Piłkarska Polska zapewne nie może jeszcze uwierzyć w to, co w środowy wieczór wydarzyło się na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej 3 w Warszawie. Stolica świętuje, reszta bije brawo, świat pewnie nieco drwi z Realu. Ale nie musi, to Legia zrobiła wszystko, by „Królewscy” mieli nietęgie miny po wyjeździe z Polski. Kto by pomyślał, że po bramce Kovacicia to my będziemy czuć niedosyt z wyniku i „zaledwie” jednego punktu? Taki sukces nie byłby możliwy, gdyby nie kilka postaci.
Po meczu cały Internet, cała prasa, wszyscy komentatorzy pospieszyli z komplementowaniem wielkiego Radovicia, wspaniałego Vadisa Odjidję-Ofoe czy niestrudzonego Guilherme. Słusznie, zasłużyli na pochwały w pełni. Warto jednak złożyć hołd kilku znacznie cichszym bohaterom, tym, bez których nie byłoby mowy nie tylko o punkcie, ale też dobrej postawie całej reszty. O kim mowa?
Thibault Moulin
Kiedy przyszedł do Legii, Besnik Hasi wypowiadał się o nim w samych superlatywach. Po meczu z Jagiellonią sami uwierzyliśmy, że Francuz będzie przerastał ligę i resztę zespołu o klasę. Potem natłok spotkań, seria niepowodzeń całej ekipy i wszechobecna presja stłumiły środkowego pomocnika. Mówiono o nim per „człapak”, zastanawiano się, kim tak naprawdę jest (defensywnym, ofensywnym, bliżej nieokreślonym graczem środka pola). Regulowanie tempa zmieniło się w zwalnianie, porównania do Helio Pinto zaczęło wydawać się krzywdzące… dla Pinto rzecz jasna. Ostatnio jednak widać było zwyżkę formy, lepszą dyspozycję. Niesamowita praca w defensywie połączona ze zdolnością do kreowania akcji w ataku – gdyby nie efektowny Vadis Odjidja-Ofoe pewnie ktoś zdążyłby już publicznie Moulina pochwalić. Starcie z Realem to apogeum, takiego Francuza chcemy oglądać zawsze. Perfekcja w destrukcji, odwaga w ofensywie. No i ta bramka. Cudo, coś pięknego. Ale nawet bez niej Pan Piłkarz Thibault Moulin zasłużył na owacje na stojąco. Tak powinien grać gracz na poziomie Champions League.
https://twitter.com/PolishVideos/status/793929687781281793
Michał Kopczyński
Kandydatura bardzo nieoczywista. Mimo wszystko Jacek Magiera rzucił niedoświadczonego piłkarza na otwarte wody Pacyfiku. Po rzucie karnym, który spowodował w końcówce meczu z Lechem, nie mogło być bardziej spektakularnej okazji do rehabilitacji. I Kopczyński poradził sobie znakomicie. Nie był widoczny, ale gracze tego typu nigdy nie są. Nie wchodził w dryblingi, bo i po co? Robił to, czego wymaga się od dobrej „szóstki”, harował za trzech, przeszkadzał rywalowi w rozegraniu, mądrze wyprowadzał piłkę i nie spowalniał przy tym tempa gry. Kto by pomyślał, że 24-latek pół roku temu przegrywał w rezerwach z Pelikanem Łowicz, nie licząc specjalnie na większą szansę i powoli rozglądając się na nowym klubem. Dziś tak naprawdę to on z legijnego grona talentów rocznika 1992 ma teoretycznie najbliżej do wielkiej piłki. Abstrakcja.
Ale Kopczyński to mnie dzisiaj zaimponował. Jodełka powinien posiedzieć trochę i zobaczyć czy twarde te ławki mamy.
— Maciej eS (@MSympatyczny) November 2, 2016
Bartosz Bereszyński
Po spotkaniu w Madrycie chwalono ofensywne zapędy Adama Hlouska (choć zawalił przy pierwszej z bramek), po starciu przy Łazienkowskiej nie sposób nie docenić Bartosza Bereszyńskiego. Cristiano Ronaldo miał kiedyś problemy z Grzegorzem Bronowickim, Pawłem Golańskim i Łukaszem Piszczkiem. Teraz kolejny polski boczny defensor zrobił wszystko, by wryć się w pamięć portugalskiemu gwiazdorowi. Po dwóch latach różnych problemów „Bereś” znów zaczyna przypominać to wielkie odkrycie z czasów swojego początku w Legii. Nieustępliwy, waleczny, bardzo szybki, wytrzymujący bez wysiłku trudy całego spotkania. W kadrze narodowej już całkiem niedługo będzie na jego pozycji wakat. Jeśli zawsze będzie prezentował się tak samo jak w środę, to nie widzimy przeciwwskazań, by to on był sukcesorem Piszczka.
Michał Pazdan
Początek sezonu nierówny, mówiono, że jeszcze nie doszło do niego, że skończyło się niezwykle udane Euro. Później nieco kłopotów zdrowotnych i znacznie gorszy okres. Po meczu z Koroną pierwsze poważniejsze głosy krytyki bijące na alarm. Z Pazdanem dzieje się coś niedobrego. Nawet jeśli, to „Pazdek” po prostu stworzony jest do meczów wielkich. Na Real potrafił wykrzesać z siebie maksimum, znów raz po raz wybijając futbol z wielkich piłkarsko głów graczy Realu. Kilka razy ratował Legię w sposób bezpośredni, bez jego interwencji co najmniej w trzech przypadkach piłka zmierzała już do pustej siatki. Po takich spotkaniach coraz bardziej wydaje się, że Michał Pazdan jest już gotowy na wyjazd do mocniejszej ligi.
Wiadomo, że bohaterem zbiorowym drużyna, ale bohater indywidualny to Michał Pazdan. Powrót do reprezentacyjnej formy we właściwym momencie.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) November 2, 2016
Jacek Magiera
The last but not the least. Bez szkoleniowca (i pewnie też bez jego asystenta w osobie Aleksandara Vukovicia) piłkarze Legii nie wierzyliby raczej w to, że walka o punkty z Realem może się udać. Dobra reakcja na to, co dzieje się w zespole (Tomasz Jodłowiec na ławce, zmiana Nikolicia), trochę psychologicznych zagrywek i ciągła praca nad brakami, zwłaszcza w ofensywie. To zastanawiające, bo wydawało się, że łatwiej będzie wyprostować problemy w obronie. Legioniści zaczęli solidnie punktować, momentami swoją grą porywają, więc wszystko jest w porządku. Dacie wiarę, że dwa miesiące temu Magiera szykował się na wyjazdowy mecz Zagłębia Sosnowiec ze Zniczem Pruszków w pierwszej lidze? Że kandydatem do zastąpienia Besnika Hasiego stał się tak naprawdę dopiero po jego nagłym zwolnieniu? Początek ma tak obiecujący, że wszystko zapowiada wieloletnią przygodę z Legią. Z korzyścią dla obu stron rzecz jasna.