Lech Poznań ma za sobą niezbyt dobrą rundę jesienną. Gra podopiecznych trenera Bakero, podobnie jak i opiekun „Kolejorza”, pozostają pod ostrzałem mediów i kibiców. O problemach zespołu, z którym piłkarska przygoda związała go przez ponad dziesięć sezonów, rozmawiamy z Bartoszem Bosackim, który ujawnił kilka ciekawych faktów z życia prywatnego i podzielił się z nami swoją opinią na rozmaite tematy.
Na początek pytanie, które Pan chyba regularnie słyszy w rozmowach telefonicznych – czy zobaczymy Pana jeszcze na boisku?
Dzisiejsze szanse są małe, ale nie wykluczam takiego rozwiązania.
A czy wciąż podtrzymuje Pan postanowienie o tym, że nie zagra Pan dla innego klubu niż Lech?
Na pewno w żadnym innym klubie w Polsce nie zagram.
W jednym z wywiadów mówił Pan o tym, że dba Pan o swoją formę, regularnie trenując. Czy nadal Pan to robi? Czy nie brakuje Panu chęci? Nie gra już Pan bowiem zawodowo od ponad pół roku.
Cały czas trenuję i chęci cały czas są. Zobaczymy, może te treningi pójdą jeszcze w inną stronę i jeszcze coś fajnego dla swojej przyjemności zrobię w sporcie.
Czy po tym, co Pan zrobił dla Lecha, nadal jest Pan rozpoznawalną postacią? Kibice o Panu pamiętają?
Pamiętają, pamiętają. Z wieloma miłymi sytuacjami się przez ten czas spotkałem i spotykam właściwie codziennie. Za dużo pod tym względem się nie zmieniło.
Czego najbardziej Panu brakuje od czasu odejścia z Lecha?
Na pewno brakuje mi treningów na boisku oraz atmosfery w szatni. Grałem przez ładnych parę lat i tego wszystkiego żal. Trzeba jednak patrzeć do przodu i wspominać te fajne rzeczy, które podczas tylu lat się przytrafiły.
Chyba trudno jest wybrać te najpiękniejsze?
Zdecydowanie trudno wybrać, jest bowiem cała masa rzeczy, które były fajne – zdobycie mistrzostwa Polski czy też Pucharu Polski, występy w reprezentacji, strzelenie bramki na mistrzostwach świata i sam udział w nich. Dla piłkarza jest to najważniejsza impreza, bo olimpiada jest ograniczona pewnymi przepisami. Ponadto mecze w europejskich pucharach przeciwko klubom z najwyższej półki – to rzeczy, które są najczęściej przywoływane, choć będąc sportowcem, trzeba pamiętać też o tych niepowodzeniach i przykrych rzeczach, które gdzieś tam podczas tej przygody się wydarzyły.
Czy zatem gdyby mógł Pan cofnąć czas, podjąłby Pan w pewnych sytuacjach inne decyzje?
Ja nie żałuję decyzji, które gdzieś tam podejmowałem, bo nie wiadomo, jakby się to wszystko potoczyło, gdybym podejmował inne. Zawsze można zrobić więcej, niemniej jednak ja na to, co udało mi się osiągnąć, nie za bardzo mogę narzekać. Żadnej decyzji, którą podjąłem, choć być może z perspektywy czasu nie wszystkie były trafne, nie żałuję, bo wiązało się to z doświadczeniem życiowym, które, mam nadzieję, w przyszłości przyniesie jakiś wymierny skutek.
Czym się w takim razie obecnie Pan zajmuje?
Regularnie trenuję. Codziennie rano przeznaczyłem czas na trening. Ja jeszcze potrzebę grania w piłkę mam. Oprócz tego były też jakieś swoje zajęcia i równocześnie myślałem o przyszłości troszeczkę intensywniej. Wszystko musiało się rozpędzić, bo nie lubię bezczynności. Przez to pół roku czy przez te siedem miesięcy rzeczy, które gdzieś tam sobie przygotowywałem, musiały szybciej się toczyć i w tej chwili zajmuje się dwoma, trzema rodzajami działalności. Nie chciałbym tutaj opowiadać o tym, co w tej chwili robię, być może przyjdzie czas, że o tym powiem głośno. Na razie robię swoje.
A nie myślał Pan o tym, by swoje doświadczenie zdobyte jako piłkarz wykorzystać jako trener i przedłużyć swoją przygodę z piłką nożną?
Mnie nigdy do takiej trenerki nie ciągnęło, choć na pewno tego nie wykluczam. Jeśli chodzi o papiery trenerskie, to jeszcze w trakcie grania ładne parę lat temu poczyniłem ku temu pierwsze kroki. Jestem instruktorem piłki nożnej, ale nie wiem, jak to się ma w tej chwili do tych wszystkich szkół, które trzeba ukończyć. Być może dla swojej satysfakcji takie szkoły czy kursy pokończę, jednak… widzę się w piłce nożnej bardziej jako ktoś układający ten sport, a nie trenujący. Mogę dzielić się swoim doświadczeniem. Są jakieś pomysły, żeby pracować z młodzieżą czy z dziećmi, ale na razie to melodia przyszłości. Myślę, że moje doświadczenia w jednej z dziedzin, którymi się teraz zajmuje, sobie spokojnie wykorzystuję i są nawet tego fajne efekty. Być może będzie można kiedyś zrobić z tego użytek w Lechu albo w innym zespole. Najbardziej chciałbym w Lechu, ale czy będzie taka możliwość – to nie jest pytanie do mnie.
Chodzi Pan na mecze Lecha?
Tak, byłem na wszystkich meczach ligowych w Poznaniu.
Czy ma Pan za złe włodarzom to, w jaki sposób Pana potraktowano?
Wydarzyło się, co się wydarzyło, klub miał prawo postąpić tak, jak postąpił, jeśli chodzi o aspekt sportowy, a jeśli chodzi o formę, to jest sprawa tych panów, a nie moja – postąpili tak, jak postąpili. Na ten temat już tyle zostało powiedziane, że nie ma co tego roztrząsać. Jestem bardzo związany z Lechem i nie wiem, czy ktoś jest tam dłużej niż ja. Chyba tylko pan, który opiekuje się boiskami i sprzętem. Jeśli chodzi o moje odejście, mogę mieć swoje zdanie wobec tych, którzy są teraz u sterów Lecha.
Czy nie obawiał się Pan tego, że cała otoczka związana z Pana odejściem może wpłynąć negatywnie na atmosferę w szatni i na wyniki?
Trzeba by zapytać chłopaków. Ja nie chcę mówić, czy jest lepiej, czy jest gorzej. Mogę mieć swoje zdanie na podstawie informacji, czy też tego jak z chłopakami się spotykamy, rozmawiamy, bo ciągle utrzymujemy kontakt telefoniczny. Czy jest dobrze? Myślę, że nie było problemów z atmosferą i wierzę, że takich nie będzie, ale jak to naprawdę wygląda – nie wiem, bo mnie w tej szatni nie ma. Od jednego, drugiego czy trzeciego to trudno wyciągnąć jednoznaczne informacje. Lech ma dzisiaj taką stratę do lidera, jaką ma. Zdaję sobie sprawę z tego, że z potencjału, który drzemie w tym zespole, i z możliwości chłopaków, którzy są w tej drużynie, można wyciągnąć więcej. Lech powinien nie za często oglądać się za siebie. Od pierwszego spotkania na wiosnę musi gonić i chciałbym, żeby dogonił, ale czy tak się stanie – tego nie wiem.
Czy trener Bakero jest tą osobą, która z drużyny wyciągnie jeszcze więcej?
Trenera rozliczają przede wszystkim wyniki. Na pewno był bardzo dobrym piłkarzem, to trzeba mu oddać. Czy bardzo dobrym trenerem? Jak powiedziałem – trenera bronią wyniki i
Bakero jak na razie nie ma tych wyników zbyt spektakularnych. Na pewno ma doświadczenie boiskowe, pokazywał pewne rzeczy, które można było wykorzystać – pod tym względem można się było od niego wiele nauczyć. To, co dostrzegł, zobaczył, zawsze potrafił wykorzystać. Niemniej na ocenę trenera przyjdzie czas po zakończeniu sezonu.
Czy uważa Pan zatem, że decyzja włodarzy wbrew sprzeciwowi fanów o pozostawieniu Bakero na stanowisku trenera jest słuszna?
Ja tutaj nie chcę wchodzić w kompetencje zarządu. Życzyłbym sobie, kibicom i przede wszystkim chłopakom, żeby Lech zaczął grać i żeby został wykorzystany ten potencjał, który jest, oraz żeby Lech zdobył mistrzostwo Polski, grał w pucharach i żeby po roku przerwy do Poznania przyjeżdżały takie drużyny, jakie przyjeżdżały ponad rok temu, bo klub na to zasługuje. Nie jestem jednak do końca przekonany, czy Lech pod wodzą Bakero zacznie to robić, chciałbym się jednak pomylić i na stadionie Lecha świętować sukcesy.
Wracając do kwestii związanych z wspomnieniami z boiska: kto był dla Pana największym przyjacielem z okresu zawodowej gry w piłkę?
Z wszystkimi, z którymi grałem, zawsze się starałem, żeby byli moimi kolegami i żebym ja był kolegą wszystkich, ale wiadomo, jednych się bardziej lubiło, innych mniej. Nie chciałbym tutaj jednak kogoś wymieniać, oceniać.
Nie traktujmy tego w kategorii oceny, ale szczególnego wyróżnienia.
Było przez te kilka lat, kiedy grałem, paru chłopaków, z którymi m.in. spędzało się czas na zgrupowaniach, np.: Maciek Żurawski, Piotrek Reiss, Sławek Peszko, Jarek Bieniuk. Najważniejsze jest to, że do dzisiaj mamy kontakt i wiemy, co u nas się dzieje.
Proszę powiedzieć: Artiom Rudniew czy Robert Lewandowski – kogo było trudniej upilnować na treningu?
Zdecydowanie Robert. Dość szybko, już gdy pojawił się po raz pierwszy na stadionie przy ulicy Bułgarskiej, widać było jego możliwości, które dzisiaj eksplodowały. Mam dużą satysfakcję z tego, że graliśmy w jednym zespole – czy to w Lechu, czy w reprezentacji. Jeżeli będzie się rozwijał w takim tempie jak dotychczas, to będziemy z niego mieli (my i reprezentacja) dużo pociechy i może wkrótce osiągnąć naprawdę bardzo wiele. Nie oznacza to, że Artiom nie może, ale moim zdaniem Robert jest bardziej kompletnym napastnikiem.
Coraz więcej Polaków podąża śladami m.in. Lewandowskiego, o czym świadczą niedawne transfery Borysiuka i Świerczoka do Kaiserslautern. Czy to optymalny kierunek do rozwijania swoich umiejętności, czy może dla niektórych są to za wysokie progi?
Nie używałbym tutaj określenia, że za wysokie progi. Jeżeli ktoś chce osiągnąć sukces, ma motywację, by to zrobić, to jak najbardziej. Tylko w ten sposób można dojść na szczyt, tak jak to w tej chwili robi trzech chłopaków z Borussii. Ale też trzeba popatrzeć na to z troszeczkę innej strony, że nie zawsze te umiejętności można pokazać na boisku. Na to może się składać wiele czynników. W tym roku Kuba Błaszczykowski chciał już odchodzić z Borussii, bo grał Goetze, a on siedział na ławce rezerwowych. Kuba wytrzymał presję i ciśnienie, a w Borussii nie chcą już słyszeć o tym, żeby opuszczał zespół. Należy się cieszyć, że po wielu latach mamy w pucharach na wiosnę dwa zespoły, że chłopcy trafiają do coraz lepszych klubów. To tylko z pożytkiem dla polskiej piłki i reprezentacji. Za trzy, cztery miesiące mamy mistrzostwa Europy i jeżeli to w pełni wykorzystamy, to za parę lat możemy stać się krajem, który przestanie należeć, powiedzmy do tej Europy „B”, tylko do Europy „A”. Oby o naszej lidze dobrze się mówiło, mamy bowiem piękne stadiony, na których będą rozgrywane mecze ligowe. Jeżeli to wszystko pójdzie w parze, to jest szansa na to, żeby tę polską piłkę zmieniać. Nie ma co ukrywać, że na razie jeszcze troszeczkę odstajemy. Chociaż to, że chłopcy wyjeżdżają za granicę, pokazuje, że polska piłka idzie w dobrym kierunku.
Co Pan sądzi o polskich stadionach? Czy ma Pan zamiar je odwiedzić?
Myślę, że tak się stanie, może za Lechem wybiorę się na fajny mecz. Co sądzę o stadionach? Na pewno zaszła jakaś rewolucja w porównaniu z różnymi obiektami, na których się kiedyś grało. Należy się tylko cieszyć.
Jak Pan zareagował na wyniki losowania grup Euro 2012 – czy zgodzi się pan z tym, że szczęście w końcu się do nas uśmiechnęło?
Ja nie chciałbym mówić, że do reprezentacji uśmiechnęło się szczęście. Na mistrzostwa Europy nie przyjeżdżają zespoły, które się na ten turniej zgłaszają, tylko te, które przeszły
kwalifikacje, tak że nie są to słabe ekipy. Nie trafiliśmy na drużyny takie jak Anglia czy Włochy, ale myślę, że jednak na reprezentacje z klasowymi zawodnikami, grającymi w bardzo dobrych klubach. Z tym hurraoptymizmem, że trafiliśmy do fajnej, czyli słabej grupy, to ja bym nie przesadzał.
Wybiera się Pan na jakieś spotkanie?
Myślę, że tak, na pewno się na jakieś wybiorę. Najłatwiej o to będzie w Poznaniu, ale też prawdopodobnie pojawię się na meczach mistrzostw Europy w Warszawie.
Bosacki weź cieciu idź do pośredniaka