Bologna – zespół, który zatrzymał Juventus


25 lutego 2016 Bologna – zespół, który zatrzymał Juventus

Parafrazując określenie wybitnego polskiego golkipera, który w 1973 roku zatrzymał Anglików na Wembley, można stwierdzić, że Bologna w ubiegły piątek dokonała równie heroicznego czynu. Zespół z północy Włoch stanął na drodze rozpędzonego Juventusu i nie pękł, kończąc tym samym niebywałą serię 15 wygranych z rzędu drużyny z Turynu. Dla osób, które obserwują calcio jedynie poprzez livescore, wynik ten może okazać się wręcz sensacyjny, jednak ci, którzy Serie A śledzą regularnie, mają świadomość, że w Bolonii powstała ekipa, która niejednemu faworytowi zdoła jeszcze utrzeć nosa.


Udostępnij na Udostępnij na

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi świętowało awans do Serie A
Kilkadziesiąt tysięcy ludzi świętowało awans do Serie A (fot. Footballtavern.com)

9 czerwca 2015 roku. Po rocznej banicji Bologny ponownie udaje się wywalczyć awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Italii. Drużyna prowadzona wówczas przez dobrze znanego na włoskim rynku trenerów Delio Rossiego zajęła na koniec sezonu zasadniczego czwarte miejsce i o awans musiała walczyć w play-offach. Na drodze Bolognii do upragnionego celu stanęły drużyny Avellino oraz Pescary. Co ciekawe, zasady na zapleczu Serie A są nietypowe i trochę różnią się od tych, z którymi spotykamy się w rywalizacji chociażby w Champions League. Jeśli w dwumeczu obie drużyny będą miały równy bilans bramkowy, to o awansie nie decyduje liczba goli zdobytych na wyjeździe, a miejsce, jakie zespoły zajęły na koniec sezonu zasadniczego. Przepis ten uratował Bolognę, ponieważ zarówno w przypadku dwumeczu z Avellino (wygrana 1:0 na wyjeździe i porażka 2:3 u siebie), jak i finałowej rywalizacji z Pescarą (0:0 na wyjeździe i 1:1 u siebie) rezultaty te w normalnych warunkach nie dawałyby promocji. Jednak wspomniane wcześniej przeze mnie czwarte miejsce po rundzie zasadniczej przy odpowiednio ósmym  i siódmym ich rywali pozwoliły drużynie Rossiego ponownie stanąć do walki z najlepszymi zespołami na Półwyspie Apenińskim.

27 październik 2015 roku. Po porażce na własnym stadionie 0:1 z Interem Mediolan właściciele beniaminka Serie A stracili cierpliwość i zwolnili piastującego stanowisko trenera „Rossoblu” Rossiego. Przyczyną takiego stanu rzeczy były fatalne wyniki z początku sezonu, kiedy to po dziesięciu rozegranych meczach zespół zgromadził raptem sześć punktów i zajmował osiemnastą pozycję w ligowej stawce. Dzień później szefostwo klubu ogłosiło, że nowym szkoleniowcem zostanie Roberto Donadoni. Były selekcjoner reprezentacji Włoch pozostawał bez pracy od maja, kiedy to rozstał się ze zdegradowaną kilka poziomów niżej Parmą. Donadoni podpisał umowę na dwa lata – do końca czerwca 2017 roku.

Zadanie postawione przed doświadczonym szkoleniowcem było jasne i klarowne – spowodować, aby zespół zaczął grać na miarę potencjału, który niewątpliwie w nim drzemał. Przed obecnym sezonem nastąpiło tak zwane przewietrzenie szatni, czego efektem było dokonanie transferów za sumę niespełna 30 milionów euro. Do drużyny dołączyli doświadczeni włoscy zawodnicy – Mattia Destro oraz Emanuele Giaccherini, a z francuskiego Montpellier przyszedł Anthony Mounier. To właśnie ta trójka miała być odpowiedzialna za zdobywanie bramek. W środku pola rządzić mieli zawodnicy, którzy są już od kilku sezonów na Półwyspie Apenińskim: Saphir Taider, Matteo Brighi, Luca Rizzo czy doświadczony Franco Brienza. W defensywie z kolei nie zaszły duże zmiany. Monolit mieli stanowić ci, którzy kilka miesięcy wcześniej wywalczyli awans.

Jedną z pierwszych decyzji nowego trenera była kwestia doboru taktyki. Donadoni od początku chciał, aby jego drużyna grała otwarty i ofensywny futbol, stąd decyzja o postawieniu na system 4–3–3. Tego ustawienia trzyma się cały czas, niezależnie od tego, czy gra z Juventusem, czy z Frosinone. Ponadto 52-letni Włoch dał kredyt zaufania swoim zawodnikom, jednoznacznie twierdząc, że żadne gwałtowne ruchy nie są drużynie potrzebne. Piłkarze poczuli, że przy Donadonim są w stanie w końcu wyjść na prostą. – Mamy jedną z najmłodszych drużyn w lidze, zawodnicy są zjednoczeni, a zdrowie dopisuje. Z każdym kolejnym spotkaniem powinniśmy rosnąć. Postaramy się zrobić to jak najszybciej, jednak mamy świadomość, że przed nami długa i trudna droga – mówił zaraz na początku swojej pracy.

Już po pierwszych meczach za kadencji doświadczonego trenera widać było walkę i zaangażowanie wśród zawodników „Rossoblu”. Pojawiła się determinacja, której próżno było szukać na początku sezonu.

Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. W pierwszych czterech spotkaniach pod wodzą Donadoniego Bologna uzyskała siedem oczek, wygrywając z Atalantą i Hellas, a także remisując z Romą. Pod wodzą nowego trenera poprawiła się także skuteczność. W pierwszych dziesięciu spotkaniach Bologna zdobyła raptem pięć bramek. W kolejnych czterech grach ta sztuka graczom z północy Włoch udała się siedmiokrotnie.

Prawdziwy sprawdzian miał jednak dopiero nadejść w kolejnym meczu, kiedy to na Stadio Renato Dall’Ara zawitał lider z Neapolu. Dla trenera Bologny był to także szczególny mecz, ponieważ w 2009 roku był szkoleniowcem „Azzurich”, jednak po zaledwie siedmiu miesiącach pracy został zwolniony przez prezesa Napoli i jednocześnie producenta filmowego Aurelio De Laurentisa. Donadoni miał wówczas powiedzieć, że Laurentis wie tyle o piłce, co on o filmie.

W grudniowe niedzielne południe na stadionie zjawiło się ponad 20 tysięcy widzów, którzy przecierali oczy ze zdumienia. Na boisku kompletnie nie było widać różnicy, jaka dzieli w tabeli oba zespoły. Zespół znajdujący się wówczas w strefie spadkowej grał jak równy z równym z liderem rozgrywek, nie przestraszył się jego siły ofensywnej i po godzinie gry prowadził 3:0. Ostatecznie mecz skończył się rezultatem 3:2, jednak to spotkanie sprawiło, że kibice uwierzyli już na dobre we własny zespół oraz w pracę, jaką wykonuje Roberto Donadoni. Bologna na dobre opuściła wówczas strefę spadkową.

Wielki występ podopiecznych Donadoniego

Jak do tej pory bilans drużyny pod wodzą byłego selekcjonera to osiem wygranych i po cztery remisy oraz porażki. W kilka miesięcy ze strefy spadkowej drużyna przedostała się do pierwszej dziesiątki i po 26. kolejkach zajmuje dziewiątą lokatę. Perspektywa spadku oddaliła się na bezpieczną odległość, więc Donadoni spokojnie będzie mógł udoskonalać swoją pracę i przygotowywać „Czerwono-Niebieskich” do kolejnego sezonu. Do poprawy jest jeszcze sporo – między innymi kwestia regularności. Bologna potrafi wygrywać i remisować ze ścisłą czołówką (Juventus, Napoli, Fiorentina, Milan), by później przegrać z Frosinone. W najbliższych dwóch spotkaniach Bologna zmierzy się z Palermo oraz Carpi. Kto wie, może dwie wiktorie spowodują, że w regionie Emilia-Romania realnie zaczną myśleć o występach w przyszłorocznej edycji Ligi Europy? Strata do szóstego Milanu to w tej chwili dziesięć punktów.

Zimą dokonano kilku ciekawych wzmocnień. Do zespołu dołączyli Kolumbijczyk Camilo Zuniga, Gwinejczyk Kevin Constant oraz Sergio Floccari. Wszyscy trzej prezentują wysoki poziom i mogą spokojnie walczyć o miejsce w pierwszym składzie.

Amadou Diawara. Czy Bologna straci wkrótce swoją perełkę?
Amadou Diawara. Czy Bologna straci wkrótce swoją perełkę? (fot. Bolognafc.it)

Prawdziwym odkryciem tego sezonu jest jednak zaledwie 18-letni Gwinejczyk z włoskim paszportem – Amadou Diawara. Mimo braku doświadczenia w grze na tym poziomie i piekielnie odpowiedzialnej pozycji, jaką jest defensywna pomoc, młody zawodnik nie boi się rywalizacji i ma pewne miejsce w wyjściowej jedenastce. Diawara zagrał już w tym sezonie łącznie w 25 spotkaniach swojej drużyny, a na boisku spędził blisko dwa tysiące minut. Jeśli już Gwinejczyk nie mógł grać, było to spowodowane pauzą za kartki. Parasol nad zawodnikiem rozciągają powoli wielkie europejskie kluby. Zimą mówiło się o zainteresowaniu ze strony Bayernu Monachium, który oferował Bolognie 10 milionów euro. Jeszcze więcej, bo aż 20 milionów na stół wykładali włodarze Chelsea oraz Manchesteru City. Według „Corriere di Bologna” oferty zostały odrzucone. Niewątpliwie jednak, jeśli młody gracz utrzyma swoją dyspozycję, to tylko kwestią czasu będzie, kiedy opuści Włochy i spróbuje swoich sił za granicą.

Przedstawiciele Bologny widząc, jak dobrze na drużynę wpływa współpraca z Donadonim, postanowili skorzystać z klauzuli zawartej w umowie, która pozwalała włodarzom ze Stadio Renata Dall’Ara na jej automatyczne przedłużenie. Tym samym w połowie lutego stało się jasne, że Donadoni będzie prowadził zespół do końca sezonu 2017/2018. Na konferencji prasowej po remisie z Juventusem stwierdził: – Klub przeszedł przez wiele trudności, ale nasze cele są jasne. Przez ostatnie trzy miesiące pracowaliśmy bardzo dobrze, a drużyna zrobiła progres. Trener odniósł się także do kwestii nowego centrum sportowego, które ma powstać za kilka miesięcy: – Klub z najwyższego poziomu, a takim niewątpliwie jest Bologna, musi mieć świetne warunki, a takie detale są fundamentalne dla rozwoju klubu.

Tak może już niebawem wyglądać obiekt Bologni
Tak może już niebawem wyglądać obiekt Bologny (fot. Calcioefinanza.it)

Kolejną kwestią dotyczącą infrastruktury jest temat nowego stadionu. Stadio Dall’Ara jest prawdziwym „zabytkiem” – mogący pomieścić 40 tysięcy ludzi obiekt został zbudowany jeszcze za czasów Benito Mussoliniego, jednak jak wiele stadionów w Italii jest już zwyczajnie przestarzały i odstający od coraz wyższych europejskich standardów. O potrzebie budowy nowego obiektu mówił już w 2014 roku Joey Saputo, kanadyjski przedsiębiorca branży mleczarskiej i jeden z właścicieli klubu: – Stadion jest bardzo ważnym elementem, kamieniem węgielnym naszego planu odbudowania klubu. Obiekt ten jest pięknym dziełem sztuki, ale to nie sprawi, że pojawi się na nim 30–40 tysięcy ludzi. Nie można nawet kupić kawy. Przy obecnej jego formie wiele rodzin uważa za zbyt niebezpieczne przychodzenie na mecze. Dlatego zamierzamy to zmienić. Drugi z właścicieli, amerykański prawnik Joe Tacopina dodał: – Otrzymaliśmy poparcie od burmistrza miasta, więc spróbujemy przeforsować plan budowy nowego obiektu. Chcemy dać temu klubowi nowy dom do gry w piłkę.

Po kilku nerwowych miesiącach w Bolognie wydaje się, że w końcu można odetchnąć z ulgą. Rozsądnie prowadzony klub z odpowiednim sternikiem może już niebawem stać się realnym konkurentem dla czołówki w walce o europejskie puchary.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze