadań musiał oddelegować zawodników, których wcale nie było wielu. W Leicester nie ma jedenastki z żelaza – jest trzynastka z tytanu.

Zacznijmy od bramki. Jakie to symboliczne, że mistrzem kraju został „syn swojego ojca”, zawsze widziany tylko jako Schmeichel junior. Dziś, z 15 czystymi kontami, Kasper Schmeichel wraz z Cechem i Hartem przewodzi w wyścigu o Złote Rękawice. Nieprawdopodobnie pewny, uratował skórę kolegom jakieś tysiąc razy, margines błędu to dwie interwencje.

Tur to zwierzę wymarłe? Zapytajcie fanów Leicester. Środek obrony zabezpieczali Robert Huth i Wes Morgan. Gdyby pod Termopilami było ich dwóch zamiast trzystu Spartan, Grecy ponieśliby sromotną klęskę. Niemiec i Jamajczyk są prawdopodobnie najbardziej zgraną parą stoperów na Wyspach, przejście obok nich jest równie prawdopodobne, co tytuł króla strzelców dla Oliviera Giroud. Leicester w rundzie wiosennej więcej niż jedną bramkę straciło zaledwie trzy razy. Kolejne symbole: jeden skreślony w Stoke City, drugi jeszcze niedawno borykał się z nadwagą. Zwycięzców się nie sądzi.

Robert Huth i kapitan Leicester, Wes Morgan (fot. Quirkybite.com)
Robert Huth i kapitan, Wes Morgan (fot. Quirkybite.com)

Danny Simpson i Christian Fuchs to najpewniejsze boki obrony w całej lidze. W pierwszej części sezonu przegrywali walkę o to miano z Bellerinem i Monrealem, w drugiej jednak udowodnili, dlaczego mają tak pewne miejsce w drużynie. Dziś graliby w każdym zespole Premier League. Z przodu tak samo dobrze jak z tyłu. Dzięki nim cuda w ofensywie wyczyniali Mahrez i spółka.

Claude Makelele, tego pana nie trzeba nikomu przedstawiać. Najlepszy defensywny pomocnik w lidze. Płuca z żelaza, świetne czytanie gry, przechwyt goni przechwyt, odbiór goni odbiór. Do tego rewelacyjne rozegranie, szybkość i kiwka… zaraz, to nie Makelele. Mowa o N’Golo Kante, a więc naturalnym następcy starszego Francuza. Identyczna specyfika. Katalizator mistrza Anglii.

Kompletnie niedoceniany mózg zespołu, pan i władca środka pola na King Power Stadium. O kim mowa? Oczywiście o Dannym Drinkwaterze, a więc drugim Dannym, który jest wychowankiem Manchesteru United. To ten typ piłkarza, którego pracy nikt nie widzi. Sęk w tym, że bez niego żaden kolega nie zobaczyłby medalu.

Jeff Schlupp, Marc Albrighton, Shijni Okazaki i Leonardo Ulloa – w każdym zespole muszą być spece od zadań specjalnych. Pierwszy był tym spokojniejszym skrzydłem przy Mahrezie na drugiej stronie boiska. Drugi grał tam, gdzie akurat najpotrzebniejsze były jego sprinterskie nogi i brak kalkulacji – jak biegnę, musi wpaść – a więc najczęściej na pozycjach zajmowanych przez Albrightona bądź Fuchsa. Trzeci to człowiek-maszyna, który pozwalał szaleć Vardy’emu, samemu ubezpieczając właściwie wszystko, co można było ubezpieczać, nie stroniąc przy tym od nuty szaleństwa. Czwarty zaś to prawdziwy joker w talii Ranieriego. Najlepszy strzelec poprzedniego sezonu, w tym zaczynający zdecydowaną większość spotkań na ławce, a jednak skuteczniejszy niż Okazaki i nieoceniony w końcówce sezonu, kiedy najlepszy strzelec drużyny musiał pauzować za zawieszenie.

I w końcu oni. Riyad Mahrez i Jamie Vardy. O nich napisano, powiedziano i zaśpiewano już wszystko. W momencie wygrania mistrzostwa mieli w lidze 39 goli i 18 asyst. Pierwszy to klasa sama w sobie, piłkarz, który potrafi wkręcić w ziemię każdego łącznie z sędzią. Drugi to chyba najlepiej wykorzystujący błędy rywali gracz sezonu 2015/2016 – a im dalsza część rozgrywek, tym był kreatywniejszy. Nie ma co się oszukiwać, ta para nie będzie w Leicester wiecznie. Kibice będą tęsknić latami.

Oczywiście, nie tylko wyżej wymienionych trzynastu graczy grało w niebieskich koszulkach z lisem na piersi, jednak właśnie ta paczka zrobiła najwięcej. Słyszeliście o wszystkich rok temu? W składzie tegorocznego mistrza Anglii nie ma wielkich gwiazd, a kilka lat temu nie słyszeli o nich nawet sąsiedzi. Więcej przeczytacie w poniższym tekście.

http://igol.pl/premier-league/siedem-wiecej-pilkarskim-odludziu-czyli-historia-graczy-leicester-pigulce/

Po trupach do tytułu

Żeby zwyciężyć, trzeba twardo stąpać po murawie w 38 spotkaniach. Wiadomo jednak, że są mecze, które znaczą więcej, które w ostatecznym rozrachunku decydują o mistrzostwie. Przed nami najważniejsze momenty mistrzowskiej kampanii Leicester City.

Mahrez i Vardy vol. 1

Pierwsza kolejka sezonu, Leicester gra u siebie z Sunderlandem i po 25 minutach prowadzi 3:0 po bramkach Vardy’ego i dwóch Mahreza. „Czarne koty” próbowały odrabiać, ale dzieła zniszczenia dopełnił Albrighton. 4:2 na samym początku – jest czym się cieszyć. Pierwszy z sześciu kolejnych meczów bez porażki.

Królestwo za punkt

Już w trzeciej kolejce nasi bohaterzy musieli zmierzyć się z Tottenhamem. Wtedy nikt nie podejrzewał, że bój toczą dwaj pretendenci do tytułu, jednak dziś wiemy, jak ważne były oba starcia tych drużyn. Na gola Alli’ego z końcówki spotkania po minucie odpowiedział Mahrez. Remis wart każdych pieniędzy.

Strzał z armaty na otrzeźwienie

Porażka 2:5 na King Power Stadium z Arsenalem obnażyła wszystkie słabości podopiecznych Ranieriego. „Kanonierzy”, jak zwykle silni na początku sezonu, zagrali koncertowe spotkanie i nie dali żadnych szans rywalom. Najważniejsza lekcja w sezonie dla Mahreza i spółki. Wnioski wyciągnęli od razu – kolejną porażkę zanotowali dopiero trzy miesiące później z Liverpoolem.

Vardy rekordzista

11 meczów z rzędu z golem na koncie – takie rzeczy zdarzają się tylko w La Liga, jednak supersnajper „Lisów” postanowił zweryfikować tę tezę. Swoją trzynastą bramkę, dzięki której przebił serię goli w dziesięciu kolejnych spotkaniach van Nistelrooya, strzelił w starciu z Manchesterem United. Bardziej symbolicznie chyba się nie dało.

https://www.youtube.com/watch?v=MCd5znh4_sU&ab_channel=BodyaMartovskyi

Umarł król, niech żyje król

W 16. kolejce chłopcy z Leicester podejmowali mistrza Anglii, Chelsea. Wygrali 2:1. Król spadł z tronu, ktoś musi go zastąpić. Kto strzelał? Dwóch panów, zgadnijcie sami.

W końcu pieczyste

13 stycznia podopieczni Ranieriego pojechali na White Hart Lane, aby po absurdalnie mocnym strzale główką Roberta Hutha wygrać z Tottenhamem. Gdyby Kane i spółka wygrali oba mecze z Leicester, zapewne nie spaliliby się na koniec sezonu i mogliby cieszyć się z mistrzostwa Anglii. Tak się jednak nie stało: lis upolował koguta.

https://www.youtube.com/watch?v=ml9AJwcvzpo&ab_channel=LiveFootball

Huth 2 – 1 Aguero

Kto jest lepszym snajperem, Robert Huth czy Sergio Aguero? W lutowym starciu z drugim w tabeli Manchesterem City Niemiec dwukrotnie trafił do siatki. Swoją cegiełkę dołożył Mahrez, „Obywatele” odpowiedzieli zaś tylko golem Kuna z końcówki. Leicester umocniło się na pozycji lidera… i nie oddało jej do końca.

Tydzień z życia „Koguta”

Podopieczni Mauricio Pochettino mogli walczyć do końca i liczyć na potknięcie rywala do tytułu, woleli jednak spalić się psychicznie. 25 kwietnia nie potrafili sprostać Craigowi Dawsonowi/West Bromowi, wczoraj zaś roztrwonili dwubramkowe prowadzenie i zremisowali z Chelsea. Gracze Leicester o mistrzostwie Anglii dowiedzieli się, oglądając ten mecz wspólnie. Tottenham nie miał prawa wygrać tego meczu. Historia musiała zostać napisana, a kropkę przy rozdziale zatytułowanym „Leichampions” postawił Eden Hazard.

Atmosfera, symbolika, kluczowe postacie i mecze – a gdzie w tym wszystkim kryje się piłka nożna w liczbach? Bez taktyki nic z tych rzeczy nie doszłoby do skutku, mowa przecież o zespole, który w pewnym momencie przestał tracić bramki, a strzelał dokładnie tyle, ile potrzebował do zapisania trzech punktów (aby przybliżyć Wam, w jaki sposób Leicester wygrało mistrzostwo Anglii, odkurzymy nasz cykl „Notes Taktyka”, zaglądajcie na stronę w późniejszych godzinach).

Dwa lata temu tajski właściciel klubu zapowiedział, że w ciągu trzech lat wprowadzi drużynę do top 5. Poszło szybciej, niż się spodziewał. Czy było łatwo? Bez milionów fanów, bez nazwisk. Siedem sezonów temu ten zespół grał w Ligue One. Dziś Premier League trzęsie się w posadach.

Leicester wygrało w lidze zbudowanej na takich pieniądzach, na których można by postawić państwo. Wygrało bez gwiazd, bez głośnych transferów, bez wiary w piłkarzy. Bo kto w nich wierzył? Sam sypię głowę popiołem – właśnie przegrałem dobrą wódkę, którą postawiłem na Tottenham. Przegrałem zakład z niepoprawnym kibicem, który nie ogląda Premier League i nie próbuje jej zrozumieć.

Mówiło się: tutaj każdy może wygrać z każdym. Zawsze koniec końców zwyciężali potentaci, którzy od sponsorów na koszulkach dostają tyle, że mogliby kupić Leicester jako klub filialny. „Pieniądze jednak to nie wszystko, choć na nich twardo stoi świat” – każdy zna te słowa z piosenki zespołu Golec uOrkiestra, łatwo się z nimi zgodzić, trudniej przeciwstawić się sile, o której mówią.

Nic już nie będzie w Premier League takie samo. Przeżyliśmy – i dalej przeżywamy, jeszcze dwie kolejki do końca – najbardziej szalony sezon w jej historii. W wielu głowach na nowo definiuje się teraz spojrzenie na piłkę nożną. Ale czy nie o to w tym wszystkim chodzi? Czy nie po to gdzieś na peryferiach Afryki chłopcy biegają w podartych koszulkach Messiego i Ronaldo? Im nie zależy na pieniądzach. Oni kochają piłkę.

Komentarze
senso (gość) - 9 lat temu

Artykuł super, ale poprawcie "Gdyby pod Termopilami było ich dwóch zamiast trzystu Spartan, Grecy ponieśliby sromotną klęskę" - nie Grecy, ale Persowie sadząc z kontekstu. Grecy walczyli razem ze Spartanami. Komentarz do skasowania.

Odpowiedz
senso (gość) - 9 lat temu

Świetny artykuł, ale absolutnie nie zgadzam się z jedną tezą. Danny Simpson to nawet nie 1/3 talentu, gry, pewności,szybkości czy czegokolwiek Hectora Bellerina. Danny Simpson moim zdaniem był najsłabszym elementem całego teamu, kilka razy zawalał im kluczowe sytuacje (Arsenal, ManU). Dla mnie gość do wymiany przed nowym sezonem. A Bellerin ? Wenger na to nie wpadnie, ale jeśli ktoś przerobi go na skrzydłowego (casus Bale'a), to będzie to jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. Czuje, że trafi do City pod Pepa i jego kariera nabierze nowego wymiaru.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze