Inauguracja sezonu (nie)zgodnie z planem? Zmienne szczęście beniaminków PKO Ekstraklasy


Pierwsza kolejka nie przyniosła ani chwały, ani wstydu

21 lipca 2019 Inauguracja sezonu (nie)zgodnie z planem? Zmienne szczęście beniaminków PKO Ekstraklasy
Łukasz Sobala / Press Focus

Piłkarze ŁKS-u i Rakowa rozpoczęli zmagania w najwyższej klasie rozgrywkowej. Drużyna z Łodzi, po wyrównanym spotkaniu, zremisowała z jedną z najlepszych drużyn poprzedniego sezonu - Lechią Gdańsk. Raków musiał uznać wyższość Korony Kielce. Z pewnością zarówno jedna, jak i druga drużyna nie jest zadowolona z inauguracji. Powodów do większych zmartwień na horyzoncie również nie widać.


Udostępnij na Udostępnij na

W Łodzi czuć było wielkie święto. Powrót do ekstraklasy po siedmiu latach tułaczki w niższych ligach z pewnością bardzo cieszył kibiców. Ten okres to nie tylko odbudowa zasłużonego klubu, ale przede wszystkim nabywanie własnej tożsamości, stylu, charakteru. Cel został zrealizowany w stu procentach. Przed startem PKO Ekstraklasy ŁKS mógł czuć się mocny – beniaminek to obecnie dobrze zarządzany klub, z piłkarzami, którzy chcą dawać z siebie wszystko i kibicami, na których zawsze można liczyć.

Raków to także dobrze zorganizowany zespół, który mocno stawia na stabilizację i kolektyw. Te dwie cechy mają stanowić siłę drużyny z Częstochowy w nadchodzącym sezonie. Zwycięzca pierwszej ligi w sezonie 2018/2019 już wtedy mógł zaczerpnąć sporo doświadczenia podczas spotkań z najlepszymi drużynami w Polsce. Dotarł bowiem do półfinału Pucharu Polski.  Mało tego! Pokonał Lecha Poznań i ówczesnego mistrza Polski – Legię Warszawa. Nieznacznie uległ także w 1/2 finału Lechii Gdańsk. Gra i wyniki osiągane przez Raków budziły respekt i szacunek dla drużyny. Wszystko wskazywało więc na bezproblemowe wejście beniaminka w świat polskiej elity klubowej…

ŁKS-u miłe początki

Już w pierwszej kolejce ŁKS czekało nie lada wyzwanie. Rywalem „Rycerzy Wiosny” była trzecia drużyna poprzedniego sezonu. Gdańska Lechia w tym sezonie ostrzy sobie zęby na zdobycie mistrzostwa Polski. Mecze z beniaminkami może traktować więc jako te z serii obowiązkowych do wygrania. Faworyt był więc jeden.

Pomimo wszystko, ŁKS wkraczał do ekstraklasy bez kompleksów. Widać to było już od pierwszych minut spotkania. Filozofia gry ofensywnej Kazimierza Moskala miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. ŁKS stworzył kilka dogodnych sytuacji, którym brakowało przysłowiowej „kropki nad i”. W drużynie gospodarzy wyróżniał się Hiszpan Daniel Ramirez. Jego podania kreowały najgroźniejsze akcje ŁKS-u.  Lechia przebudziła się dopiero w trzecim kwadransie meczu, przejmując inicjatywę. Ten stan rzeczy nie trwał jednak długo. Istotnym momentem spotkania, jeśli nie najważniejszym, był brutalny faul Żarko Udovicicia. Kibice zgromadzeni na stadionie przy Alei Unii Lubelskiej stali się jeszcze mocniej zmobilizowani, by weprzeć swój zespół. Wszystko wskazywało na to, że Łódzki Klub Sportowy idzie po niespodziankę i pierwsze zwycięstwo w sezonie.

Pozostanie niedosyt

Mimo gry w przewadze, beniaminek nie sprostał zadaniu. Podobnie jak na początku spotkania, szwankowało wykończenie. Liczne próby zawodników ŁKSu, w tym przede wszystkim wspomnianego już Ramireza, nie znalazły swojego miejsca w siatce rywali. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Przed spotkaniem Kazimierz Moskal i jego zawodnicy mogli taki wynik „brać w ciemno”. Przebieg meczu może pozostawiać jednak spory niedosyt. Bramek nie było, ale tempo gry przekonywało większość sympatyków polskiej piłki. Takie mecze w ekstraklasie po prostu chce się oglądać. Z pewnością czeka nas jeszcze wiele takich spotkań. Przyszłość maluje się więc w pozytywnych barwach.

Falstart Rakowa

Kibice drużyny z Częstochowy na pierwszy mecz swojego zespołu podróżowali około osiemdziesięciu kilometrów. Niestety stadion przy ul. Limanowskiego nie spełnia wymogów licencyjnych. Raków inaugurował więc sezon w Bełchatowie. Taki stan rzeczy utrzyma się przynajmniej do rundy wiosennej. Mecz z Koroną, teoretycznie domowy, nie przyniósł udanego początku sezonu. Częstochowianie od pierwszych minut sprawiali wrażenie nieco spiętych. W zespole beniaminka wyróżniał się bramkarz – Michał Gliwa. Zaliczył sporo udanych interwencji, kilkakrotnie ratując swój zespół przed utratą bramki. Korona przeważała, by w końcu dopiąć swego. W czterdziestej dziewiątej minucie pierwszy błąd Gliwy przerodził się w rzut karny dla zespołu gości. Pewnie wykorzystał go Adnan Kovacević.

Ciężko było doszukać się jakichś pozytywnych aspektów w grze zwycięzcy Fortuna 1 Ligi z poprzedniego sezonu. W ofensywie rzadko udawało się kreować coś sensownego. Z pewnością drużynę prowadzoną przez Marka Papszuna stać na zdecydowanie więcej.

Inna drużyna?

Ekipa Rakowa w niczym nie przypominała zgranej ekipy z poprzedniego sezonu. Czy to powód do zmartwień? Wydaje się, że nie. Warto dać drużynie więcej czasu na pokazanie swoich umiejętności. Należy pamiętać, że to dopiero pierwszy mecz sezonu. Być może to gorszy dzień, być może lekki paraliż związany z grą w ekstraklasie. Z pewnością odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości pomogą drużynie ich wierni kibice, którzy w liczbie trzech tysięcy zjawili się na pierwszym meczu. To dobra liczba, biorąc pod uwagę odległość dzielącą Częstochowę od Bełchatowa.

Drużynie potrzebne jest więcej pozytywnych zrywów, indywidualnych akcji i brania przez zawodników środka pola większego ciężaru gry na siebie. Wtedy powinno wyglądać to znacznie lepiej. Jak jedna jaskółka nie czyni wiosny, tak jeden nieudany mecz o niczym nie przesądza…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze