Obaj szkoleniowcy mogą dokonać w tym sezonie rzeczy niesamowitych. Heynckes może zdobyć drugą potrójną koronę z Bayernem, zaś Zidane trzeci raz z rzędu wygrać Ligę Mistrzów. W zasadzie dla obu trenerów ewentualny triumf w tych rozgrywkach będzie trzecim w karierze.
Kto kogo przechytrzy i zbliży się do kolejnego wielkiego sukcesu w swojej przygodzie na ławce trenerskiej?
Przede wszystkim spokój
Takie motto przyświeca chyba przez cały sezon Bayernowi Heynckesa. Grają bardzo wyważoną piłkę opartą przede wszystkim na minimalizowaniu możliwości popełnienia jakiegokolwiek błędu. Dyscyplina taktyczna, zwarte ustawienie wszystkich formacji, utrzymywanie się przy piłce, jednak nie za wszelką cenę. Wszystkie te elementy stanowią o sile „Bawarczyków” w tym sezonie.
Po bardzo słabym początku, jeszcze kiedy szkoleniowcem drużyny był Carlo Ancelotti, przyszły bardzo dobre czasy. Jupp potrafił przede wszystkim zmobilizować piłkarzy, dać im impuls do lepszej gry, poprawić atmosferę. Ma to coś, czego brakowało Ancelottiemu. Pomogło mu też to, że w zespole jest kilku kluczowych graczy, z którymi zdobywał potrójną koronę w 2013 roku. Tacy zawodnicy jak Robben czy Ribery traktują Heynckesa jak ojca, który poprowadził ich do wielkich triumfów. Są w niego zapatrzeni jak w obrazek, poszliby za nim w ogień, a dzięki swojemu ogromnemu wpływowi na cały zespół udało im się zaszczepić w każdym to uwielbienie Juppa. Dzisiaj Bayern to prawdziwy „team spirit”.
Pod jego skrzydłami każdy piłkarz wszedł na wyższy poziom. Najlepszymi przykładami są chociażby James Rodriguez czy Thomas Mueller. Obaj zawodnicy na początku sezonu nie spisywali się na miarę swoich możliwości. Wypożyczenie Jamesa media zdążyły już nawet uznać za kompletny niewypał i zastanawiano się, czy nie warto będzie go zimą odesłać z powrotem na Santiago Bernabeu. Mueller ma w tym sezonie wyśmienite statystyki. W 40 meczach zdobył 15 bramek i dołożył do tego 16 asyst. Widać, że po słabym poprzednim sezonie wraca chyba wreszcie prawdziwy król strzelców mundialu z 2010 roku.
Podobnie jest w przypadku Jamesa, który, co ciekawe, również był najlepszym strzelcem mistrzostw świata, ale tych rozgrywanych cztery lata później. Kolumbijczyk w 34 meczach zdobył sześć goli i zaliczył 12 ostatnich podań, co oczywiście przy statystykach Niemca wydaje się słabym wynikiem, jednak trzeba zwrócić uwagę, że po przyjściu Heynckesa Rodriguez ma zdecydowanie więcej zadań defensywnych.
Niemiecki szkoleniowiec odkrył w wypożyczonym z Realu zawodniku talent do gry trochę głębiej. Występuje bardziej na pozycji „ósemki” albo nawet w niektórych spotkaniach „szóstki” niż „dziesiątki”, jak to było zazwyczaj do tej pory. Zaangażowanie w defensywę widać chociażby po statystyce skuteczności jego odbiorów w Bundeslidze, która oscyluje w okolicach 75 %, lub wygranych pojedynków będących na poziomie 51 %.
Drużyna pod skrzydłami Juppa Heynckesa stała się przede wszystkim bardziej precyzyjna i zaangażowana. Nie można zarzucić jej minimalizmu, jednak widać, że najważniejsza jest po prostu skuteczność. Nie można lekceważyć żadnego rywala, dlatego „Bawarczycy” nie szarżują po strzeleniu bramki, a raczej uspokajają grę. Oczywiście w duchu Bayernu jest ten pierwiastek, który każe, przede wszystkim na krajowym podwórku, dominować nad każdym przeciwnikiem, jednak Niemiec nie chce tego za wszelką cenę.
W grze „Bawarczyków” widać wielkie wyrachowanie i spokój. Można to było zauważyć w meczu rewanżowym z Sevillą, gdzie dominowali na boisku, jednak najważniejsze było, aby nie skomplikować sobie niepotrzebnie sytuacji w dwumeczu. Niestety właśnie to wszystko sprawia, że Bayern wydaje się być nieprzekonujący i dlatego wkrada się zwątpienie, czy w ten sposób da się wygrać Ligę Mistrzów. Kto wie, może właśnie to jest klucz do sukcesu, a nie chociażby „rock and roll” grany przez Liverpool.
Specjaliści od Ligi Mistrzów
Można tak nazwać Real Madryt, patrząc, jak wygląda aktualny sezon w ich wykonaniu. Od początku ich gra w La Liga czy w Pucharze Króla prezentowała się niezbyt przekonująco, jednak w Lidze Mistrzów szli jak burza. Nie ma co ukrywać, są to po prostu prawdziwi giganci europejskiej piłki. Jeżeli ktoś wygrywa najważniejsze rozgrywki na kontynencie dwa razy z rzędu, to nie może być inaczej. Wszystko dzięki wielkiej legendzie „Królewskich”, czyli Zidane’owi.
To on poskładał drużynę po kompletnym rozmontowaniu jej przez Beniteza. Zespół był w totalnej rozsypce przede wszystkim pod względem mentalnym, bo akurat taktycznie czy fizycznie Hiszpan przygotował drużynę bardzo dobrze. Niestety nie potrafił się dogadać z największymi gwiazdami w zespole, ponieważ traktował siebie jako największą gwiazdę, a nie był wcale tak szanowany przez piłkarzy ze względu na swoją niezbyt bogatą karierę jako zawodnik.
W przeciwieństwie do Zidane’a. Realowi potrzebny był właśnie ktoś, kto będzie jednocześnie wzbudzał szacunek, ale i starał się nie patrzeć na nikogo z góry. Francuz jest bardzo skromną osobą, przez co nie pojawiają się między nim a piłkarzami żadne konflikty. Potrafi rozmawiać z zawodnikami, przede wszystkim dotrzeć do każdego z nich, a wiadomo, że w takim zgromadzeniu gwiazd nie jest to łatwe. Gracze są gotowi pójść za swoim opiekunem w ogień podobnie jak w Bayernie za Heynckesem.
W kontekście samego półfinału trzeba powiedzieć, że „Zizou” ma jedną broń, która daje mu przewagę nad Juppem. Tą bronią jest oczywiście nikt inny jak Cristiano Ronaldo. Oczywiście z całym szacunkiem dla Roberta Lewandowskiego, ale niestety Portugalczyk nie tylko ogólnie jest lepszy od Polaka, ale jego aktualna forma jest niewiarygodna. Napastnik Realu strzelił od początku roku 26 bramek w 17 meczach! Jest to wynik naprawdę godny pięciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki i pokazuje, że w takiej dyspozycji 33-latek jest w stanie sam rozmontować Bayern, jeżeli będzie miał dobry dzień.
Real Zidane’a grający piłkę opartą przede wszystkim na szybkim przejściu do ataku po odbiorze futbolówki i oczywiście na geniuszu Ronaldo może mieć jednak problemy z dobrze zorganizowanymi „Bawarczykami”. Zdaje się, że „Królewscy” postarają się oddać trochę pole Lewandowskiemu i spółce, a sami będą liczyli na kontry. Na pewno trudno będzie powtórzyć to, co udało się zrobić w Turynie, ponieważ stary lis Heynckes nie da się tak wymanewrować jak Allegri, a tamten mecz z pewnością już nie raz analizował.
Wielki dzień
Dzisiejszy mecz na pewno dostarczy nam wielu emocji. W końcu mamy o 20:45 przedwczesny finał Ligi Mistrzów, jak twierdzą niektórzy. Oba kluby mierzyły się ze sobą już w zeszłej edycji w ćwierćfinale. Wtedy zwycięsko z tego starcia wyszedł Real. Wówczas jednak trenerem Bayernu nie był jeszcze Jupp Heynckes, a więc był to zupełnie inny zespół. Zawodnicy Bayernu będą chcieli się zrewanżować za porażkę w poprzedniej edycji, tym bardziej że jak pamiętamy, nie byli wtedy wcale gorsi i dwumecz mógł się skończyć bardzo różnie. Dwóch geniuszy na ławce trenerskiej oznacza naprawdę świetne spotkanie. Obaj jeszcze się ze sobą nie mierzyli, więc nie wiedzą zapewne, czego się do końca po sobie spodziewać. Będzie to prawdziwe starcie gigantów!