Pierwszego listopada wspominamy dusze zmarłych z naszych rodzin, otoczenia i innych środowisk. Również osób związanych z futbolem. Są takie chwile, kiedy piłka nożna przestaje być najważniejszą rzeczą w naszej codzienności. Tą granicą jest granica życia i śmierci.
W futbolu wiele było tragicznych przypadków, w których piłkarze swoje ostatnie życiowe chwile spędzili w miejscu swojej pracy – na boisku. Niestety minione kilka lat było pod tym względem rekordowe. Niemal co roku futbolowy świat zapada w żałobę po śmierci piłkarza. Obrazki, na których widzimy zawodników padających na murawę, z niewytłumaczalnych w pierwszym momencie powodów, ciągle budzą w nas szokujące odczucia. Jak to możliwe, że zawodowcy przechodzący przed i w trakcie sezonu wiele specjalistycznym badań, kończą swój ziemski żywot z powodu problemów zdrowotnych?. Jednoznacznej odpowiedzi trudno udzielić, ponieważ ludzie w tym przypadku odpowiedzialni za dopuszczenie zawodników do gry, mogą popełnić błąd. Po drugie, obecna medycyna, mimo że bardzo dobrze rozwinięta, nie potrafi jeszcze zdiagnozować wszystkich zachowań naszego organizmu i zachodzących w nim przemian. Szczególnie jeśli chodzi o sprawy dotyczące funkcjonalności serca.
Piłkarskie serca, które przestały bić
26 czerwca 2003 roku odbyło się półfinałowe spotkanie w ramach Pucharu Konfederacji rozgrywanego na francuskich boiskach. Na Stade Gerland spotkały się reprezentacje Kamerunu i Kolumbii. Dochodziła 75. minuta gry, kiedy w okolicach środka boiska zawodnik „Nieposkromionych Lwów” – Marc Vivien Foe stracił przytomność. Mimo natychmiastowej akcji ratunkowej, 28-letni wówczas zawodnik zmarł w drodze do szpitala. Powodem zgonu był atak serca. Jego śmierć była dla wszystkich ogromnych szokiem, a Kamerun mimo awansu do finału rozważał, na znak żałoby, rezygnację z ostatniego występu. Finał z Francją piłkarze z Afryki jednak rozegrali i w ten sposób uczcili pamięć swojego kolegi. Gospodarze wygrali (1:0), a zdobywca decydującej bramki, Thierry Henry, po jej strzeleniu, uniósł palec w stronę nieba. Wynik był sprawą drugorzędną, dlatego nikt nie miał zamiaru celebrować zwycięstwa. Piłkarze Francji i Kamerunu potrafili wspaniale się zjednoczyć. Rozgrywki najlepszych drużyn z poszczególnych kontynentów miały przyjąć nazwę – Pucharu Marca Viviena Foego. Do dzisiaj jednak FIFA nie zdecydowała się na taki krok.
Niemal pół roku później (24 stycznia 2004r) dotarły do nas wieści o śmierci kolejnego zawodowego piłkarza. Na boisku w Guimares miejscowa Vitoria grała ligowe spotkanie z Benficą Lizbona. Dopiero w doliczonym czasie gry goście zdobyli zwycięską bramkę, pozwalającą na zgarnięcie kompletu punktów. Piłkarze z Lizbony długo celebrowali zdobycie gola, a Miklos Feher swoją radość przedłużył do tego stopnia, że sędzia upomniał go żółtą kartką. Węgier tylko się uśmiechnął i zaczął truchtać w stronę środka boiska. Niestety był to jego ostatni uśmiech, ponieważ po przebiegnięciu kilku metrów bezwładnie padł na murawę. Piłkarz został przewieziony do szpitala, gdzie, pomimo kilkugodzinnej akcji ratunkowej, zmarł z powodu ataku serca. Władze Benfiki postanowiły, że w barwach „Orłów” z numerem 29. nie zagra już żaden piłkarz. Nieopodal stadionu Da Luz powstał również pomnik z wizerunkiem Węgra, upamiętniający jego piłkarską karierę .
25 sierpnia 2007 roku FC Sevilla zainaugurowała ligowy sezon w Hiszpanii. Jej pierwszym rywalem był zespół Getafe, z którym miejscowi łatwo sobie poradzili i wygrali 4:1. O wyniku szybko jednak zapomniano, ponieważ w 31. minucie spotkania doszło do fatalnego w skutkach wydarzenia. Obrońca gospodarzy – Antonio Puerta stracił przytomność. Dzięki szybkiej reakcji kolegów z boiska (Palopa i Dragutinovica), Hiszpan nie zakrztusił się własnym językiem i odzyskał przytomność. Został zmieniony i udał się do szatni, gdzie niestety znów zasłabł. W bardzo ciężkim stanie został przewieziony do szpitala, w którym lekarzom udało utrzymać się go przy życiu. Jednak z powodu kilkukrotnego procesu zatrzymania akcji serca, trzy dni później Puerta zmarł. Niecały miesiąc później na świat przyszedł jego potomek, który, na znak pamięci o swoim ojcu, otrzymał imię Antonio. Śmierć 23-letniego zawodnika spowodowała akt pojednania kibiców obu klubów z Andaluzji - Betisu oraz Sevilli. W reprezentacji Hiszpanii Puerta rozegrał jedno spotkanie. Być może bilans uległby poprawie na tegorocznych ME, gdzie podopieczni Luisa Aragonesa zdobyli złoto. Kilka dni po finale tej imprezy, podczas celebracji w Madrycie, Sergio Ramos miał na sobie białą koszulkę z wizerunkiem Antonia oraz numerem 16. na plecach. W ten sposób tryumf na boiskach w Austrii i Szwajcarii został zadedykowany również tragicznie zmarłemu piłkarzowi.
Futbol a śmierć
Fatalnych w skutkach boiskowych wypadków było dużo więcej. To jednak trzy wymienione powyżej zostały w największym wymiarze ukazane społeczeństwu. Oczywiście najlepiej gdyby te wydarzenia nie miały w ogóle miejsca. Jednak to dzięki tym smutnym momentom magia futbolu pokazała po raz kolejny swój ogrom. Ludzie bez względu na kibicowskie upodobania stanęli w jednym szeregu i mówili wspólnym głosem. A przecież są to trudne momenty, ponieważ pojęcie śmierci, mimo że nieodzowne w naszej egzystencji, jest synonimem smutku i rozpaczy. Ma w sobie też siłę, która pozwala na długo, lub tylko na moment wyzwolić w nas uczucie osobistej zadumy, a często także wspomnianej jedności z innymi ludźmi. Dzisiaj jest na to odpowiedni moment, ponieważ najważniejsza jest pamięć o tych, których wokół nas już nie ma.
[*][*][*]
pamięć o nich nie zaginie
[*][*][*]