Bez pardonu: Mali herosi


Ciemne chmury po raz kolejny pojawiły się na horyzoncie. Kap, kap… ciężkie krople deszczu leniwie zaczynają bić w okno. Nie tak winna wyglądać letnia pora. Pogoda w ostatnich latach jest jednak wyjątkowo kapryśna i kolejne wieczory przychodzi nam spędzać w domowym zaciszu, najczęściej przed wszelkiej maści szkodzącymi na zdrowie ekranami. A tam? Nuda. Kolejne powtórki wysłużonych sitcomów i telenowel, dawno obejrzane filmy i retransmisje futbolowych zmagań. No dobrze, dla najwytrwalszych piłkarskich koneserów jest jeszcze zarywanie nocy z Copa America i... właśnie - rozgrywany w Kraju Klonowego Liścia młodzieżowy czempionat, który wkracza powoli w decydującą fazę.


Udostępnij na Udostępnij na

A tam, co dla nas najważniejsze, wśród 16 najlepszych młodzieżowych ekip globu znaleźli się biało-czerwoni. Przed startem rozgrywek mało kto spodziewał się, że polskie orzełki przebrną przez grupę śmierci. Po inauguracyjnym tańcu z brazylijskimi gwiazdkami (jeden Alexander Pato jest wart kilkakrotnie więcej niż cała nasza ekipa razem wzięta) dotychczasowi sceptycy i wichrzyciele zaczęli wspominać nawet o medalu, ale już kilka dni później z nieba na ziemię w bardzo bolesny sposób sprowadzili nas ziomkowie z USA. Sinusoidalna postawa i nierówna forma to jednak przymioty dla piłki młodzieżowej charakterystyczne i nasz zespół kanadyjską przygodę zakończyć może zarówno na najbliższej rundzie, jak i podczas wielkiego finału. Samo wyjście z grupy śmierci stanowi już jednak osiągnięcie niewątpliwe.

Jak to zazwyczaj bywa, sukces ma wielu ojców. Pochwały należą się z pewnością Michałowi Globiszowi, który odpowiednio ułożył zespół pod względem taktycznym i nie bał się kadrowej rewolucji po nieudanym poznańskim turnieju z lipca 2007. Nie ma też żadnych wątpliwości, że triumf nie miałby miejsca bez udziału Leo Beenhakkera. Holender dołączył w Kanadzie do ekipy, słusznie wywiązując się z roli swego rodzaju ‘nadtrenera’ wszystkich drużyn narodowych, która przysługuje opiekunowi kadry A. Już sama obecność Leo podczas zgrupowania dała podopiecznym Globisza ogromny impuls do walki i wytężonej pracy, a mądre słowa zasiały w ich serach optymizm i wiarę we własne możliwości.

A tak swoją drogą, tylko pozornie odbiegając od tematu… ciekawi mnie niezmiernie, jak czują się teraz panowie Grosicki, Korzym i Marciniak? Bo ja, gdy o nich myślę, odczuwam jakąś dziką satysfakcję. Podopieczni Michała Globisza ukarali ten niepokorny tercet w najlepszy możliwy sposób, wyłączając ich z możliwości celebrowania niekwestionowanego sukcesu i dzielenia między sobą transferowego tortu. A po efektownym epizodzie Legii w Pucharze Intertoto i boiskowej postawie samego zawodnika zaczynam odnosić wrażenie, że na wybryku takiego Korzyma faktycznie zyskała przynajmniej jedna strona. Zgadnijcie która.

I wracając do części radośniejszej… triumf nad Brazylią odbił się szerokim echem nie tylko między Odrą i Bugiem, ale na całym globie. W kraju niemal natychmiast pojawili się jednak ludzie negujący historyczny sukces i wskazujący na wyjątkową słabość Canarinhos, których pokonać w sobotnią noc było ponoć dziecinnie łatwo. Na miłość boską, ale przecież to wciąż jest Brazylia! Polacy po raz drugi w historii pokonali przybyszów z kraju piłkarskich bogów, a tymczasem podrzędni kopacze, którym nigdy nie było dane zaznać podobnego triumfu, próbują umniejszać sukces młodszych kolegów po fachu. Trudno się jednak dziwić ligowym gwiazdeczkom, wszak im nigdy nie było i nie będzie już dane wprawić kibiców w taką euforię i grać na podobnym poziomie.

Nawet jeśli Orzełki ulegną Argentynie, to i tak na długo pozostaną w naszej pamięci. Za to wiadro szczęścia, chwile nieskrępowanej euforii i ekstazy, w jaką wprawili nas swoimi kanadyjskimi popisami. To właśnie dla chwil takich jak triumf nad Brazylią, czy niezapomniany mecz z Portugalią, zostaje się kibicem. I nie ważne, czy pojedyncze sukcesy będą miały kontynuację, przeżytej radości nikt już nam nie odbierze. Oczywiście, w młodzieżowych rozgrywkach chodzi przede wszystkim o to, by jak najwięcej z tych młodych zdolnych w najbliższej przyszłości przebiło się do kadry A. Zmarnowanych generacji mieliśmy już zbyt wiele, by dołączyli do nich także Białkowski i jego koledzy.

Tym razem sytuacja jest jednak inna – bohaterowie młodzieżowego mundialu z pewnością już niebawem zasilą kadry uznanych kontynentalnych ekip, gdzie odpowiednio prowadzeni własnego talentu nie będą już w stanie zaprzepaścić. Wrota do piłkarskiego raju jak na razie uchylone zostały przed Dawidem Janczykiem, a to dopiero początek transferowych propozycji, które lawinowo posypią się dopiero po odprawieniu Argentyńczyków… Mission impossible? Przed meczem z Brazylią też niewielu wierzyło w zwycięstwo. A Młodzieżowy futbol jest nieprzewidywalny i nasi mali herosi z pomocą odrobiny szczęścia są w stanie pokonać absolutnie każdego.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze