W ostatni piątek na platformie Netflix zadebiutował nowy film o tematyce piłkarskiej – „Antoine Griezmann: Historia legendy”. Jak prezentuje się ten dokument?
Nie jest to film długi, trwa bowiem raptem godzinę. Warto go jednak zobaczyć, jeżeli chcemy lepiej poznać reprezentanta Francji. Historia skupia się na występie Francuzów na mundialu, ale pozostałe rzeczy ukazane w tym filmie również są warte obejrzenia.
Kontrowersyjny tytuł
Tytuł filmu jest poniekąd mylący. Trudno bowiem w tej chwili traktować reprezentanta Francji jako legendę. Co prawda jest mistrzem świata, ale nie da rady nazywać 28-letniego zawodnika legendą. Co najwyżej piłkarzem do tego tytułu aspirującym. W klubowej karierze jego największym sukcesem (i jedynym z Atletico) jest wygranie Ligi Europy w ostatnim sezonie. Oczywiście jeżeli przez kilka najbliższych lat pozostanie graczem Atletico, ma szansę zbudować swoją legendę w tym klubie. Sam zainteresowany mówi zresztą w filmie o tym, że nie zamierza opuszczać Madrytu. W tej chwili jednak patrząc pod jakimkolwiek kątem, trudno nazwać Francuza legendą futbolu.
Problemy na początku
Fanów piłkarza na pewno zainteresuje historia o początku jego piłkarskiej kariery, a w zasadzie o tym, jak we Francji w niego nie wierzono. Griezmann i jego ojciec opowiadają, jak młody Antoine był odpalany przez kolejne kluby tylko z powodu swoich warunków fizycznych. To smutna historia o tym, jak postrzegany może być nawet najbardziej utalentowany młody chłopak we Francji. Z filmu dowiadujemy się, jak Griezmann tak naprawdę dzięki przypadkowi w wieku 14 lat trafił do Realu Sociedad. Jest to jeden z ciekawszych wątków, bo ukazuje, jak kształtował się talent przyszłego mistrza świata. A jak już jesteśmy przy mistrzostwach świata w Rosji…
Punkt kulminacyjny = Rosja
Główną osią filmu jest występ Griezmanna na rosyjskim mundialu. To właśnie ta impreza jest ukazana jako punkt kulminacyjny kariery 28-latka i wydarzenie, dzięki któremu zbudował swój pomnik. Przy okazji możemy zobaczyć kilka niedostępnych normalnie zdjęć dzięki temu, że kamery Netflixa w trakcie mundialu towarzyszyły reprezentantowi Francji w szatni. W tym samym czasie przy okazji toczy się opowieść Francuza na temat turnieju z jego punktu widzenia. Film wyraźnie podkreśla rolę, jaką odegrał napastnik Atletico w zdobyciu przez Francuzów mistrzostwa. Dodatkowo o mundialu sporo wypowiadają się selekcjoner Francuzów Didier Deschamps oraz koledzy z Atletico – Lucas Hernandez z Francji i przyjaciel Griezmanna, Diego Godin z Urugwaju.
Griezmann wyjaśnia w filmie kilka ciekawostek z turnieju. Chociażby tłumaczy, dlaczego po bramce strzelonej Urugwajowi nie okazywał radości. Widzimy, jak swojego lidera uwielbiają koledzy. Jednak film ma też swoje minusy.
Olane Euro
Sporym minusem jest to, że o Euro 2016, w trakcie którego Griezmann został królem strzelców, wspomniano może 30 sekund. Kompletnie pominięto ten turniej. Można to w sumie tłumaczyć tym, że twórcy filmu chcieli pokazać tylko zwycięstwa Griezmanna. Tymczasem mistrzostwa we Francji są traktowane przez gospodarzy jako porażka ze względu na brak złota i fakt, że w finale turnieju Francuzi ulegli Portugalii. Poza tym moim zdaniem zbyt mało miejsca poświęcono wygranemu przez Atletico Madryt finałowi ubiegłorocznej Ligi Europy. Dodatkowo wśród osób wypowiadających się o Francuzie w filmie zabrakło Diego Simeone, który przecież miał olbrzymi wpływ na karierę Griezmanna.
Wzruszająca historia
Ten film to pełna wzruszeń historia o tym, jak dzięki ciężkiej pracy, szczęściu i poświęceniu można dojść na sam szczyt. Są momenty, gdy Griezmannowi ciekną z oczu łzy, szczególnie gdy wspomina wydarzenia z 2015 roku, gdy w Paryżu doszło do zamachów w klubie Bataclan. W produkcji Netflixa rysuje się bowiem przy okazji obraz człowieka bardzo rodzinnego, a także osoby niezwykle sympatycznej. Widać, że pomimo kariery, jaką zrobił Francuz, nie uderzyła mu do głowy woda sodowa. Jednocześnie mimo całej opowiedzianej historii sądzę, że tytuł jest na wyrost, właściwszym byłby: „Antoine Griezmann: Kandydat na legendę”.
Jeden z lepszych artykułów Pawła. Prosimy o więcej.