Czy dziewięć długich lat spędzonych w jednym klubie, dla którego piłkarz oddawał serce oraz zdrowie w każdym meczu, to wystarczający czas, aby pozwolić mu na godne pożegnanie się z kibicami podczas jednego z najważniejszych meczów zespołu w bieżącym sezonie? Wielu bez zastanowienia odpowiedziałoby, że tak. Jednak obecny szkoleniowiec Legii Warszawa Henning Berg ma odmienne zdanie na ten temat, czego najlepszym przykładem było odesłanie na trybuny Amsterdam Arena w meczu Ligi Europy z miejscowym Ajaxem Miroslava Radovića.
Popularny „Rado” od 2006 roku z sukcesami reprezentował barwy „Wojskowych”, do których przeniósł się po trzyletniej przygodzie z Partizanem Belgrad. Jak nietrudno policzyć, zdecydowaną większość dotychczasowej seniorskiej kariery Serb z polskim paszportem spędził właśnie w Warszawie, z którą (o czym mówił już w wielu wywiadach) planuje związać przyszłość. Niestety w czasach, kiedy pieniądz rządzi światem, 31-letni zawodnik nie mógł odmówić chińskiemu Habei China Fortune, które zaoferowało mu aż sześć milionów złotych za sezon gry w ich barwach. Biorąc po uwagę długość dwuletniego kontraktu wiążącego Radovića z drugoligowcem, łatwo policzyć, że zawodnik może liczyć aż na 12 milionów złotych oraz dodatkowe premie uwarunkowane oczywiście wynikami drużyny. Trzeba przyznać, że jest to suma działająca na wyobraźnię każdego piłkarza występującego na co dzień w polskiej ekstraklasie.
Aspekt finansowy nie przekonał jednak norweskiego szkoleniowca, który tak mocno poczuł się urażony decyzją napastnika, że postanowił odebrać mu możliwość oficjalnego pożegnania się z kibicami podczas meczu 1/16 finału Ligi Europy przeciwko Ajaxowi Amsterdam, na które piłkarz zasłużył. Sam zainteresowany nie krył rozczarowania zaistniałą sytuacją, o czym mówił w pomeczowym wywiadzie.
O ile decyzja o wykluczeniu ze składu czołowego zawodnika warszawskiej drużyny była bardzo nieudanym pomysłem, o tyle frustracja Berga z powodu straty czołowego snajpera, której sam nie krył w ostatnim wywiadzie, jest jak najbardziej zrozumiała. – Dużo mówi się o tej sprawie, ale moja opinia jest jasna. Chcę, żeby Radović pozostał w Legii. Jako klub z ambicjami i konkretnymi celami nie możemy stracić takiego piłkarza tuż przed końcem okna transferowego. Nasze szanse sukcesu zostaną zmniejszone, jeśli odejdzie. Szkoda, że to wszystko działo się teraz, przed bardzo ważnym meczem. Zawodnik nie był w stanie zagrać na sto procent, dlatego usiadł na trybunach.
Legia w tym sezonie miała obronić tytuł mistrza Polski, po raz drugi z rzędu zdobyć puchar kraju, a także osiągnąć naprawdę wielki sukces w Lidze Europy, co bez skutecznego egzekutora może okazać się bardzo trudne do wykonania.
Nie jest tajemnicą, że Radović planuje wyjazd do Chin z myślą o zapewnieniu godnego bytu rodzinie, czego z pewnością uda mu się dokonać po podpisaniu kontraktu. Nie jest jednak przesądzone, że gwiazda Legii zostanie w tej egzotycznej lidze przez cały okres trwania umowy. Wystarczy spojrzeć na podobne ruchy trochę bardziej znanych piłkarzy jak Alberto Gilardino czy Alessandro Diamanti, którzy również w podobnym wieku wyjechali do Chin w celach czysto zarobkowych i po niespełna roku gry dla tamtejszego Guangzhou Evergrande powrócili na zasadzie półrocznego wypożyczenia do Serie A, aby znów zakosztować piłki na najwyższym poziomie. Niewykluczone więc, że podobny los czeka „Rado”, który pracodawcę w polskiej ekstraklasie znajdzie zawsze, nawet w wieku 33 lat.
Pozostaje mieć nadzieję, że zaistniała sytuacja będzie ewenementem na skalę polskiej piłki, ponieważ poziom naszej ligi nie jest na tyle wysoki, aby pozwolić sobie na zniechęcanie w ten sposób do potencjalnych transferów piłkarzy, którzy w przyszłości mogliby wnieść nową jakość w cotygodniowe konfrontacje ekstraklasowych drużyn.